Na początku wspomnę deczko o Targach Eurogastro. Z Princess mogłyśmy się tam pojawić dzięki zaproszeniom, które podarowało nam Makro. Na miejscu spotkałyśmy się z Amber, Krokodylem, Szelką, Jwsm, Shinju, Atrią i Grace. Jadąc na targi, jak już Aga wspomniała u siebie – wsiadłyśmy w autobus słusznej linii, ale nie w tę stronę, co trzeba. Kiedy rzeczony skręcił w Al. Solidarności w stronę Woli zorientowałam się, że daleko nim nie zajedziemy, jeżeli zostaniemy w nim do pętli. Ostatecznie, ciut spóźnione, dotarłyśmy w końcu na miejsce, po drodze zahaczając o zakorkowane Rondo Marsa. A na miejscu najpierw zabawiłyśmy na stoisku Makro obserwując hot-dogowy event, obżerając się zakąskami, pijąc kawę i pyszny koktajl egzotyczny oraz przeprowadzając blogerskie rozmowy.

A potem z Princi zrobiłyśmy obchód po hali. Spostrzeżenia? Na tle innych stoisk Makro wypadło naprawdę korzystnie. Zajmowało dość dużą powierzchnię, program miało urozmaicony, a pod względem organoleptycznym było atrakcyjne (ach ten koktajl i przekąski! ;)) Jak już napisała Princess, na innym stoisku - producenta makaronu, pożałowali nam degustacji, twierdząc, że „to jest tylko dla klientów”. Hmmmm, no dobra, nie będziemy się spierać. Poszłyśmy dalej i trafiłyśmy na kolorowe stoisko, które ucieszyło nasze oczy ;)

I to wszystko odbyło się w pewną środę.
A w sobotę późnym popołudniem pojawiłam się w Szczęściu na kolejnym blogerskim zlocie. Już na wstępie musiałam wypić nalewkowego karniaka, bo przyszłam za późno i nie lepiłam z resztą towarzystwa pierogów. Całe szczęście byłam usprawiedliwiona – w wieczór poprzedzający czułam się fatalnie i większość soboty jeszcze dochodziłam do formy. Załapałam się jednak na pieczonego pieroga i przegryzłam go między cytrynówką a agrestówką. A na dobranoc obejrzeliśmy... bajkę. Podobno byłam nieco nieznośna, bo zdarzało mi się ją komentować. Nic na to nie poradzę, że pomysł przenoszenia się z domem na balonach wydał mi się zbyt absurdalny – nawet jak na bajkę.
A rano, razem z Kumą Moniką, Polcią, Karoliną i Szczęściarzami zjadłam śniadanie. Chleb z przepisu Szkutnika, sos awokado z tuńczykiem by Pola, pieczony schab, dobry czaj i jeszcze lepsze towarzystwo.

Czegóż można chcieć więcej?
Jak to czego?! Pierogów! Chodziły za mną po zlocie jeszcze tydzień. Zaś za Panem R. jeszcze dłużej. Złożył nawet zamówienie na nadzienie: ruskie i mięsne. Uległam w kolejną sobotę. Zrobiłam ciasto i nadzienie. Wałkowałam i wycinałam koła. Natomiast nadziewaniem i falbaniarstwem zajął się Pan R. Przy okazji przeszłam kurs zawijania. W życiu nie jadłam tak ładnie zawiniętych pierogów, jak te autorstwa Pana R. I on mi mówi, że nie lubi gotować, terefere!

Pierogi
Ciasto:
Mąka
Maślanka
Do mąki dodałam tyle maślanki, aby udało się wyrobić elastyczne ciasto. Potem je wałkowałam i wycinałam koła szklanką.
Nadzienie ruskie:
Ziemniaki (ugotowane)
Biały ser
Zeszklona cebula
Pieprz, sól, czubrzyca
Wszystko przeprasowałam, wymieszałam i doprawiłam. I już.
Nadzienie mięsne:
Mięso mielone z indyka
Zeszklona cebula
Pasta garam masala
Mięso rzuciłam na patelnię i smażyłam w międzyczasie doprawiając pastą garam masala, cebulą i pierzem. Gotowe mięso Pan R. wyżyrafinował na masę. Miał z tym dobry pomysł.

W rankingu pierogów na piedestał od tamtej soboty stawiam te mięsne. Ruskie czy z kapustą mogą się schować – pod falbaną!
A co na to Lec?---> "Bądźmy wniebowzięci na ziemi!"

A potem z Princi zrobiłyśmy obchód po hali. Spostrzeżenia? Na tle innych stoisk Makro wypadło naprawdę korzystnie. Zajmowało dość dużą powierzchnię, program miało urozmaicony, a pod względem organoleptycznym było atrakcyjne (ach ten koktajl i przekąski! ;)) Jak już napisała Princess, na innym stoisku - producenta makaronu, pożałowali nam degustacji, twierdząc, że „to jest tylko dla klientów”. Hmmmm, no dobra, nie będziemy się spierać. Poszłyśmy dalej i trafiłyśmy na kolorowe stoisko, które ucieszyło nasze oczy ;)

I to wszystko odbyło się w pewną środę.
A w sobotę późnym popołudniem pojawiłam się w Szczęściu na kolejnym blogerskim zlocie. Już na wstępie musiałam wypić nalewkowego karniaka, bo przyszłam za późno i nie lepiłam z resztą towarzystwa pierogów. Całe szczęście byłam usprawiedliwiona – w wieczór poprzedzający czułam się fatalnie i większość soboty jeszcze dochodziłam do formy. Załapałam się jednak na pieczonego pieroga i przegryzłam go między cytrynówką a agrestówką. A na dobranoc obejrzeliśmy... bajkę. Podobno byłam nieco nieznośna, bo zdarzało mi się ją komentować. Nic na to nie poradzę, że pomysł przenoszenia się z domem na balonach wydał mi się zbyt absurdalny – nawet jak na bajkę.
A rano, razem z Kumą Moniką, Polcią, Karoliną i Szczęściarzami zjadłam śniadanie. Chleb z przepisu Szkutnika, sos awokado z tuńczykiem by Pola, pieczony schab, dobry czaj i jeszcze lepsze towarzystwo.

Czegóż można chcieć więcej?
Jak to czego?! Pierogów! Chodziły za mną po zlocie jeszcze tydzień. Zaś za Panem R. jeszcze dłużej. Złożył nawet zamówienie na nadzienie: ruskie i mięsne. Uległam w kolejną sobotę. Zrobiłam ciasto i nadzienie. Wałkowałam i wycinałam koła. Natomiast nadziewaniem i falbaniarstwem zajął się Pan R. Przy okazji przeszłam kurs zawijania. W życiu nie jadłam tak ładnie zawiniętych pierogów, jak te autorstwa Pana R. I on mi mówi, że nie lubi gotować, terefere!

Pierogi
Ciasto:
Mąka
Maślanka
Do mąki dodałam tyle maślanki, aby udało się wyrobić elastyczne ciasto. Potem je wałkowałam i wycinałam koła szklanką.
Nadzienie ruskie:
Ziemniaki (ugotowane)
Biały ser
Zeszklona cebula
Pieprz, sól, czubrzyca
Wszystko przeprasowałam, wymieszałam i doprawiłam. I już.
Nadzienie mięsne:
Mięso mielone z indyka
Zeszklona cebula
Pasta garam masala
Mięso rzuciłam na patelnię i smażyłam w międzyczasie doprawiając pastą garam masala, cebulą i pierzem. Gotowe mięso Pan R. wyżyrafinował na masę. Miał z tym dobry pomysł.

W rankingu pierogów na piedestał od tamtej soboty stawiam te mięsne. Ruskie czy z kapustą mogą się schować – pod falbaną!
A co na to Lec?---> "Bądźmy wniebowzięci na ziemi!"