Pojechałam z wizytą do pewnego futra. Jednostka mrucząca okazała się nie być zbyt gościnna i włączywszy totalnego ignora schowała się pod łóżkiem. Tłumaczę sobie ten jakże oburzający fakt tym, że młoda jest jeszcze oszołomiona zmianą kątów i niekoniecznie wyrywa się do czochrania za rysiowymi uszami. Pomyślałam, że jeszcze sobie pogadamy o tym – inną razą. Póki co, pobieżne naoczne obserwacje wskazują, że bydlę jest wielkie i zapewne ciężkie. A ponieważ jest kotem, hmmm, nie wróżę, aby była prosta w obsłudze. Ale może chociaż następnym razem będzie bardziej towarzyska.

Tymczasem przyszła pora na filowanie. Proces produkcyjny rozpoczęłam ja, tworząc ciało, natomiast dziane spoczęło w piekle dnia następnego po akcji ubogacania wewnętrznie serem przez Pana R.
Greckie pierożki miałam już obiecane od pewnego czasu, więc w końcu należało je uskutecznić.
Przepis na ciasto pochodzi od Dorotus, natomiast nadzienie to luźna interperetacja „Serowych pierożków” z książki „Kuchnia Grecka” (strona czterdziesta któraś w takiej małej czerwonej okładce, następnym razem zapodam wydawnictwo albo coś w podobie, co pozwoli ją bardziej zidentyfikować). No to lecim z filowaniem.

Ciasto filo (za Dorotus); oko na zielono
400 g mąki pszennej (hola, hola! trochę więcej jednak)
6 g soli (sypnęłam tyle, ile się zmieściło na łyżeczce)
330 ml wody, podgrzanej do 50ºC (ciepła z czajnika – po prostu)
30 ml oliwy z oliwek
skrobia ziemniaczana do podsypywania (z braku rzeczonej była pszenna)
Mikserem wymieszać mąkę, sól i wodę. Jak składniki zaczną się łączyć, wlać oliwę, nadal miksując. Miksować około 3 - 4 minut, aż ciasto się połączy, będzie miękkie, delikatnie klejące i będzie prawie odchodziło od brzegów miski.
Tutaj wszystko się zgadzało, do momentu, aż...
Wyłożyć ciasto na stolnicę oprószoną skrobią ziemniaczaną, uformować w kulę.
Ciasto owszem, z miski dało się wyprowadzić, ale na stolicy rozlało się jak mleko po podłodze. Musiałam dodać ok. 110-120 g mąki, by ciało było bardziej chętne do współpracy.
Kulę podzielić na mniejsze kawałki, około 60 g każdy, również uformować je w kulki. Ułożyć je na blaszce oprószonej skrobią, w odległości kilku centymetrów od siebie. Przykryć je folią lub ręczniczkiem i pozostawić w chłodnym pomieszczeniu (14 - 16ºC) na 2 godziny (koniecznie - eeee!).
Kulki zrobiłam na oko wielkości dużej śliwki, które następnie zostały przykryte wilgotną ściereczką i odpoczywały ok. 3 godziny. Po tym czasie mieliśmy przejść do etapu kolejnego, ale zastała nas ciemna noc, a opuściły chęci. Tym samym kulki zostały na tacy opakowane folią i władowane do zamrażalnika. A następnego dnia Pan R. ...
Delikatnie oprószyć mąką stolnicę. Jeden kawałek ciasta filo położyć na środku. Rozwałkować go na koło o średnicy 14 - 16 cm (ja rozwałkowuję trochę bardziej). Od tego momentu - kładziemy dłonie pod ciasto i rozciągamy je ostrożnie grzbietami dłoni, uważając by nie popękało. Ważne, by pod spodem podsypywać skrobią. Ciasto jest gotowe, gdy ma grubość około 0,5 mm, czyli jest tak cienkie, że można przez nie przeczytać gazetę .
Z męskiej opowieści, tak to właśnie mniej więcej wyglądało.
Jak płat ciasta jest gotowy, należy go przykryć delikatnie wilgotnym ręczniczkiem lub folią by nie wysychał. Następnie tym sposobem przygotować kolejne płaty ciasta, układać je na sobie po posypaniu wcześniejszego płata skrobią, na końcu przykryć ręczniczkiem lub folią. Nadmiar skrobi z ciasta można usunąć pędzelkiem.
Ale tak to On się nie bawił. Od razu pędzelkiem z oliwą smarował ciasto, kładł nadzienie* i zawijał. Założenie pierwotne wskazywało, że będą to trójkąty... No dobra! ;) A potem piekł przez 15 minut w 180 stopniach.
Jadłam na zimno, były pyszne. Podobnież z pieca też są rewelka.

Tymczasem przyszła pora na filowanie. Proces produkcyjny rozpoczęłam ja, tworząc ciało, natomiast dziane spoczęło w piekle dnia następnego po akcji ubogacania wewnętrznie serem przez Pana R.
Greckie pierożki miałam już obiecane od pewnego czasu, więc w końcu należało je uskutecznić.
Przepis na ciasto pochodzi od Dorotus, natomiast nadzienie to luźna interperetacja „Serowych pierożków” z książki „Kuchnia Grecka” (strona czterdziesta któraś w takiej małej czerwonej okładce, następnym razem zapodam wydawnictwo albo coś w podobie, co pozwoli ją bardziej zidentyfikować). No to lecim z filowaniem.

Ciasto filo (za Dorotus); oko na zielono
400 g mąki pszennej (hola, hola! trochę więcej jednak)
6 g soli (sypnęłam tyle, ile się zmieściło na łyżeczce)
330 ml wody, podgrzanej do 50ºC (ciepła z czajnika – po prostu)
30 ml oliwy z oliwek
skrobia ziemniaczana do podsypywania (z braku rzeczonej była pszenna)
Mikserem wymieszać mąkę, sól i wodę. Jak składniki zaczną się łączyć, wlać oliwę, nadal miksując. Miksować około 3 - 4 minut, aż ciasto się połączy, będzie miękkie, delikatnie klejące i będzie prawie odchodziło od brzegów miski.
Tutaj wszystko się zgadzało, do momentu, aż...
Wyłożyć ciasto na stolnicę oprószoną skrobią ziemniaczaną, uformować w kulę.
Ciasto owszem, z miski dało się wyprowadzić, ale na stolicy rozlało się jak mleko po podłodze. Musiałam dodać ok. 110-120 g mąki, by ciało było bardziej chętne do współpracy.
Kulę podzielić na mniejsze kawałki, około 60 g każdy, również uformować je w kulki. Ułożyć je na blaszce oprószonej skrobią, w odległości kilku centymetrów od siebie. Przykryć je folią lub ręczniczkiem i pozostawić w chłodnym pomieszczeniu (14 - 16ºC) na 2 godziny (koniecznie - eeee!).
Kulki zrobiłam na oko wielkości dużej śliwki, które następnie zostały przykryte wilgotną ściereczką i odpoczywały ok. 3 godziny. Po tym czasie mieliśmy przejść do etapu kolejnego, ale zastała nas ciemna noc, a opuściły chęci. Tym samym kulki zostały na tacy opakowane folią i władowane do zamrażalnika. A następnego dnia Pan R. ...
Delikatnie oprószyć mąką stolnicę. Jeden kawałek ciasta filo położyć na środku. Rozwałkować go na koło o średnicy 14 - 16 cm (ja rozwałkowuję trochę bardziej). Od tego momentu - kładziemy dłonie pod ciasto i rozciągamy je ostrożnie grzbietami dłoni, uważając by nie popękało. Ważne, by pod spodem podsypywać skrobią. Ciasto jest gotowe, gdy ma grubość około 0,5 mm, czyli jest tak cienkie, że można przez nie przeczytać gazetę .
Z męskiej opowieści, tak to właśnie mniej więcej wyglądało.
Jak płat ciasta jest gotowy, należy go przykryć delikatnie wilgotnym ręczniczkiem lub folią by nie wysychał. Następnie tym sposobem przygotować kolejne płaty ciasta, układać je na sobie po posypaniu wcześniejszego płata skrobią, na końcu przykryć ręczniczkiem lub folią. Nadmiar skrobi z ciasta można usunąć pędzelkiem.
Ale tak to On się nie bawił. Od razu pędzelkiem z oliwą smarował ciasto, kładł nadzienie* i zawijał. Założenie pierwotne wskazywało, że będą to trójkąty... No dobra! ;) A potem piekł przez 15 minut w 180 stopniach.
Jadłam na zimno, były pyszne. Podobnież z pieca też są rewelka.
* Nadzienie
ser biały (zamiast fety)rozgnieciony widelcem
ser żółty (starty na tarce)
zielona pietruszka (drobno poszatkowana)
jajco (żeby wszystko się razem skleiło)
Wszystko razem wystarczy wymieszać na zjednoczenie, a potem tylko nadziewać i zawijać.
A co na to Lec? ---> „Bardzo wiele sztuk kończy się inaczej niż w tekście.”
Fajnie sobie pofilowałaś :)
OdpowiedzUsuńno nieźle, relację z filowania przeczytałam z przyjemnością (:
OdpowiedzUsuńa ten piękny rudzielec to per czy może moja ukochana rasa Maine Coon ? (:
pers* znaczy się (:
OdpowiedzUsuńOczko to ty jesteś straszny pracuś
OdpowiedzUsuńale efekt wart tego kota:PPPPP
kotek Filonek ;) efektowne :D
OdpowiedzUsuńNa filowanie, to ja mam oko już od dawna. Ale jakoś nigdy się dłużej zatrzymać nie może i idei uskutecznić. Żal i szkoda! Takie pyszności się wyczarowują z niego, że się w końcu trzeba zabrać.
OdpowiedzUsuńZdjęcie cienia kota jest po prostu przegenialne.
(Swoją drogą, to ja Ciebie Oczko zapraszam do zabawy, co to się w niej opisuje dziesięć najulubieńszych! ;))
PeeS Mogę sobie cytacika wykorzystać, cooo?
no to trochę roboty miałaś, ale liczy się efekt końcowy
OdpowiedzUsuńNo to tak, ja najpierw "filowanie" przechrzciłam na flirtowanie, więc powiem tak, że sobie cudnie razem flirtujecie:)
OdpowiedzUsuńBuziol:*
Z takim piwnym okiem to i ja bym pofilowała. Też się zasadzam, ale może wyprosze jeszcze jeden długi wałek u mojego Szkutnika.
OdpowiedzUsuńSił mi brakuje chyba do ciasta filo a tak zazdroszczę jak ktoś ma tyle zapału, żeby sobie samemu zrobić ;)
OdpowiedzUsuńKicia świetna!!
i ja bym sobie też pofilowała ;] a tę wesołą relację z usmiechem na twarzy, jednym tchem pochłonęłam. ;p
OdpowiedzUsuńNie no to gratuluję ja jeszcze nie dojrzałam do pracy z rozciąganiem i wyginaniem się i ciasta ;).Teraz czekam aż mi tu wyskoczysz ze strudlem ;):).
OdpowiedzUsuńNieśmiałe to futro bo mu pierożka nie przywiozłaś - ty nie wiesz że to zwierzaka to ze smakołykiem a nie z zimnym szkiełkiem :)
OdpowiedzUsuńświetny tytuł :)))
OdpowiedzUsuńo! ja chcę bardzo bardzo zobaczyc tego kociaka, on się taki uroczy wydaje.
OdpowiedzUsuńto ja powiem mniam i sobie lepiej pójdę, bo mam wieeelką ochotę zrobić ciasto filo (a nie mam czasu), jasny gwint!
OdpowiedzUsuńTo jeszcze takie małe "lubienie" - zajrzyj do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://kuchniaszczescia.blogspot.com/2010/08/zabawa-w-lubienie.html
Grażka--->nie zaprzeczę :)
OdpowiedzUsuńKróliczku--->rudzielica, tak dla ścisłości, no i maine coon, nie pers.
Alutka--->primo:ja tylko rozpoczęłam produkcję ciasta, resztą zajął sie mężczyzna, a kot... kot też nie jest mój ;)
Ola--->wczytując się w rodowód - z miotu, zwie się Paula, ale właściciel myśli nad nowym imieniem.
Zaj--->a pewnie, że możesz. A nad dyszką muszę pomyśleć ;)
Bryska--->bełKOTY witają :) he he fajnie, całe zasługi spadły dla mnie ;))))
Sisi--->flirtowanie, hehe ;) Może być! :))
Gospodarna--->mamy w planach powtórkę z rozrywki, bo trochę ciasta jeszcze się ostało w zamrażalniku.
Arven--->okazuje się, że wcale nie ma z tym wiele zachodu.
Karmelitka--->cieszy mnie to okrutnie :)
Michrówku--->nie kuś! ;))))
Lipka--->widocznie Briczka mnie jeszcze nie wytresowała w tej dziedzinie ;)))
Dorota--->o! :))
Karotkowa--->jak kota będzie bardziej układna następnym razem, to może załapie się na modeling ;)
Ola--->eee! od czego są weekendy :)
Lipka--->widziałam. Czekaj! myślę ;)
pozdr!
Bardzo pracowite z was ludki - zeby sie tak zmobilizowac wieloetapowo w warunkach domowych - medal! Chetne bym sie zalapal na gotowca, mniam. A kot to fajoskie zwierzatko, chcielibysmy miec takiego mruczacego/mrukliwego indywidualiste. Jednakze musielibysmy znalesc takiego co by lubil byc po calych dniach sam...
OdpowiedzUsuńWywołuję do tablicy
OdpowiedzUsuńhttp://www.ewelosa.pl/?plotki,0,w,000022
serdecznie pozdrawiam
A dlaczegóż by nie, jabłka są rajskimi i kuszącymi owocami ;)))))), sezon się rozpoczął na nie. Teraz tylko nie wiem czy raczej mam zaoferować je plus włochy (proekologiczne z ogródka niedaleko huty Katowice)czy też raczej siebie do obierania i łupania ;):P:). Aaaa i żołądek rzecz jasna ;) do zapchania.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji wczorajszego Dnie Blogera ! Zapraszam do zabawy, zajrzyj do mnie proszę :)
OdpowiedzUsuńOczko, maj dir
OdpowiedzUsuńzapraszam do zabawy w dziesiatke. Szczegoly na http://eatafterreading.blogspot.com/2010/09/dziesiec.html
To ja tez zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://www.sfinjak.wroclaw.pl/eggblog/news.php?id=135
Pozdrawiam
Siostro Arkadio--->mi też marzy się mruczące futro, póki co, zadowalam się tymi, które z doskoku łapię szklanym okiem :)
OdpowiedzUsuńMichrówku--->biorę wszystko! ;)
Siostro Arkadio raz jeszcze, Ewe, Grażka i Thiessa--->dzięki, dzięki, Moje Misie, jak się obrobię, to zapodam o sympatiach :)
cmok, cmok!
Zadzieram kiecę i lecę ;):D. Tylko nie 11 września bo mam rajd rowerowy :-). Buźka
OdpowiedzUsuńO! chwal się!
OdpowiedzUsuńPracowniczy rajd. Nic tu do chwalenia są dwie trasy jedna około 18 km druga dla zaawansowanych jakieś 24 km. Po Bielsku jeździmy. A no i 7 km do dworca bo ja koleją jadę na miejsce. Nie mam formy jak gospodarna ale dziennie 34 km przepedałowywuję więc powinnam sobie dać radę :-).
OdpowiedzUsuńNo to fajno! Wiatru w szprychach życzę! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie na konkurs urodzinowy z nagrodami :)
OdpowiedzUsuńno no pysznie wygląda;;);)
OdpowiedzUsuńJestem ci wdzięczna za szczerość. Nie sądzę, aby Dorota zrobiła coś według podanego przepisu. To ciasto rozlewa się po stole! Chyba jest błąd w książce.
OdpowiedzUsuńFacet--->spóźniłam się deczko, ale głos oddałam.
OdpowiedzUsuńAgnieszka--->pyszne to one były :)
Gospodarna--->ojj tak, rozlewa się, trzeba mąki więcej dawać, inaczej się dalej nie ruszy.