„- Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest. Po prostu trochę zmarzłem.
- Mam ugotowany rosół; świetnie panu zrobi. Niech pan szybko wchodzi.
Ujęła mnie za ramię i poprowadziła w stronę galerii
- Isabello, nie jestem inwalidą.
Puściła mnie zawstydzona.
- Przepraszam.
Nie byłem w nastroju, by toczyć boje z kimkolwiek, a już najmniej z moją upartą asystentką, pozwoliłem więc zaprowadzić się na fotel i opadłem na niego jak worek kości. Isabella usiadła naprzeciwko i przyjrzała mi się zaniepokojona.
- Co się stało?
- Nic. Nic się nie stało. Ponoć czeka na mnie filiżanka rosołu.
- Już podaję.
Wyskoczyła do kuchni, skąd zaczęły dochodzić mnie odgłosy krzątaniny. Odetchnąłem głęboko i zamknąłem oczy, by po chwili usłyszeć zbliżające się kroki Isabelli.
Podała mi ogromną, dymiącą bulionówkę.
- Przecież to większe od nocnika.
- Proszę to wypić i nie wyrażać się.
Powąchałem rosół. Pachniał smakowicie, ale nie chciałem okazywać się zbyt układny.
- Dziwnie pachnie - powiedziałem - Z czego to?
- Pachnie kurczakiem, bo jest z kurczaka, z solą i odrobiną jerezu. Smacznego!
Upiłem nieco i wyciągnąłem bulionówkę ku Isabelli. Pokręciła głową.
- Do dna!
Westchnąłem i upiłem kolejny łyk. Niestety rosół był smaczny.”*
Ugotowałam już sporo litrów superanckiego. Często każdy kolejny miewał inną nutę**, niż poprzedni. Bywał bulion z wywarem szparagowym lub z bardzo bogatym bouquet garni albo ze sporą przewagą rozmarynu z krzaka. Czasem aromatu dodawały suszone grzyby, kłącze imbiru, sos sojowy, tudzież białe półwytrawne z przepisu Ramsaya, które swego czasu wypatrzyła Małgoś.
I rzeczywiście ten ostatni dodatek najbardziej podszedł mi podniebiennie. Nadawał lekką kwaskowość, która doskonale komponowała się z wywarem. Wypiłam wtedy całą bulionówkę i natychmiast pomyślałam o napełnieniu kolejnej. Towarzyszył mi wówczas grubas Hieronimus, który po zatopieniu "Kosy" w łyżce zupy wziął się spakował i odleciał do kurnika Princess.
Ale wracając do superanckiego - nigdy jednak nie udało mi się uzyskać pożądanej klarowności. Aż do tej chwili. Przyznaję jednakowoż, iż to absolutny przypadek, podyktowany skromną ilością ingrediencji z racji mocno szczupłej spiżarni, która w Nowalijce dopiero się tworzy. I jeszcze novum – superancki nie jest tym razem wyłącznie warzywny.
Superancki – minimalistyczny (na jakieś 4 talerze – tym razem bez chłodu zamrażarki)
2 karoty
1 pietrucha
zęby czosnkowe – w ilości ile fabryka dała
łyżka oliwy
2 podudzia z kuraka
3 ziela angielskie
2 wawrzyny
sól, pieprznięty
woda (czyli sine qua non ;)
Wszystko razem gotowało się przez ok. 1 godzinę, może ciut więcej, a potem...
Tak! Wizualnie to absolutnie mój ideał. Tylko wina zabrakło ;)
A potem przyszedł czas na zupę :)
Rosół pomarańczowo – imbirowy z makaronem soba (inspiracją był przepis Domowego Kucharza z kuchni.tv)
superancki - minimalistyczny
sok wyciśnięty z pomarańczy
starte kłącze imbiru
sos sojowy
ugotowane mięso kurczaka
makaron soba
szczypiorek
czarny sezam
mleczko kokosowe (baaardzo ewentualnie ;))
Zupa powstała na bazie minimalistycznego. Po odcedzeniu rzeczonego do samego płynu, wcisnęłam sok z pomarańczy. Trzeba uważać, co by nie przeholować, bo to cytrus jest i rosół może zrobić się zbyt kwaśny (słodkie mleczko kokosowe może zniwelować kwaśność – ja go dałam dosłownie ciut, bo byłam na granicy przewagi pomarańczy nad resztą ;)). No dobrze! Sok mamy, to jeszcze przyda się trochę startego kłącza imbiru. W takim płynnym stanie rosół się zagotował i doprawił sosem sojowym, a już obok ujędrniała się soba. Ja tymczasem obrałam kurczę mięso z kości. Do miseczki najpierw wpadły kluchy, za którymi podążył kurak, za kurakiem rosół właściwy, czarny sezam i szczypiorek. A potem już tylko pozostało mi wiosłowanie łyżką w głębinach miski :)
A co na to Lec? ---> "Kogut opiewa nawet ten ranek, w którym idzie na rosół."
* Carlos Ruiz Zafon – „Gra Anioła”
** ale zawsze pływał w tym wszystkim lubczyk
czwartek, 25 lutego 2010
Czas na rozgrzewkę :)
Wpis:
akcja kulinarna,
koty,
słony,
zupa :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To kiedy wpadasz do mnie z termosem zupki, a po drodze tą von-von zakupisz :PPP ... no ba! nie odpuszczę :DDD
OdpowiedzUsuńA o bulionach to już była mowa i wiesz co i ja wiem :)
Buziak :*
Jakoś mi czosnek do rosołu nie pasuje... wawrzyny też, ja lubię łagodny a poza tym robię tak samo...
OdpowiedzUsuńZa to ten imbirowy ciekawy bardzo :)
A ja to jestem bardzo ciekawa smaku tej zupki na superanckim. Ciekawa musi być :))
OdpowiedzUsuńSam superancki śliczny, ta karota cudnie w nim utopiona w wielkich kawałkach:)) Prawie jak na zdjęciu Tańczącej z Marchewami;))
Buziak:**
No! I co?! I przypomniałaś mi, ze się miałam zabrać za wywar Amaro Modesta Wojciecha ;) Ide se liste na zakupy zrobic. A, on też czosnku do wywaru daje :) I gites!
OdpowiedzUsuńI mam już 10 białek... i zbieram dalej....
OdpowiedzUsuńLipko Moja Droga--->zupki w termosie nie przyniosę, bo rzeczonego na "t" nie posiadam ;)PP A tę von to chyba rzeczywiście muszę jak najszybciej popełnić, bo mam wrażenie, jakby wisiała nade mną, nie przymierzając, niczym miecz Damoklesa ;)
OdpowiedzUsuńcmok za maskaradę :)**
Grażka--->a u mnie zęby czosnkowe zawsze, potem lubię wyjadać takie miękkie i rozgotowane. Mniami! ;) Ale co dom, to inny sposób :)
Siostra--->cmokam Cię za ten miód :)* "tańcząca" - hahaha ;))
Mafi--->pana Amaro? o fajnie! To daj znać. Będzie pianą, czy z makaronem ze strzykawki? ;) Ja dzisiaj z Lipką odświeżyłam sobie Ferrana - tak a propos :)
ps. Czekam na maszkarony! ;))
no gratki kochana, śliczny!
OdpowiedzUsuńa mi ten z winem nie podszedł
Nigdy bym nie pomyślała, że jakaś opowieść sprawi, że nabiorę ochoty na rosół . Paskudna pogoda oczywiście, ale stan w którym prawie szczęśliwa, prawie najedzona, a tak mi gorącą, że okno prawie na oścież otwarte, siedzę przed ekranem i sobie stukam? Ja w mojej karierze zrobiłam jeden rosołek, efektu nie pamiętam. No ale, zawsze dobrze znać przepis na ideał, mam nadzieję, że nie tylko wizualny.
OdpowiedzUsuńOoo, ten rosołek z sobą to jest coś! Dość rzec, że sobę to ja nawet suchą (znaczy ugotowaną, ale bez dodatków) mogę jeść i jeść, więc taka utopiona też dla mnie prima balerina! :)
OdpowiedzUsuńPrinci---> a mi ten winny właśnie bałdzo, bałdzo ;)))
OdpowiedzUsuńKarola--->ja i bez opowieści miewam ochotę na rosół ;)
Małgoś--->masz rację! Soba ma w sobie coś takiego, że można by ją na potęgę. Właściwie to sama się sobie (nie sobie - kluchom, a sobie - oczku ;)) dziwię, że tak nieczęsto ją ujędrniam ;)
och, cóż to za cudna rozgrzewka..
OdpowiedzUsuńrosół z pomarańczą mnie oczarował.. bo rosołu to ja nie lubię, ale taki z wieeelką ochotą bym spróbowała
Rosołu nie lubisz?! No doprawdy, rzadko zdarza się kluska, która nie lubi rosołu ;)
OdpowiedzUsuńcmok!
Jaką ja mam ochotę na rosół! Nie wiedziałam o tym dopóki nie zerknęłam na to zdjęcie z czyściutkim z marchewką :D Ale teraz to już będzie trzeba uważyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Oczko :)))
Pani mam ten sam cytat u siebie przy rosole z sherry :D
OdpowiedzUsuńWeź no mieszkaj bliżej mnie co? :((
:*
no prosze,prosze,ale rosolowo sie poszalalo,co????ale wpadlabym nawet o tej porze na filizanke takiego goracego.....moge?????
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Aaaa! Naszło mnie straszne ciśnienie na rosół. Ogólnie dobry rosół z kuraka to jest to. Stanowczo lepsze od tego co to podobno "jest to".
OdpowiedzUsuńAle, ale... Mówię sobie zawsze... nie czytaj o jedzeniu po nocy... żesz no...
Dobra... co to jest "dziewica" której ma być łyżka? Za późno jest... nie wiem... aaaa... ratunku!
Jeść :-)
Wygląda bardzo smacznie! no gdybym kiedyś taki u Ciebie zjadła, to może bym się do rosołu przekonała;)
OdpowiedzUsuńHa, tego Garfielda nie znałam! :) A przydałby się na konkurs rosołowy ;)
OdpowiedzUsuńCudeńka robisz z tych rosołków!
Moni--->no popatrz jak o Ciebie zadbałam! - przypomniałam Ci o rosole ;)))))
OdpowiedzUsuńPolcia--->no rzeczywiście! i wiesz co? przypominam sobie ten jerez u Ciebie :))) Weź no się już przeprowadzaj do Wawy :))
Gosia--->pewnie, że możesz! Śmiało! :))
Stfur--->bełkoty witają. W kwestii dziewicy odsyłam do Słownika Słów Niezrozumiałych tutaj po prawej ;)
Ale i bez tego zdradzę, że dziewica to oliwa extra v. ;)
Aha! z rana przed śniadaniem też się tego nie powinno robić ;)
Ati--->no nie może być! - tez nie pałasz miłością do rosołu?
Pinkcake--->jaki konkurs, bom nieoświecona? Garfield jest w deseczkę - nie tylko rosołowy ;)
pozdr!
nie ma to jak rosół na... na niwelowanie skutków konsumpcji wina dnia poprzedniego ;)
OdpowiedzUsuńja raz w życiu zrobiłam jakiś pseudo rosół, wyszedł jako taki. Moja siostra robi przepyszny, też dodaje czosnek. Dodaje poza tym serca i żołądki drobiowe i taką opiekaną cebulę. Palce lizać! I kolor ma piękny. Te Twoje też bardzo zachęcająco wyglądają, może w końcu przekonam się do gotowania... ;)
Rosołkowa Mistrzyni po prostu!
OdpowiedzUsuńi przypomniało mi się, że ja już tak dawno temu rosół jadłam... dawno, dawno temu... pora to chyba zmienić :)
Rudomi--->witam na bełkotach :)
OdpowiedzUsuńRosół na kaca? Dobra myśl! ;) Opalaną cebulę na gazie też dorzucam :) Dodaje aromatu.
Amarantka--->daawno? seerio? Ach gdzież te czasy coniedzielnego rosłu z domowym makaronem? ;))
No... kwestie słownikowe w takim razie muszę opanować ;-). A dziewica po przetłumaczeniu jest całkiem już zrozumiała :-).
OdpowiedzUsuńAha... dobry rosół to rzeczywiście podstawa w przypadku "dnia następnego".
Czy w kwestii przejedzenia też działa? Bo zaraz czuję, że pęknę ;)
OdpowiedzUsuńNo... sprawa "dnia następnego" wiąże się tylko z przesadą w spożyciu płynów uznawanych za wyskokowe. Jadła nie obejmuje ;-D
OdpowiedzUsuńEee! I tak już mi przeszło! Jakaś taka... głodna jestem ;)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa uzależnienie ;-).
OdpowiedzUsuńNo dobrze... biore się za ten rosół - muszę mały zapasik zrobić. Wody jak mniemam na ten zestaw składników superanckiego-minimalistycznego było ok. litra.
Wody Drogi Chłopaku z Bloku było na oko... 3-4 talerze. Zatem to zależy... jak bardzo je masz pojemne ;) Ale tak gdzieś ten literek był - pewnikiem.
OdpowiedzUsuńProponuję jeszcze seler korzeniowy, zjaraną nad gazem cebulę, lubczyk... Dalej wymieniać? ;)
Ja właśnie swój zapasik wykończyłam na zupie koperkowej. No i muszę znowu warzyć - tym razem będzie w wersji ekhem... uskrzydlającej ;)
Zrobię, bo mi się bardzo podoba. :-)
OdpowiedzUsuńSprawdzę, czy mnie rozgrzeje. ;-))
OdpowiedzUsuńJeśli zdążysz przed... odwilżą ;))
OdpowiedzUsuńTak więc dzieciarnia dzisiaj wsunęła porcję minimalistycznego merdając uszami ;-).
OdpowiedzUsuńDzięki!
Szybko Działasz Chłopaku. Niech Ci na zdrowie idzie.
OdpowiedzUsuńZrobiłam, rozgrzała. Przyjemnie piecze w gardło. Taka wersja rosołu bardzo mi odpowiada. będzie u nas częściej gościł. Czosnek, szczypiorek, imbir, pomarańcza, wszystko świetnie gra i z zupy znika nuda. ;-)
OdpowiedzUsuńOch! To superancko, Krokodillo! Cieszę się okrutnie :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie wstawiłam swój drugi w życiu, ale pierwszy bardziej świadomy rosół :) Poszłam na zakupy, kupiłam to, co wydawało mi się odpowiednie, a potem zajrzałam do Twojego przepisu i okazuje się, że kupiłam aż nadto ;) Wrzuciłam co miałam, niby wersja minimalistyczna, ale do tego dodałam jakiś lubczyk, seler, pietruszkę... A, i znalazłam w lodówce imbir, więc wrzuciłam mały kawałek, czyli taki trochę mix robię... :) Zobaczymy co wyjdzie. Tylko ten imbir to ja obrałam... :) nigdy nie wiem jak używać imbiru, czy obrany, czy nie, czy starty (np. w grzańcu). Może dowiem się w końcu dzięki Tobie :)
OdpowiedzUsuńa i żebym już było całkiem jasne, że jestem kulinarną ignorantką, to zaczęłam szukać w Twoim słowniku co to wawrzyn :D ale że nie było, to posłużyłam się google, ech... :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz... imbir to ja zawsze obieram. W plastrach ładuję do czaju, znaczy herbaty. Starty lub drobniutko pokrojony - do reszty.
OdpowiedzUsuńA do grzańca, przyznam się szczerze - dawałam tylko raz i to w proszku...
Wawrzyn... no tak, wybacz moje roztrzepanie - liść laurowy czyli. Już uzupełniam tę lukę w słowniku.
to absolutnie nie do Ciebie zażalenie :) powinnam byłam skojarzyć z liściem laurowym :)
OdpowiedzUsuńgotowanie już kończę, zapomniałam wspomnieć, że tam jeszcze są serca drobiowe i kawałek wołowego. A dla smaku dodałam jeszcze sos sojowy i bardzo mi smakuje - pierwszy rosół bez kostki rosołowej ;)
O! :) I widzisz sama: da się bez kostki? - da się! :))
OdpowiedzUsuńda się i to da się wybornie! o niebo lepszy niż ten z kostki ;)
OdpowiedzUsuńHyhy! jak dobrze wiedzieć, że oto mamy kolejnego zwolennika domowo - warzonego rosołu :) Dałabym Ci laurkę, gdybym takową miała ;)
OdpowiedzUsuńA to Lec dal dzisiaj czadu!
OdpowiedzUsuńWiesz, bardzo podoba mi sie ten minimalizm - a najbardziej juz to ze superancki wrocil :-) Ten dodataek tajemny to czosnek, tak?
Nieeeekoniecznie ;) czosnek akurat się nawinął niebożę pod rękę ;)
OdpowiedzUsuń