Do piekła, a potem do chlebaka wpłynęły dwa chleby inspirowane krainami nad Morzem Śródziemnym. Jak na drożdżowe (gdyż wyżej stawiam jednak zakwasowce) były naprawdę pyszne. I co najlepsze – łatwe w przygotowaniu :)
Chleb pierwszy – grecki, znalazłam w książce „Smaki Grecji” wydawnictwa Parragon Books Ltd (takie małe książeczki w czerwonej okładce). W zasadzie upiekłam go przypadkowo, bo zapodział mi się przepis na sprawdzony już chleb drożdżowy na miodzie, którego piekłam już nie raz. I bardzo dobrze, bo dzięki temu odkryłam fajny chleb, który wyrabia się bardzo ładnie, szybko rośnie, piecze bez problemu i niestety... szybko znika w brzuszkach ;)
Grecki chleb oliwkowy ("Smaki Grecji", s.34)
(robiłam z połowy porcji i takie też podaję proporcje, w książce wszystko było razy 2)
450 g mąki (pszennej)
1 paczka suszonych drożdży (tyle samo było w przepisie na porcję podwójną – po prostu więcej sypnęłam)
1,5 łyżeczki ziaren sezamu
0,5 łyżeczki soli
solidna łyżeczka suszonego oregano (przepis sugerował 1 łyżeczkę na porcję podwójną, ale my lubimy zioła)
1,5 łyżki oliwy z oliwek (nieco do skropienia wierzchu)
ok. 300 ml ciepłej wody
oliwki (dałam tyle, ile zostało w słoiku – generalnie najlepsze byłyby czarne, ale u nas zachowały się tylko zielone dziane papryką)
Do miski wsypałam: mąkę (przesianą), drożdże, sezam, sól, oregano i mieszając dodawałam oliwę i tyle wody, aby ciasto dobrze się wyrobiło, ale nie było za mokre. Potem przełożyłam na blat i chwilę wyrobiłam. Chwilę, bo ciasto było bardzo wdzięczne i szybko udało się z niego zagnieść ładne elastyczne ciasto. Kula ciasta trafiła do miski posmarowanej oliwą i przykryta folią spożywczą wyrastała godzinę do podwojenia objętości. Po tym czasie znowu chwilę wyrobiłam dodając pokrojone na plasterki oliwki i przełożyłam do keksówki posmarowanej olejem (można zrobić bochenek, bo ciasto jest na to podatne i nie powinno się „rozlać”). Podwojało się dwukrotnie przez pół godziny. Na koniec wierzch został posmarowany oliwą i trochę obsypany sezamem. Po tym zabiegu chleb trafił do piekła na ok. 40 min w 200 stopniach ( w książce: 10 min w 220, a potem 25 min w 190).
Kanapki były pyszne z upieczoną karkówką i sosem majonezowo – jogurtowym z serem pleśniowym.
Kolejny chleb znalazłam u Ewelosy. Przeczytałam przepis i już dwa dni później pokusiłam się o produkcję. Ponieważ, jak pisałam wyżej – lubimy zioła, więc wsypaliśmy do niego solidną porcję ziół prowansalskich (pomijając resztę z przepisu). Ciasto bąblowało przez całą noc i rano na powierzchni miało sporo bąbelków. Przy wyrabianiu rzeczywiście było lejące, ale podsypałam nieco mąką i chwilę wyrabiałam trochę jakby Bertinetem (czyli byłam brutalna i ciasto obijałam o blat), więc po krótszej chwili ciasto wprawdzie nadal było lekko lejące i klejące, ale bardzo łatwo odchodziło od rąk i blatu. Potem zostało wpakowane do foremki. Wyrastało... dość długo, bo ok. 6 godzin, ale to tylko dlatego, że pojechaliśmy z Młodą na kulki do galerii handlowej i wróciliśmy do domu dopiero po obiedzie. W tym czasie ciasto troszkę się wyprowadziło z keksówki. Pomogłam mu na powrót do niej wrócić. Posmarowałam wierzch oliwą (po tym fajnie jeszcze bąblowało) i wpakowałam do piekła na 40 min w 190-200 stopniach (w zależności jak chimeryczne było w danej chwili piekło). Chleb przede wszystkim ma świetny smak skórki, ale i miąższ niczego sobie :)
Chrupiący chleb włoski - Crusty Italian Bread (za Ewelosą)
3 szklanki mąki pszennej
1/4 łyżeczki drożdży instant
1 i 1/4 łyżeczki soli
1,5 szklanki wody o temperaturze pokojowej
ok 2 łyżeczki ziół prowansalskich
W dużej misce łaczymy mąkę z solą. Drożdze rozpuszczamy w wodzie - gdy mamy drożdze suche dodajemy je do mąki.
Wlewamy płynne składniki do suchych.
Wyrabiamy łyżką aż ciasto chlebowe będzie lepkie i zwarte. Przykrywamy folią i odstawiamy na 12 godzin w temperaturze pokojowej.
Ciasto ma mieć sporo bąbelków na powierzchni. Posypujemy blat obficie mąką i wyjmujemy ciasto z miski. Będzie dość lepkie.
Dodajemy zioła i wyrabiamy aż nie będzie się lepiło do rąk. Posypujemy ściereczkę obficie mąką, przekładamy ciasto chlebowe (ja wrzuciłam od razu do foremki) i odstawiamy na 2 godziny do wyrastania.
Pół godziny przed końcem wyrastania nagrzewamy piekarnik do 220'C - ja nagrzałam go razem z kamieniem do pieczenia chleba.
Przekładamy chleb na kamień, przykrywamy folią aluminiową i pieczemy 30 minut.
Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 200'C i dopiekamy chleb około 15 minut.
A co na to Lec?---> "Ten satyryk z niejednego Leca chleb jadł."
niedziela, 14 listopada 2010
Śródziemnomorze w chlebaku
poniedziałek, 8 listopada 2010
Weekendowa Cukiernia, czyli rzecz o ptyśkach, karpatach i... makaronach :)
Zarówno ja, jak i Lipka z Polcią – dysponujemy zaledwie okruchami czasu, jaki możemy poświęcić w sieci. Ale kolejna edycja Weekendowej Cukierni wymaga, aby się trochę w sobie wziąć, ponieważ tym razem gospodarzenie jest w duecie – ja i Tilia a z nami duchem i ciałem była Princess :)
Tym razem czas na ciasto parzone. Rzuciłam Lipce hasło „Karpatka”, ona to podchwyciła, jak rybka haczyk i już następnego dnia zapodała propozycję na rzeczone ciasto z przepisu jej niani za czasów, kiedy Lipka była pacholęciem. Dodatkowo zaproponowała ptysie z kremem, które niedawno zrobiły furorę w pracy. Tym samym wysmarowała mi ładnego maila, którego właśnie kopiuję poniżej. Volia!
Karpatka „Niani”
Składniki:
125g masła
250 ml wody
opcjonalnie: ekstrakty zapachowe
150g mąki pszennej tortowej
5 średnich jaj
szczypta soli
Krem budyniowy:
1litr mleka
4 łyżki mąki ziemniaczanej
4 łyżki mąki pszennej
150 g cukru
300-400 g masła
2 żółtka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (ja daję więcej)
Przygotowanie: Zagotować wodę z masłem. Opcjonalnie można dolać trochę
ekstraktu zanim wsypie się mąkę. Do wrzątku wsypać mąkę z solą, cały czas
mieszając, aż ciasto będzie jednolite i zacznie odstawać od ścianek garnka.
Mieszać na niewielkim ogniu jeszcze 2-3 minuty, aż płyn odparuje, a na dnie
garnka będzie tworzył się biały nalot. Masę przełożyć do miski i lekko
przestudzić. Dodawać jajka po jednym, cały czas ucierając. Jest gotowe jak
opada ze szpatułki/łyżki jak wstążka. Ciasto podzielić na 2 części i
rozprowadzić na dnie blach o wymiarach 37x25cm (blachy dobrze jest wyłożyć
pergaminem lub chociażby wysmarować tłuszczem).
Piec 15-20 minut w 190 stopniach Celsjusza. W czasie pieczenia nie otwierać
piekarnika. gdy ciasto będzie upieczone, wyjąć i ostudzić całkowicie zanim
nałoży się krem.
Mąkę rozrobić z 1/2 szklanki zimnego mleka i odstawić. Pozostałe mleko
zagotować z cukrem. Wlać mączną mieszaninę, mieszać aż zgęstnieje.
Zagotować. Odstawić i ostudzić. W miseczce utrzeć masło z żółtkami. Można
dodać spirytus, ale ja dodaję ekstrakt waniliowy na alkoholu. Dodawać
partiami ostudzony budyń i miksować na gładką masę. Wyłożyć równo na jednym
blacie ciasta, przykryć drugim i odstawić do lodówki na kilka godzin do
stężenia.
Podać posypane cukrem pudrem lub oblane polewą czekoladową lub karmelową (to
już mój dodatek do przepisu Niani).
To przepis na karpatkę mojej Niani. Zwiększyłam w niej dwukrotnie ilość
kremu i dodałam ekstrakt waniliowy, ale w zasadzie to dalej ta sama,
tradycyjna karpatka.
A teraz trochę inny przepis na ciasto ptysiowe wg Herme (książka „Desery”)
Ptysie
Składniki:
80 ml wody
100 ml mleka
szczypta soli
1 łyżeczka cukru
75 g masła
100 g mąki
3 jaja
Przygotowanie: Do rondelka wlać wodę, mleko z solą, cukrem i masłem.
Doprowadzić do wrzenia. Dodać mąkę i mieszać na wolnym ogniu przez 2-3 minut
aż płyny odparują, a ciasto będzie jednolite i odchodzące od ścianek. Masę
przełożyć do miski (ja je lekko studzę) i dodawać po 1 jajku, cały czas
ucierając oraz od czasu do czasu unosząc ciasto, by wprowadzić powietrze.
Ciasto jest gotowe gdy opada ze szpatułki jak wstążka. Ciasto włożyć do
rękawa cukierniczego i wyciskać ptysie na blachę wyłożoną pergaminem.
Posmarować je żółtkiem rozkłóconym z mlekiem. Piec przez ok. 10 minut w 200
stopniach, jeśli pieczemy małe ptysie, a ok. 20 minut w 180 stopniach, jeśli
pieczemy duże. Wystudzić i nadziać.
Nadziewać można albo przekrawając je i potem składając jak kanapeczki, albo
korzystając z rękawa cukierniczego z cienką końcówką.
Mój ulubiony ostatnio krem do nadzienia to krem czekoladowy:
Składniki:
100-200 g czekolady, roztopionej w kąpieli wodnej
6 żółtek (ok. 100 g)
6 łyżek cukru drobnego (ok. 100 g)
1 czubata łyżka (ok. 11,5 g) skrobi kukurydzianej (ew. pół na pół z ryżową)
1 szklanka i 1 łyżka (ok. 266 ml.) mleka 3%
5 łyżek śmietany kremówki (ok. 66 g.)
Przygotowanie: Żółtka ubijamy z cukrem do białości. Dodajemy skrobię i
łączymy ubijając. Mleko ze śmietanką (lub samo mleko) podgrzewamy na średnim
ogniu, powoli doprowadzając do wrzenia. Gdy mleko zaczyna się podnosić,
zmniejszamy ogień do małego, wlewamy na środek masę jajeczną i czekamy 1
minutę - nie mieszamy! (aż mleko zacznie wychodzić po bokach masy). Wtedy
trzepaczką mieszamy szybko, do uzyskania jednolitego, gęstego kremu.
Mieszamy tylko kilka razy i voila, gotowe. Potem krem przelewamy do miski,
łączymy z roztopioną czekoladą i ewentualnymi dodatkami zapachowymi i smakowymi. Studzimy, wkładając miskę z kremem do większej, wypełnionej lodem z wodą.
Krem przykrywamy nasmarowaną masłem folią i odstawiamy do pełnego ostudzenia
do lodówki. Przed użyciem, dobrze jest go dokładnie wymieszać. Można też dodać do niego agar-agar/żelatyny wraz z kremówką/jogurtem greckim i doskonale nadaje się do tortów.
Smacznego.
Jak wspomniałam wyżej czasu na życie onlajn mam tak mało, że prędzej słodkość się stworzyła nim rzeczywiście przedstawiam przepis.
A przyznać muszę, że samo tworzenie ich było nader nomen omen – słodkie. W kuchni byłyśmy we trzy: Lipka, Princi i ja. W pokoju obok Es z Panem R. Toczyli dysputy na bliżej nieznane tematy.
Ptyśki wyszły absolutnie fantastyczne. Co zapewne potwierdzą obie pozostałe panie. Wyglądały tak:
Ich blask zdołał przyćmić tylko.... tort makaronikowy z płonącą świeczką ze sztucznych ogni. Tort był dla mnie, co wzbudziło nieskromny zachwyt :) No przyznajcie sami – chyba nie mieliście jeszcze takiego urodzinowego, kolorowego... ciasta :) Lipka – cmokam mocno.
Przy okazji: dziękuję za życzenia na fejsbuku, za smsy, telefony i prezenty. Było mi naprawdę bardzo miło. Fajni jesteście, Moje Misie Kolorowe :) Ściskam!
A co na to Lec?---> „Znacie jedynie moje mniej genialne myśli, tych gigantycznych nie zapisuję, gdyż jestem wtedy pod tak olbrzymim wrażeniem, niezdolny je zapisywać.”