Jaram się, tak właśnie – jaram się tym, że jem rzeczy z własnego ogródka. Wyhodowane własnymi siłami, z nakładem własnej pracy, w swoim własnym wolnym czasie, które są bio-eko-sreko i summa summarum wyszło to naprawdę tanio. Niby nic, bo przecież własny kawałek ziemi uprawiają miliony ludzi na świecie i większość z nich nie robi z tego powodu jakiegoś wielkiego halo. No ale to moja radość, więc mogę z nią robić co chcę – nieprawdaż?
Realizacja planu przeszła moje oczekiwania. Wzeszło prawie wszystko, niemal połowa jest już jadalna, reszta albo kiełkuje, albo dojrzewa, albo – jak rzodkiew sopel lodu, ustępuje już miejsca poplonowi w postaci świeżo zasianego jarmużu. Na późniejsze czasy będzie akurat.
A teraz internetowo od linka do linka - śledzę zachowania konsumenckie, ruchy aktywizujące lokalne społeczności, antykonsumpcjonizm, zdrowe żywienie, ziołolecznictwo i chwastozbieractwo. No i jestem pod wrażeniem.
Oto co wyłowiłam z sieci:
1. Projekt – Warzywnik. Czyli od zera do farmera – czyli obalamy mit, że wokół domu może być tylko trawnik i tuje.
2. Nie kupuję. Obserwuję – świetne, lekkie i bardzo trafne teksty o codzienności, o konsumpcji i antykonspumcjoniźmie. Ta kobieta ma świetne pióro. Aż szkoda, że zaprzestała (być może tylko na pewien czas) pisania.
3. Herbiness – blog o tym, że jedzenie pochodzi nie tylko z warzywnika. Warto przejść się kilka kroków od domu, aby znaleźć zdrowe pożywienie.
4. Przez rok nie kupię jedzenia – projekt na życie. Cel? – uświadomienie (nie tylko) sobie, że można uniezależnić się w dużej mierze od dużych korporacji i korzystać z własnych zasobów.
Wszystkie te cztery wymienione blogi nakręciły mnie na nowe spojrzenie na to, co mam na talerzu. W zasadzie odżywiam się zdrowo, nie kupuję dużo, mam nareszcie swój ogródek, który nawet daje plony. Jednak sałatka pasterska Igora i międzyblogowa akcja Inez „Chwast na medal” skłoniły mnie do nowych zachowań.
Mianowicie zamiast walczyć na grządkach z chwastami, zaczęłam się im przyglądać, poznawać i ... je zjadać. Pomysł nie jest nowy - powiecie. Tak, wiem: Noma, Amaro, Łuczaj... I pewnie jeszcze kilku guru się znajdzie. Ale ja dopiero odkryłam, że już mi z tym po drodze.
Pan R. póki co patrzy na to nieco skonsternowany, ale sałatka i zupa mu smakowały ;)
A Wy? Jakie znacie ciekawe blogi? I czy jadacie chwasty? :)
Miodowa sałatka z chwastami (przepis autorski inspirowany Sałatką pasterską Igora)
sałata: masłowa, lodowa, rzymska, rukola
koperek
zielona pietruszka
szczaw
rzodkiewka sopel lodu – liście i korzenie
babka zwyczajna
liście żółtlicy
lubczyk
mięta: dzika i pieprzowa
bób - ugotowany i obrany
pomidorki koktajlowe
czerwona cebula pokrojona w półkrążki
Sos:
5 łyżek oliwy
3 łyżki octu jabłkowego
sól himalajska
świeżo mielony pieprz kolorowy
1 łyżeczka miodu leśnego z Lawendowej Barci pod Lasem
1 łyżeczka musztardy krymskiej
Wszystkie warzywa i chwasty umyłam, sałaty porwałam, pozostałe pokroiłam. Składniki sosu wymieszałam w zakręconym słoiku, połączyłam z sałatką, wymieszałam i odstawiłam do lodówki, aby przegryzły się smaki.
Zupa z chwastów z makaronem (przepis autorski)
makaron krajanka
bulion z kurczaka zagrodowego
seler (wyłowiony z właśnie ugotowanego bulionu)
mięso ze skrzydełek kurczaka
mniszek lekarski
babka zwyczajna
liście żółtlicy
rukola
zielona pietruszka
szczaw
natka marchewki
lubczyk
koperek
Zielenię poszatkowałam i podgotowałam ok. 3 minuty w bulionie. Zdjęłam z ognia, dodałam selera i mięso z kurczaka i zmiksowałam. Połączyłam z drugą częścią bulionu i makaronem, doprawiłam świeżo mielonym kolorowym pieprzem i koperkiem.
Dziękujemy za odwiedziny naszego warzywnika! :)
OdpowiedzUsuńSianie, doglądanie, a potem zjadanie tego co wyrosło to MAGIA! Uzależnia ;)
"Chwastowe" sałatki goszczą u nas często, lubię też skubać zielone prosto z grządek.
Pozdrawiamy!
Jak miło, że tutaj zajrzeliście :) Zaraz sobie zerknę, co u Was jest na medal ;)
UsuńUwielbiam rośliny i jem chwasty na co dzień. Nie na nic przyjemniejszego niż zbiór,zachwyt i obserwacja w naturze. A potem przerabianie na różne cuda:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA jaki plus: zamiast walczyć, pielić i się wkurzać - można zjeść ;)
UsuńU mnie na blogu jest kategoria - jadalne chwasty. Odkrywam wciąż nowe, a efekty zdrowotne widać. Twoje dania - pycha :)
OdpowiedzUsuńWiem, Grażynka. Bo u Ciebie często są różne jadalne ciekawostki :)
UsuńNie kazdy chwast odpowiada mi na surowo, np. nie lubie surowego szczawiu i portulaki, ale po obrobce termicznej wszystko da sie zjesc. Do zupy mozna tez dodac lebiode, ktora jest popularnym chwastem a jako dodatek do chleba, czy muffinow swietnie sprawdza sie podagrycznik, z ktorym musi walczyc niema kazdy dzialkowiec:-)
OdpowiedzUsuńW takim razie nie mam szczęścia do podagrycznika ;) U mnie go nie uświadczysz.
UsuńHerbiness - to moje prywatne odkrycie roku. Świetny blog, prawdziwa skarbnica wiadomości
OdpowiedzUsuńMam dokładnie takie samo zdanie :)
Usuń