Wracając jeszcze do ryb, a propos poprzedniego wpisu – w sobotę, po blogersko - warsztatowym piątku na talerz wpłynął łosoś gromadnie z krewetami.

Między innymi dlatego, że Polcia, Lipka i ja chciałyśmy przywołać wspomnienie zeszłorocznego babińca w Szczęściu. Tym samym uskuteczniłyśmy wspólne gotowanie, ściślej – ja z Lipką w jej kuchni, Polcia w swojej, ale przepis jeden oraz wspólnotowa atmosfera też podobna ;)
Padło na przepis sir Gordona Ramsaya. Z Lipką zgodnie stwierdziłyśmy, że poprzednie jego przepisy w finalnym efekcie przynosiły smaczne potrawy. Nie inaczej było tym razem. Ta potrawa, to taki jakby rodzaj pilawu, bardzo aromatyczny (uwielbiam zapach szafranu) z przyjemnym smakowo dodatkiem salmona i krewet. A do tego nieco soku z cytryny po wierzchu i można się prawie znaleźć w konsumpcyjnym niebie. Prawie, bo potem był jeszcze absolutnie niesamowity deser czekoladowy z przepisu Amaro i nalewka agrestowa. Jeżeli w drugim życiu istnieje raj kulinarny, to ja właśnie tam chcę trafić ;)

Szykowne kedgeree Gordona (z książki "Szef kuchni po godzinach")
Składniki (dla 4-6 osób):

Między innymi dlatego, że Polcia, Lipka i ja chciałyśmy przywołać wspomnienie zeszłorocznego babińca w Szczęściu. Tym samym uskuteczniłyśmy wspólne gotowanie, ściślej – ja z Lipką w jej kuchni, Polcia w swojej, ale przepis jeden oraz wspólnotowa atmosfera też podobna ;)
Padło na przepis sir Gordona Ramsaya. Z Lipką zgodnie stwierdziłyśmy, że poprzednie jego przepisy w finalnym efekcie przynosiły smaczne potrawy. Nie inaczej było tym razem. Ta potrawa, to taki jakby rodzaj pilawu, bardzo aromatyczny (uwielbiam zapach szafranu) z przyjemnym smakowo dodatkiem salmona i krewet. A do tego nieco soku z cytryny po wierzchu i można się prawie znaleźć w konsumpcyjnym niebie. Prawie, bo potem był jeszcze absolutnie niesamowity deser czekoladowy z przepisu Amaro i nalewka agrestowa. Jeżeli w drugim życiu istnieje raj kulinarny, to ja właśnie tam chcę trafić ;)

Szykowne kedgeree Gordona (z książki "Szef kuchni po godzinach")
Składniki (dla 4-6 osób):
700 ml bulionu z kurczaka lub rybnego
kilka gałązek tymianku
szczypta szafranu
250 g lekko wędzonych filetów z łososia bez skóry
200 g surowych krewetek tygrysich, obranych i oczyszczonych
2 łyżki oliwy z oliwek
2 szalotki, drobno posiekane
kilka kawałków masła
1 łyżeczka łagodnego curry
350 g ryżu basmati
12 jaj przepiórczych o temperaturze pokojowej
garść posiekanej pietruszki
cząstki cytryny do dekoracji
Przygotowanie: Wlej do rondla bulion, dodaj tymianek, szafran oraz po szczypcie soli i pieprzu. Zagotuj i powoli zanurz w wywarze filety z łososia. Gotuj je 4 minuty, a następnie wyjmij delikatnie łyżką durszlakową. Włóż do wywaru krewetki i gotuj przez 2 minut, aż stwardnieją i przestaną być błyszczące. Wyłów krewetki i połóż obok łososia. Przykryj folią aluminiową, by nie wystygły. Przecedź wywar i wyrzuć gałązki tymianku. Wstaw rondel na ogień, wlej oliwę. Zeszklij szalotki, doprawiając je solą i pieprzem. Dodaj masło i curry. Mieszaj 2 minuty, potem wsyp ryż i smaż kilka minut. Wlej bulion, zamieszaj i zagotuj. Przykryj rondel i gotuj na małym ogniu przez 10 minut. Po tym czasie wyłącz ogień i zostaw nie odkrywając na 5 minut. W tym czasie ugotuj jaja w małym rondlu przez 3 minuty. Odcedź i przepłucz zimną wodą. Obierz jajka i przekrój na pół. Spulchnij ryż widelcem i sprawdź jego doprawienie. Można też dodać łyżkę
masła. Podziel filety łososia na duże kawałki i dodaj do ryżu wraz z krewetkami oraz większością posiekanej pietruszki. Delikatnie wymieszaj. Rozłóż na płaskie talerze, udekoruj połówkami jajek, pozostałą pietruszką i połówkami jajek. Podawaj od razu.
A co na to Lec? --->"Kto nie pojmuje Stworzenia Świata, nie rozumie potrzeby społecznej!"
Pycha!
OdpowiedzUsuńOczku Drogi wspaniale się z Wami gotuje! ;)
Mam nadzieję, że już niedługo będzie więcej okazji :*
Oczko, z Tobą w kuchni to ja jestem w kulinarnym raju :*
OdpowiedzUsuńAleż przyjemnie się patrzy na nasze efekty, a jeszcze przyjemniej je wspomina, no i najwspanialej było razem to degustować :)
Ja już obmyślam nasze szaleństwa na kolejny raz :D
Buziaczek Mała :*
Wygląda bardzo bardzo mniam :)
OdpowiedzUsuńjakie rajskie danie!
OdpowiedzUsuńpo mistrzowsku, choc tak nieskomplikowanie...
ostatnio w sklepie tak sobie patrzyłam na krewetki i tak myślałam, że może wr5eszcie ich spróbuję i polubię..
OdpowiedzUsuńFajnie! Musiało być pysznie! I do tego w miłym towarzystwie :)
OdpowiedzUsuńNo dobra, wlazłam do domu, zrobiłam piekielnie ostrą potrawkę z kurczakiem, to teraz nakarmiona mogę gadać o jedzeniu ;)
OdpowiedzUsuńPolcia--->ja mam nadzieję, że się w końcu przeniesiecie do tej stolicy, bo mi tęskno za Tobą :)
Lipka--->aha! to sobie musimy częściej uskuteczniać ten raj :)
Shinju--->nie tylko wyglądało, ale i smakowało :)
Karmelitka--->a bo widzisz, w prostocie często tkwi ideał :)
Karotkowa--->pewnie, pewnie! spróbuj!
Ola--->wracaj z ferii i obmyślamy nowy termin :)))
pozdr!
Szaleństwo kuchenne odstawiłyście, nie powiem! Smakowite w dodatku. To najważniejsze. Bo jak się dużo nabrudzi i namęczy, a potem nie ma co zjeść, to człowiek się czuje nie fajnie. A ja tu widzę, że wszystkie czułyście się doskonale. To dobrze! ;))
OdpowiedzUsuńŁadne kolorki i zdjęcia:) Szkoda,że ja to z krewetkami się nie bardzo ;) Zjadłabym z samym lososiem:)
OdpowiedzUsuńmmmm... wygląda obłędnie :) z wrażenia aż pobiegłam na blogi innych kucharzących kobiet :)
OdpowiedzUsuńz pewnością smakowało równie obłędnie jak wygląda :)))
ale czyż nawet najprostsze dania nie smakują wspaniale, gdy są jedzone/przygotowywane w tak doborowym towarzystwie :D
pozdrawiam ciepło!
Zaj--->powiem coś jeszcze, w dobrym towarzystwie smakuje jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuńSisi--->a ja myślę, że się przekonasz kiedyś do krewet :)
Eve--->o właśnie Zaj napisałam o tym towarzystwie :)))
pozdr!
O proszę, jak dajecie czadu :)
OdpowiedzUsuńPowiem i u Ciebie - strrrasznie Wam zazdroszczę tego wspólnego gotowania. Danie wyszło Wam wspaniałe :-)
OdpowiedzUsuńOczko, z radością obmyślę z Wami kolejny termin :)
OdpowiedzUsuńTeż Wam zazdroszczę tego wspólnego gotowania... Danie godne królewskiego stołu :)
OdpowiedzUsuńKurczaki, ciągle gdzie nie zajrzę, to widzę ohy i ahy po makrowskich warsztatach. Ja niestety nie mogłem na nie dotrzeć, i bardzo żałuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Żebym ja jeszcze polubiła te robaki...bo danie wygląda rewelacyjnie!...:)
OdpowiedzUsuńNo Oczko, taka krewete to nawet na sniadanie bym mogla, bo ponoc ta potrawa bywa sniadaniowa wlasnie? :))
OdpowiedzUsuńTruskawka--->ja po cichu liczę, że uda nam się niedługo wspólnie dać czadu :) Może, może? :)
OdpowiedzUsuńKasia---> :))) fajnie było :)
Olu--->to już niedługo! :)
Grażka---> a jak! Na przaśny też byłby niezły pod blaszaki rodowe ;)
Kuba--->bądź! - następnym razem :)
Ewena--->te robaki dają się lubić - naprawdę :)))
Basia--->też takie mnie doszły słuchy - ja jednak to wolę na późniejszy obiad.
pozdr!