sobota, 2 stycznia 2010

Prawie optymizm

Jeszcze miesiąc temu kot szpitalny wygrzewał się w resztkach słońca na parkowym trawniku, a pojedyncze liście trzymały się gałęzi jak ostatniej deski ratunku.



Dzisiaj, w nowym roku zielony trawnik ustąpił miejsca białemu. Zmienność pór roku mówi, że nic nie jest stałe. Wszystko się zmienia, coś zastyga w zimowym śnie, coś umiera, coś się rodzi, czasem wybucha ciepłem, a czasem ziębi chłodem. Cóż... życie! Dobrym punktem wyjścia jest spojrzenie na nie z boku, przeanalizowanie tego, co za nami, szukanie iskier, które rozpalone być może pozwolą ogrzać się przy ognisku. Czasem trzeba nanieść więcej drewna i zakosztować survivalu, kiedy od łez zmokną zapałki. I przyprawiać tę zmienność, bo ona decyduje o tym, jak smakować będzie życie.
Odpaliłam wczoraj worda i zaczęłam pisać. Stworzyłam sobie znaki drogowe, które pozwolą lub chociaż ułatwią poruszanie się po labiryncie życia w nowym roku. Może nie będzie tak źle?

Tymczasem jestem domową prawie – baristką ;) Jak wiadomo: prawie robi różnicę. Nie mam więc ekspresu, ale mam cudne ustrojstwo radośnie bulgotające czernią. Ogień pod nim zdoła wyciskać tylko znikomą ilość barów, ale lepsze to, niż rozpuszczalka, mylę się? A potem jeszcze bawię się Pszczołą, czyli bzykiem za 5 zeta, śmiesznie i dumnie zarazem, pyszniącym się dużym napisem "cappuccino maker", haha! ;) Podgrzewam więc 7,5 % śmietankę do kawy i bzykiem uskuteczniam lekką pianę, obsypuję świeżo startą gorzką czekoladą, by ostatecznie stworzyć prawie cappuccino ;)


Za drugim razem robię podróbkę jamajki z Kawowego. Bulgoczę kawę w cudnym ustrojstwie, a do filiżanki na dno wlewam łyżeczkę likieru czekoladowego i pół łyżeczki rumu od Miśka, zalewam czarną – gorącą – wybulgotaną, słodzę do smaku, dorzucam beret* piany wyprodukowany przez Pszczołę i obsypuję przyprawą piernikową. Prawie drink i nawet nie prawie to dobre, ale bardzo dobre! Wyśmienite wręcz! Zaczynam się czuć jakbym uskuteczniała kawowy ceremoniał ;)




A poza tym zajadam się krokietami, które popijam barszczykiem, a w przerwach przegryzam nowym pasztetem – tym razem kurczę z papryką się w niego wmieszało. Chodzę na spacery, zgłębiam obcość języka między kartkami i liczę dni. Szukam ciepła w chłodzie.

* bo czapy Pszczoła nie jest w stanie wydziergać




A co na to Lec? ---> "Nie skostnieć, ale nie sflaczeć, trwać na posterunku, ale nie stać w miejscu, być giętkim, ale nieugiętym, być lwem czy orłem, lecz nie zwierzęciem, nie być jednostronnym, ale nie mieć dwóch twarzy, trudna rzecz!"

26 komentarzy:

  1. Siostra,
    po pierwsze: cudowne zdjęcia!

    Po drugie: piękny kot! (dlaczego szpitalny i jakie nosi imie?)Cudną ma mordkę, ona jest brudna, czy już taka jego uroda?:)Słodziak.

    Po trzecie: różnorodność kaw w Twoim wykonaniu utwierdza mnie w przekonaniu, że i ja muszę spróbować kazdej, wszak kawoszem jestem ! :)

    Po czwarte: obce słowa... czy wiesz,ze też zamówiłam sobie angielskie słowo na każdy dzień? A wylookałam u Negresci, co tam żeś napisała i też sobie zamówiłam:)

    Po piąte: pszczołę też mam,ale nie wiedziałam, że się pszczołą zwać może. :)

    No to idę coś kombinować w kuchni, bo mam cosik w planie:))

    Buziak Sis na sobotę:*** wieczorną:***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam bym kotka Maciek nazwała:P
    hehe
    Jaka podprogowa reklama kawy XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kot niebanalnej urody a kawa nawet nisko barowa jest super;) Pszczoła mnie rozbawiła, bo tez takową posiadam ale służy zupełnie innym celom ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę że ta kawa naprawdę Cię pochłonęła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kawowe rytuały, no, no... Widzę, że Ciebie do tego zachęcać nie trzeba ;)

    A propos kawiarki - kawa powinna być dość grubo zmielona, żeby drobinki nie przedostawały się do naparu. Taki ręczny młynek jak w którymś z poprzednich postów jest najlepszy! Sama takiego z powodzeniem używam, mieli równomiernie, nie podgrzewa ziaren jak te tanie elektryczne wynalazki, no i są żarna (a nie ostrza), które można dowolnie regulować. Jeśli chodzi o młynki, to tu nie ma złotego środka - dobre są te "starożytne" i takie od 800 zł wzwyż (które żarna mają takie jak w tych starych młynkach), resztę pomińmy milczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. pewnie, że nie bedzie źle! będzie bardzo dobrze! bo jak nie ty to kto ma sobie poradzić co? Kto mi pokazał, że są różowe okulary, że są i dostępne dla mnie? i nawet nie prawie ;)
    a na kawusię to sie wproszę do Wawy :) może zrobię się Princess do kwadratu co?
    idę poingliszować ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładnie, domowa baristko! Ja zamiast bzyka mam taką fajną mechaniczną ubijaczkę z Ikei, robi idealną pianę mleczną! Ale często jej nie używam, bo jestem wstrętnym leniem.

    DObrze bedzie. Bo musi. Bo nowy rok. Bo... w to wierzymy? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Siostra---> po pierwsze: :)***
    Po drugie: szpitalny, bo w jego bliskich okolicach mieszka, wykorzystując okoliczny park do wygrzewania futra (spotkałam go kilkakrotnie od jesieni, póki śnieg nie zasłonił zieleni)
    Mordka brudną nie jest, ale urodziwą ala menel bądź nieogolony Homer Simpson ;)

    Po trzecie: jutro idę kupić kardamon ;)

    Po czwarte: widziałam Cię u Negreski ;))

    Po piąte: albo bzykajłem złośliwie wpieniającym mleko tudzież inną śmietankę ;)

    Po szóste: buziaki

    Ola---> a czemuż Maciek? Moja kocia ciotka też zawsze tak nazywała swoje koty, a ja nigdy nie wiedziałam dlaczego - to jakiś tajemny kod? ;)

    Szarlottt---> a jakimż to celom służy> Uchylisz rąbka?

    Mężczyzno---> spierać się nie będę :)

    I.nna--->A! Czyli tamten młynek nieświadomie zrobił mi przysługę? Nie będę zatem więcej psioczyć na jego nieposłuszeństwo ;)

    Princi--->udało mi się pokazać?! Cudnie! ja teraz wdziewam dla odmiany czarne, ale różowe na przyszłość trzymam niedaleko, w kieszeni

    Truskaweczko--->dobrze być musi i basta! tylko czasu potrzeba.
    Ciekawam tej ubijaczki, wszystko mi ładnie opowiesz przy okazji :)

    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  9. Siostra kofana :***
    A Ty wiesz - moje koty też zawsze Maćkami się zwały :) No , był jeden Felek, ale tak to Maćki były:) Coś w tym jest nie? :)
    Śliczny ten kociak :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje za udział w Akcji "Festiwal (s)maku". Mak pod gwiazdami ślicznie wygląda :)...

    OdpowiedzUsuń
  11. Siostra---> Nie chwaliłaś się, że byłaś zakocona, jak to tak?! ;)

    Nette--->słodka przyjemność po mojej stronie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kotek bardzo intrygujący! Ja mam dwa wypasione czarne z białymi plamkami... Własnie jeden poczęstował sie kanapką, którą zrobiłam Małej do szkoły! Fachowo odwinął z papieru śniadaniowego!
    A pszczoła się nam zepsuła... Kawki obie przepyszne a i ten wspomniany pasztet brzmi ciekawie.
    Najważniejsze, że jest optymizm i tak trzymaj Oczko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oczko kociak urody przedniej :)
    Kawcia pierwsza klasa - wiesz napiłabym się takiej tylko gdyby ktoś mi ją zrobił.

    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Grażka--->a pochwal się tymi futrami, bo mi tylko na nk jakiś czarny mignął ;)
    Wspomniany pasztet będzie na tyle uprzejmy, że się zaprezentuje ;))

    Ewelka--->hmmm, poważnie obawiam się czy poczta polska zdoła dowieźć w stanie nienaruszonym filiżankę z zawartością ;)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Siostra, normalnie jakoś zapomniałam się chwalić.
    Och, jak byłam jeszcze młoda i piękna ;), u rodziców zawsze były kociaste :)
    Teraz nie ma bu :(
    Ostatnim kotem był Felek, ale on był krótko.
    Wcześniej Maciek :) Przytargałam go z liceum, dostałam od panstwa woźnych, był malenki ,taki niemowlaczek kociasty :) Pasiasty oczywiście :)
    Był u nas chyba z 7 lat. Niestety on nie był wykastrowany,więc łaził gdzie się dało i poszedł kiedyś bidok i nie wrócił. Toczył boje z innymi kocurami o kotki, szalał z tysiącami kotek ;) No i był taki juz wieeelki, cudny, grubaśny kocur. A że łaził to i chorował i tak mu się pochorowało biedakowi, ze pewnego dnia z wycieczki nie wrócił :(
    Oj, jak sobie wspomnę to łezka się kręci.
    Kochany był.

    No to na razie może tyle wspomnień.
    Buźka Sis:***

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmm.. nie wiem czy to jakiś kod :P ,ale miałam wujka właśnie ,który tak zawsze swoje kotki nazywał- a miał ich milion dwieście i mało tego każdy był biało-czarny
    ha!

    OdpowiedzUsuń
  17. Siostra--->haha! "jak byłam młoda i piękna" ale kokietujesz! ;)PPP
    Proszę, proszę - więcej niż jedno futro, a to nowina! A teraz dla świnki nie jest przewidziane w przyszłości futrzasto - mruczące towarzystwo? ;)))

    Olu--->hmm, śmiem twierdzić, że w przypadku wujka, to mógł być jakiś kod ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  18. Futrzasto mruczące to może kiedyś, ale to już po kadencji świnkowej ewentualnie ...
    Na razie nie :))
    A koty kocham:)
    W pracy mamy slicznego, znaczy pod pracą :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale to futerko mnie za serduszko chwyciło - jaki on bidula uroczy, a zakapior to on musi być, ze ha!
    A że będzie dobrze, to wiadomo przecie - ja też dni odliczam, a im ich mniej, tym ja bardziej szczęśliwa jestem :)
    Ściskam Cię mocno :*** a na @ zaraz odpiszę :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Siostra--->po? dopiero? w sumie racja - jeszcze świnka się obrazi i będzie klops ;)))


    Lipka--->zakapior pewnie tak, wszak dzikus.
    Ależ będziemy dobre z matmy - wszystkie liczą ;)))

    OdpowiedzUsuń
  21. No właśnie ;))
    Świnka to by pewnie jakiego kawalera chciała, ale nie dostanie ;))

    OdpowiedzUsuń
  22. No nie, ale jak tak bez chłopa do końca życia ma wytrzymać? ;)
    Taaa, jak je podsunę jakiegoś to mi prosiaczków narobią;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Buahaha! Uświadom je i po sprawie ;))

    OdpowiedzUsuń
  24. obszarpana wcielenie mojego bylego Peppera. Jak w pyszczek strzelil :-D

    OdpowiedzUsuń
  25. Może to zabłąkany brat bliźniak? ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...