Zostałam wywołana do tablicy przez Aciri. To nawet dobrze się składa, bo na Kotach ostatnio piszę nieczęsto, więc motywacyjne pytania akurat się przydały, aby nieco zdmuchnąć nagromadzony kurz.
11 pytań czyli jaka jestem ja...
„Nominację otrzymujemy od innego bloggera. Jest to „nagroda” za nienaganne prowadzenie bloga. Odpowiadasz na 11 pytań otrzymywanych od osoby nominującej, następnie TY masz za zadanie nominować 11 osób i podać nowe pytania”. UWAGA: Nie nominujemy osoby, która Ciebie nominowała !!”
Pytania Ani – odpowiedzi moje.
1. Gdybyś miała zmienić się w jakieś zwierzę, to jakie?
Oczywiście kota! Bardzo podoba mi się jego zwinność, umiejętność bezszelestnego poruszania się, rewelacyjna czujność i spostrzegawczość. A poza tym mamy pewną cechę wspólną – ja również lubię dużo spać.
2. Gdybyś mogła gotować kolorami, to jaki kolor dominował by w Twojej kuchni?
Zielony, bo to kolor, który kojarzy mi się ze zdrowiem. I biały – uspokajający feerię barw pozostałych składników.
3. Z czekoladą najchętniej połączysz?
Czekoladę najchętniej wrzucę do seksownego. Ale jeżeli miałabym ją łączyć jedynie w parę – faworytem będzie gruszka lub sól.
4. Czego nie zjesz za żadne skarby świata?
W przypadku jedzenia nigdy nie mówię „nigdy”. Cenię sobie kulinarną ciekawość smaków. Ale jeżeli nadejdzie taki moment, że znowu na kilka lat porzucę mięso – to odpowiedź nasuwa się sama.
5. Gdybyś miała zareklamować polską kuchnię jednym, najwspanialszym daniem, to jakie byś wybrała?
Jako amatorka zup – rosół, bo z niego potem gładko można poczynić modyfikację do szczawiówki, pomidorówki. A z innej kategorii – pierogi najlepiej po ugotowaniu jeszcze przesmażone.
6. Ulubiony farsz do pierogów?
Od zawsze ulubionym był ten na ruskie pierogi, czyli ziemniak i ser. Od święta lubię z kapustą i grzybami, latem z jagodami lub truskawkami. Jednak najlepiej smakują mi ostatnio mięsne. Od kwietnia szczególną kulinarną miłością darzę smażone po ugotowaniu pierogi Tilii (mięso z kaczki, fenku, sok pomarańczowy i kaczy bulion).
7. Jesteś kulinarną sową czy skowronkiem?
Wracając do punktu pierwszego – zdecydowanie Sową.
8. Ulubiona potrawa z dzieciństwa?
Rosół z duuuużą ilością marchewki, zielonej pietruszki i krajanki, szczawiówka i pozostałe baaardzo kwaśne zupy, smażona wątróbka i bliny babci Michaliny.
9. Koszmar kulinarny z dzieciństwa?
Brukselka i fasola Jaś w zupie oraz wszelkie dania mleczne. Wszystko udało mi się już oswoić.
10. Kuchnia jakiego kraju/regionu jest Ci najbliższa?
Z uwagi na lekkość – kuchnia śródziemnomorska. Na aromat - kuchnie azjatyckie. Na dobre samopoczucie – kuchnia polska.
11. Do obiadu najchętniej pijesz?
Staram się do obiadu nie pić. A jeżeli już – będzie to woda, która zastępuje kompot z czasów dzieciństwa. Niekiedy pijam też wino, jeżeli jest ono dedykowane konkretnie pod to danie.
Będę krnąbrna i niestety – nie pociągnę łańcuszka dalej. Raz, że nie mam do tego drygu, dwa – nie jestem zorientowana w tym „Kto już, a kto jeszcze nie".
A poniżej podaję zwyczajny przepis na pyszne ciastka, które w magiczny sposób znikają ekspresem - nie wiadomo gdzie.
Amarantusowe ciasteczka lodówkowe (źródło: blog I love tofu!)
Przepis na około 12 sztuk (u mnie wyszła cienka warstwa na blaszce o wymiarach 35x27 cm za pierwszym razem i foremka 20x30 cm za drugim razem )
5 łyżek syropu złocistego lub innego płynnego wegańskiego słodziła (użyłam ok. 7-8 łyżek syropu z agawy, za drugim razem domieszałam jeszcze syrop klonowy)
1 łyżeczka oleju ( 2 łyżeczki)
1 szkl. poppingu z amarantusa (wsypałam ok. półtora)
1/2 szkl. zmielonych orzeszków ziemnych (zastąpiłam niezbyt dokładnie utłuczonymi w moździerzu ziarnami słonecznika i bardziej zmiażdżonymi pestkami dyni)
1/2 szkl. sezamu
trochę pokruszonej gorzkiej czekolady (gorzka wedlowska – 3 paski drobniutko pokrojonej nożem, można zastąpić ją kakao)
Oczywiście proporcje są nieco umowne - raz dałam ich tyle, ile w przepisie, a za drugim razem nieco więcej.
Syrop z oliwą podgrzałam w rondelku. Podprażyłam na suchej patelni słonecznik i sezam. Zawartość patelni wymieszałam z płynami, dodałam popping z amarantusa i czekoladę. Wszystko połączyłam i rozsmarowałam na blaszce (wyłożonej folią aluminiową, którą natłuściłam cienką warstwą oleju). Przykryłam druga warstwą natłuszczonej folii aluminiowej i obciążyłam deseczką. Za drugim razem Pan R. po prostu porządnie warstwę "wyprasował" - i w tym zdaje się być sekret zwartości masy :) Po godzinie w lodówce można było jeść.
Syrop z oliwą podgrzałam w rondelku. Podprażyłam na suchej patelni słonecznik i sezam. Zawartość patelni wymieszałam z płynami, dodałam popping z amarantusa i czekoladę. Wszystko połączyłam i rozsmarowałam na blaszce (wyłożonej folią aluminiową, którą natłuściłam cienką warstwą oleju). Przykryłam druga warstwą natłuszczonej folii aluminiowej i obciążyłam deseczką. Za drugim razem Pan R. po prostu porządnie warstwę "wyprasował" - i w tym zdaje się być sekret zwartości masy :) Po godzinie w lodówce można było jeść.
Wprawdzie ciasteczka nie były tak zawarte jak sezamki ze sklepu, ale dało się je kroić. W smaku wyszły absolutnie rewelacyjne. Pan R. zakwalifikował je do kategorii „najlepsze ciastka jakie zrobiłaś do tej pory”.
Miło było poznać Cię bliżej:)Dziękuję za odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pytania ;)
UsuńJest i Pan Niebieski :) Pięęękny :-))) A mi się kurka fasoli w zupie oswoić nie udało, chyba że dobrze rozgotowaną ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki Oczku :-)
W oswajaniu Jaśka pomogło kilkuletnie niejedzenie mięsa ;)
UsuńZaraz poślę Ci @ z niebieskim linkiem ;)
ściskam i do zobaczenia w środę :)
Przepis na ciasteczka do szufladki, do wypróbowania :)
OdpowiedzUsuńWyglądają pysznie!
To ja się powtórzę ;)
Nominowałam Cię także do Liebster Blog Award :)
http://makeeateasy.blogspot.com/2013/06/podwojna-nominacja-do-liebster-blog.html
Poczyniłam jeszcze kilka uwag w przepisie, bo właśnie jem drugą porcję, więc porównaj przed produkcją ;)
UsuńZa wyróżnienie dziękuję. Na pewno coś napiszę :)