piątek, 28 maja 2010

O kurniakałdulia! – zupy!

"Rotmistrz Opas: Hej, Matko Ubico! A cóż nam dziś dasz dobrego?
Ubica: Oto menu.
Ubu: Oho! Wreszcie coś ciekawego.
Ubica: Zupsko polskie, szponder z rastrona, cielak, kurak, pasztet pieski, pipek indora, mus ruski...
Ubu: No, no, nie tak ostro, starczy już tego, jak myślę. Chyba że masz tam coś jeszcze?
Ubica (ciągnąc dalej): Bomba, sałata, frukty, tuk z rury, łamańce, topinambur, kalafior a la grówno.
Ubu: Te! Za szacha perskiego mnie bierzesz, żeby tak groszem szastać?
Ubica: Nie słuchajcie go, to kretyn.
Ubu: Hu! Bo weznę i zakąszę twoją girą.
Ubica: Lepiej wsuwaj, Ubu. Oto zupsko polskie.”
*


Dawnośmy się nie widzieli. Misie Kolorowe ;) Uprasza się o wybaczenie tegoż zaniedbania. Dzieje się dużo i głównie dobrze. Widzę, słyszę, uśmiecham się, czasem coś czytam. Tutaj kajam się, że Was nie odwiedzam – niebawem nadrobię zaległości. Żyję teraz w nieco innej czasoprzestrzeni, pomiędzy stawiam kropki, a w ogóle - zaczynam od nowa. Wszystko wygląda ładnie. Właśnie wykreśliłam 3 i 4 postanowienie noworoczne. Ach! Jeszcze, w tak zwanym międzyczasie, zdarza mi się coś zjeść. Zupsko na ten przykład.



Zupsko pierwsze – pietrucha
Primo: miała być szparagowa. Secudno: zrobiła się pietruszkowa, bo sklep mi powiedział, że szparagów nie ma, ale ma za to pietruszkę. Postanowiłam niniejszym wrócić do korzeni, zakasałam rękawy (a nie! przepraszam – byłam akurat w krótkim rękawku) i zabrałam się za warzenie superanckiego. Tym razem był odlotowy, bo na kurzych skrzydłach. A potem, to wiecie – wyżyrafinowałam w nim pietruchę, deczko selera, wymiąchałam ze śmietaną i koperkiem, i dorzuciłam nieco kuraka. A! Doprawiłam jeszcze miksem afrodyzjakalnych przypraw. Potem zabrałam się do konsumpcji.




Zupsko drugie – szampiniony, no i klops!
Najsampierw znowu nawarzyłam superanckiego, pod koniec skumplowałam z nim poplasterkowane szampiniony i dorzuciłam klopsy (takie same jak podczas odwilży, z jednym mykiem – miast nigelli był cząber). Na koniec wymiąchałam ze śmietaną. I tę też zjadłam.




Zupsko trzecie – szparagi z karotą
O! I tutaj w końcu dopadłam te białe badyle. Z pomocą przyszedł Szembek, na który to wybrałyśmy się z Lipką celem zanabycia ingrediencji na urodzinową ucztę w Szczęściu.
Zupsko szło tak: najpierw superancki – podobnie jak w przypadku zupska od korzeni – był odlotowy. Z jednym małym wyjątkiem – dorzuciłam do niego obierki szparagowe i takież też te łykowate końcówki. Kiedy już przestały być potrzebne superanckiemu – skończyły sromotnie swój żywot – mianowicie w śmieciach. Cóż, taka karma, jak się jest niezjadliwym. Idziem dalej – w superanckim dokonała się zbrodnia, bo znowu wyżyrafinowałam, bez zmrużenia nawet, „delikatną strukturę szparaga”. A żeby tego było mało – na dodatek dorzuciłam towarzystwu karotę. A jeszcze później zrobił się w gorącym kubku tłum, bo przypłynęła ławica wędzonego łosia. Jak się nie trudno domyślić – również to zupsko poszło na pożarcie.


A co na to Lec? ---> „Pamiętaj - po każdej kropce zaczyna się znów Stworzenie Świata.”


pees. Tuszę, że słyszeliście o dekonspiracji ;)


* Alfred Jarry - „Ubu król, czyli Polacy” (przekł. Jan Gondowicz)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...