Oba słodziaki pochodzą z serii „pieczenie na życzenie”. Lubię, kiedy Pan R. mówi, że ma ochotę zjeść coś konkretnego, co mogłabym mu wyczarować. Zaczynam wtedy mocniej wertować blogi, przepisy i szukać pomysłów w głowie.
Tarta, wedle zamówienia, miała być z budyniem. Według najwcześniejszej mojej koncepcji miała być jeszcze z mango i lekką warstwą galaretki na plasterkach owocu, aby trzymały się budyniu. Pan R. stwierdził jednak, że wersja tylko z budyniem absolutnie wystarczy. Wobec tego, zamiast mango wprowadziłam nowe zmiany do koncepcji – budyń zyskał wanilię z laski, a wierzch tarty został obsypany wiórkami czekolady.
Tarta z waniliowym budyniem i czekoladą
Ciasto:
Ciasto jest sprawdzonym już wielokrotnie przepisem, który funkcjonuje jako wycinek z gazety. Proporcje składników są w nim takie akurat.
1,5 szklanki mąki (przesianej)
100 g masła
żółtko
szczypta soli
3 łyżki zimnej wody
Najpierw za pomocą dwóch noży (aby nie ogrzewać ciasta za długo ciepłem rąk) posiekałam masło z mąką, a potem dodałam resztę składników i szybko połączyłam do uzyskania jednolitego ciasta. Kulę zawinęłam w woreczek foliowy i na godzinę zostawiłam w lodówce. Potem wałkowałam, umieściłam w wysmarowanej masłem i obsypanej mąką tortownicy i nakłułam widelcem. Na wierzch, celem obciążenia, dałam papier do pieczenia, a na niego Jasia fasolę, którą mam zarezerwowaną tylko do pieczenia. Piekłam ok 20-25 min w temperaturze 180 do 200 stopni (bo termostat w moim piekle żyje swoim życiem). Pod koniec pieczenia usunęłam papier z fasolą.
Nadzienie:
opakowanie budyniu śmietankowego + cukier
750 ml mleka
laska wanilii
plaster masła
czekolada
Ciasto się upiekło, więc zostawiłam je do ostudzenia, a w międzyczasie zajęłam się budyniem – takim zwykłym śmietankowym z torebki. Postawiłam na ogniu mleku, a do niego wrzuciłam zeskrobaną laskę wanilii (razem z laską) i plasterek masła. Wymieszałam proszek bydyniowy zresztą mleka. Kiedy tamto w garnku zawrzało, usunęłam laskę, wlałam rozmieszany proszek i ugotowałam budyń. Przestudzony wlałam na ciasto. Na wierzch została starta czekolada gorzka (ta ciemna) i kawowa (ta jasna).
Mufki dostały jeden wymóg – muszą być w papilotkach, bo takie są fajnie i wygodnie jest je tak zajadać w pracy. Wobec tego zaopatrzyliśmy się w foremkę i papierowe kiecki. Potem zwróciłam się do Siostry o sprawdzone i ulubione przepisy. Ponieważ potrzeba chwili to raz, a brak niektórych produktów wskazanych w przepisach Sisi to dwa, przewertowałam blogi i znalazłam przepis na czekoladowe Muffiny wg Nigelli na blogu Lepszy smak. Pożałowałam trochę papilotkom ilość surowego ciasta, więc nie wyszły za wysokie. Ale co tam, i tak były smaczne i poszły w mig :)
Mufki czekoladowe wg Nigelli
Suche:
250g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
175 g cukru
0,5 łyżeczki sody
2 łyżki kakao
150 g groszków czekoladowych (pominęłam)
tabliczka gorzkiej czekolady lub chocolat chips (pominęłam)
Mokre:
250 ml mleka
100 g rozpuszczonego masła
łyżka aromatu waniliowego (dałam torebkę cukru wanilinowego do suchych)
1 jajko (+ białko, bo pałętało się w lodówce)
Przygotowanie:
Włączyć piekarnik na 200 stopni. Składniki wymieszać w osobnych miskach, następnie mokre wlać do suchych. Wkładać ciasto do wysokości 3/4 foremki. Piec przez 15-20 minut w 200 stopniach. Studzić na kratce.
Na koniec muszę się do czegoś przyznać. Robię to z rozmysłem dopiero po tych słodkich przepisach, bo może większość z Was tutaj już nie dotrze i moja zbrodnia umknie niezauważona. Otóż dokonałam mordu na Młodzieńcu. Zagłodziłam go. Zupełnie o nim zapomniałam i nie karmiłam przez miesiąc,a on, nieborak - siedział cicho w chłodnicy. Chociaż... jak teraz sobie myślę, po dokonaniu oględzin zaczęłam teraz to sobie inaczej tłumaczyć – on po prostu poczuł wiosnę i wzorem kwiatów w ogrodzie (już są!) też postanowił zakwitnąć. Niemniej żywot skończył szumnie i bystro – w kanalizacji.
A co na to Lec? ---> „Pamiętajcie: w zwycięstwie biorą czynny udział i pokonani!”
Nie wiem co bym wybrała...za trudne zadanie...oba wyglądaja świetnie:)
OdpowiedzUsuńfajnie jest mieć dla kogo gotować ! ja uwielbiam pichcić na zamówienie - dziś robiłam żurek :)
OdpowiedzUsuńSisi kofana :*
OdpowiedzUsuńCudne te Twoje mufki i tarta też. Zjadam po troszku z tego i z tego :))
Całuski:*
same pysznosci:)
OdpowiedzUsuńo tak, tak takiej tarty to ja bym chętnie spróbowała:) Choć muffinki też smaczniusio wyglądają:)
OdpowiedzUsuńtakiej tarty to też bym sobie z chęcią zażyczyła.
OdpowiedzUsuńistna rozkosz!
też uwielbiam piec lub gotowac "na życzenie". to naprawdę fajna sprawa ;]
Fajny, a do tego kontrast na budyniowej tarcie. Mniaaam! W dodatku te kropki wanilii, które niezmiennie mnie rozczulają...
OdpowiedzUsuńA muffinki - jak to muffinki - zwyczajnie rewelacja. :)
PS Uwielbiam piec na życzenie! Nic tak nie dodaje skrzydeł. ;)
a ja wciąż czekam na mój omlet, znaczy omlet Pana Rrrrrrrr ;)
OdpowiedzUsuńEch, ja bym chciała mieć złotą rybkę, co by mi co wieczór wyczarowywała coś na ząb ;P
OdpowiedzUsuńNo smakowite ma Pan R życzenia, czy ja też mogę sobie zażyczyć taką tartę :)
OdpowiedzUsuńBuziak :*
Hehe, no i proszę, nikt mnie nie doczytał do końca ;P Tym samym uszło mi płazem zabicie Młodzieniaszka ;P
OdpowiedzUsuńTrzcinowskio--->ja wybrałam mufki, mimo, że wizualnie tarta do mnie bardziej przemawiała ;)
Grażka, Karmelitka--->tak, to jest bardzo fajne :)
Sisi--->teraz czekają te z Twojego przepisu :)
Aga--->:)
Ati--->dzięki, Cukiereczku :)
Zaj--->ja też lubię, kiedy wanilia się pokazuje ;)
Princi--->jakoś tak przeczuwałam, że o nim wspomnisz ;)
Aurora--->ja zamiast złotej rybki, mam cudownego mężczyznę, który mi wyczarowuje omlet co sobotę ;)
Madzia--->a nawet dwie! ;)
pozdr!
bo ci kopniaka za sponsoruje ! ;p
OdpowiedzUsuńTo nie jest takie konieczne ;P
OdpowiedzUsuńGosiu wspaniałe cudeńko upiekłaś - wiesz uskryzdlona jakaś jesteś ;)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia dla sprawcy tego stanu Pana R.
buziol Kochana :*
Ja od ponad roku taka uskrzydlona chodzę ;)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny, inspirujący blog, dostałam przez niego ślinotoku.
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze? ;)))
OdpowiedzUsuńPrezentuje się rewelacyjnie - szczególnie te wiórki czekoladowe na wierzchu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń:)))
OdpowiedzUsuń"Pod koniec pieczenia usunęłam papier z fasolą."
OdpowiedzUsuńczyli kiedy? wyrażaj się (dokładniej) co! ;)
Princess, na surowe ciasto, którym wylepiłaś już blaszkę kładziesz papier do pieczenia albo śniadaniowy i sypiesz suchą fasolę, aby ciasto obciążyć. Bo w tarcie przecież o to chodzi, aby ciasto było cienkie i płaskie. Załóżmy, że piec się będzie 20 min, więc pieczesz z fasolą ok 10 -15 minut, potem usuwasz papier i fasolę i dopiekasz ciasto do końca, aby nie było po wyjęciu z piekła surowe.
OdpowiedzUsuń