Czy kojarzycie, co było przykrywką przy bankowym podkopie w filmie W. Allena – „Drobne cwaniaczki”? Okazało się tam, że o wiele skuteczniejszym sposobem zarobienia fortuny niekoniecznie musi być kilof tudzież dynamit. Czasami wystarczy zwykły piekarnik.
Wprawdzie nie planuję podkopu do banku, bo chwilowo zadowala mnie podwyżka w pracy, jednakowoż mam ostatnio fazę na ciastka – namiętnie wyszukuję na Waszych blogach przepisów. Potem drukuję je i zakasuję rękawy, do ręki biorę wałek, a potem formuję kształty. I wychodzą z tego całkiem niezłe „drobne cwaniaczki” :)
Szafranowe gwiazdki to był pierwszy uskuteczniony przepis. Ciasto wyszło rewelacyjnie elastyczne, cudownie się wałkowało i wykrajało. Jedynym odstępstwem była u mnie temperatura i czas pieczenia – obecne piekło jest dość chimeryczne i samo nam dyktuje, jak bardzo chce nas obdarzyć ciepłem. W rezultacie temperatura skacze jak dziewczynka na skakance. A my... no cóż... musimy się dostosować. Ale już niedługo, bo czas działania starego piekła jest już policzony :)

Szafranowe gwiazdki - wg Notme
150g mąki,
80g masła w temp. pokojowej,
40g cukru, (u mnie pół na pół z brązowym)
3 łyżki mleka,
żółtko,
30mg szafranu
Gotujemy mleko i rozpuszczamy w nim szafran. Odstawiamy do ostygnięcia. Masło ugniatamy (ręcznie lub maszynką) z cukrem i żółtkiem. Na koniec dolewamy ostygnięte mleko z szafranem i wsypujemy mąkę. Dobrze wyrabiamy i odstawiamy do lodówki na 30min. Po 30min rozwałkowujemy cienko i wycinamy ciasteczka o dowolny kształcie. Ciasteczka wykładamy na papier do pieczenia (pergamin). Pieczemy we wcześniej nagrzanym piekarniku 160 stopni przez 20min.
Po udanych gwiazdach zabrałam się za czekoladowe bruzdy od Żabci. Jedynym odstępstwem był alkohol – zamiast kirshu, była żurawinówka. Wprawdzie ciastka ostatecznie nie wyglądały tak , jak u Kumy (myślę, że to przez piekło i za małą ilość cukru pudru przy obtaczaniu), ale smakowały... jak trufelki :)

Śniegiem oprószone chocolate crinkles (przepis ze strony Joy of Baking)wg Kumy Moniki
56 g masła
225 g gorzkiej czekolady
100 g cukru
2 jajka
195 g mąki
cukier puder do obtoczenia
+ (opcjonalnie) 1-2 łyżki kirschu (lub innego alkoholu) (u mnie żurawinówka)
Czekoladę z masłem rozpuszczam w kąpieli wodnej, białka ubijam na sztywną pianę, dodaję żółtka, masę czekoladową, kirsch, mieszam dokładnie. Dodaję mąkę, zagniatam łyżką zwarte ciasto, które odstawiam na co najmniej kilka godzin (najlepiej na noc) do lodówki. Po schłodzeniu formuję z twardej masy kulki wielkości orzecha włoskiego, obtaczam w cukrze pudrze, piekę ok. 8 min. w 170'C. Masa do pieczenia musi być jak najtwardsza i jak najzimniejsza - wtedy ciasteczka się rozpłyną a ładnie popękają.
Tak się rozochociłam z pieczeniem, że następnego ranka (a była to niedziela) przystąpiłam do produkcji kolejnych ciastek. Tym razem miałam pomocnika w osobie Lili. Ciasto było z przepisu szafranowego Notme, ale tym razem bez mleka (bo się wcześniej skończyło) i szafranu (tutaj z podmianą na przyprawę piernikową). Bez mleka ciasto wyszło nieco suche i mniej elastyczne, gorzej się wałkowało i upieczone łatwo się łamało. Za to wycinanie sfory jamników i dużej ilości serc i imienne stemplowanie było fajną zabawą. Niestety – nie zdążyłam ich obfotografować.
Za to tego samego dnia – tym razem z pięciolatką – Igą i jej mamą, robiłam kolejne ciastka. Najpierw na blacie, a potem w piekle założyłyśmy hodowlę królików i pokaźne stado żyraf. Wszystko na koniec poszło do ozdoby, ku wielkiej radości Igi. Swoją drogą, to prawie jakby ciastka Igi, bo to ona głównie zajmowała się wałkowaniem i wykrawaniem. Ola i ja byłyśmy jakby to powiedzieć, ekhm... podkuchennymi ;) Przepisu nie podam, bo było z mieszanki, a ja nawet nie pamiętam proporcji ingrediencji, które dodawałyśmy do rzeczonej. Mogę Wam tylko pokazać jak wyglądały gotowe, wypindrzone już owe drobne cwaniaczki. Jakość zdjęcia średnia, bo robione telefonem. Sorencjo.

Następne ciastka – waniliowe serca, to prezent urodzinowy dla Lili. Oprócz serc były jeszcze jamniki, a wszystkie zostały podstemplowane „Lili” i zapakowane do słoika. Zdjęcie tamtego słoika też nie zdążyłam zrobić, a ściślej mówiąc... zapomniałam. Ostały mi się tylko te 4 serca – już bez stempelków.

Przepis jest ten sam, co szafranowych Notme. Odstępstwa: zamiast szafranu, były zeskrobane do mleka 2 laski wanilii (dostałam bukiet lasek na urodziny od Lipki :) ) i o połowę mniej cukru. Ciastka wyszły dobre, z wyczuwalnym aromatem wanilii i nie za słodkie. Kruche i w sam raz :)
A wczoraj upiekło mi się z razowymi Konsti. Lubię jej przepisy, bo są niezawodne. Pamiętam pyszną focaccię z pomidorami i rozmarynem albo brutti ma buoni :)

Na razowe pomarańczki czaiłam się prawie rok, aż w piątek przypadkowo sobie o nich przypomniałam. Tym samym sobotnia lista zakupów została dostosowana dla potrzeb drobnych cwaniaczków. Dżem i kandyzowana skórka wydała mi się dostatecznie słodka, aby ograniczyć ilość cukru – dałam tylko 2 łyżki cukru pudru. Ciastka wyszły bardzo dobre, a poza tym przez mąkę wydają się takie... niewinnie zdrowe ;) Zupełnie jak nie słodycze ;) I rzeczywiście są twardsze – można śmiało je moczyć w kawie albo czaju :)
Razowe ciasteczka pomarańczowe wg. Konsti
350 g pszennej mąki razowej (u mnie razowa typ 720)
50 g otrąb (były pszenne)
100 g kandyzowanej skórki pomarańczowej (najlepiej bardzo drobno posiekanej)
2 łyżki dżemu pomarańczowego
180 g masła
100 g cukru (u mnie tylko 2 łyżki cukru pudru)
2 jajka (+ jedno białko - bo mi zostało, po robieniu klopsów)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
aromat pomarańczowy (połowa buteleczki)
Przepis banalnie prosty: wszystkie składniki połączyć, zagnieść ciasto, wstawić na godzinę do lodówki. Wyjąć, dość cienko rozwałkować, wyciąć dowolnego kształtu ciasteczka. Ułożyć na blasze, wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok. 12 min. w temp. 180°C.
A to jeszcze nie koniec, bo tyyyyyyle przepisów jeszcze czeka w kolejce ;)
A co na to Lec?---> "Słodkie życie słono kosztuje."