wtorek, 15 grudnia 2009

Babcia Michalina i znak... firmowy ;)

Kiedy w domu pojawiają się bliny, to znaczy, że jest święto ;) I niekoniecznie jakieś kalendarzowe, jubileuszowe czy co tam jeszcze. Tak po prostu – zwyczajnie: święto smaku :) Bliny Babci Michaliny to niczym znak firmowy rodziny A. Robiła je prababcia, potem babcia, czyli mama Starszego, teraz – od wielu lat, od kiedy babci już nie ma – robi je Najlepsza. Prababcia przywiozła przepis ze sobą spod Wilna. Przez lata przepis zmieniał się pod względem użycia mąki – kiedyś była to zwykła żytnia, potem tylko pszenna. Teraz jest to mieszanka: żytniej bądź gryczanej z pszenną. To właśnie dzięki nim wychodzą takie fajne dziury :)



Samo ciasto jednak nie jest typowo mączne – pyry też się w nim znajdą. Najlepsza nigdy nie robiła go trzymając się kurczowo przepisu, bo takowego nigdy nie było. Za każdym razem wszystko jest na oko. Zatem ok. 1 kilogram pyr najpierw ściera się na tarce jak na placki ziemniaczane, a potem miesza z około 6 – 7 łyżkami mąki, 2 jajcami, ok. 1,5 szklanicy kefiru tudzież innej maślanki, soli do smaku i dorzuca nieco sody oczyszczonej. Cała mieszanka ma przybrać konsystencję ciasta naleśnikowego, co by dobrze rozlewało się na picielni. Picielni, czyli patelni. Babcia miała jedną taką, starą ciężką patelnię przeznaczoną tylko na bliny. Nigdy nie myła jej detergentami, tylko czyściła na sucho papierem. Zaś bliny na rzeczonej nie były smażone na żadnym tam oleju – na widelcu wbity był kawałek słoniny. Ową słoniną babcia jeździła po patelni i nalewała ciasto. I smażyła bliny.

Potem przychodził czas na maczałkę – pyszny, zawiesisty sos mleczny z boczkiem. Cały literek mleka babcia najpierw zagotowywała, a potem mieszała z rozrobioną w odrobinie zimnego mleka taką ilością mąki, aby powstał odpowiednio zagęszczony sos. W sosie zaś lądowały wcześniej usmażone skwarki z ok. pół kilograma boczku. A potem już tylko konsumpcja – rwane bądź krojone kawałki blinowych naleśników zatapiały się w maczałce, a potem w buzi. Ambrozja! Będziemy niedługo znowu obiadać :)



Aha! Maczałka świetnie nadaje się na sos do kluch. Zresztą popatrzcie jak z tym jest na Paście :)


A co na to Lec? ---> "Wszystko jest jadłospisem czasu."
_________________________


Wprawdzie to bardziej litewskie niż rosyjskie, no ale przede wszystkim w Rosji bliny jadają :)





najlepsze 2009

59 komentarzy:

  1. Najpierw muszę poćwiczyć - bo wolałabym z Tobą podjeść bliny, niż najeść się wstydu ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. A, swojaczka znaczy się! Dawaj pyska i toasty wznosić będziem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawaj pyska i niechże Cię uściskam! Toaścik czym? A może brudzia lepiej? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To i ja wzniosę toast, bo jestem ostatnio w temacie...
    Bliny-poezja i fajnie, że na oko, tak jest najlepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczko , przepiękny on jest i to piękne zdjęcie
    w ,,słońcu"

    OdpowiedzUsuń
  6. Toaścik śliwowincją najwłaściwszy by był, tak dla mnie zdaje się. Brudzia, toaścik i kto nam zabroni "O mój rozmarynie" na całą wioskę nucić?!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przkąsiłabym ;) I ta maczałka, i o śliwowincji tu prawią, no no ;)
    Pozdrowienia ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się chyba jeszcze nie witałam :) Niniejszym to czynię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje bliny są z ziemniakami, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, żeby nam właśnie takie zasmakowąły.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow! SIs, jakie one dziurzaste ! Swietne są. CHciałabym kiedyś spróbować:)
    Pozdrówki na dobry dzionek:***

    OdpowiedzUsuń
  11. O! Osławione bliny, a raczej blino-naleśniki :) Wyglądają bardzo apetycznie i ta maczałka bardzo pomysłowa :) Poproszę talerzyk pełen blin i koniecznie te sztućce :D
    Buziak :***

    OdpowiedzUsuń
  12. Oczko toć wstydu się nie najesz, będziem się uczyć do skutku ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Grażka---> "w temacie"? Uchyl rąbka! ;)

    Margotku---> och masz tu buziaka, boś tak ładnie mi tutaj posłodziła ;)***

    Antonio---> śliwowincja pasi! Tylko nadal tego śpiewnika nie mam. Muszę chyba u brodatego złożyć zamówienie. A potem niech się wieś boi ;)))

    Monia---> a witam, witam! Siadaj! Będę karmić, a Rolnik poleje ;)

    Andrzej--->całkiem możliwe, nie wykluczam takiej opcji ;)))

    Siostro---> przywiozę Ci kiedyś w prezencie, haha! ;)))

    Lipka---> maczałka jest rewelacyjna, no i te (rany, no powiem to, niech się dzieje co chce ;)) skwarki fajnie się z nią komponują ;))

    Princi---> dobra! Umowa stoi ;)) A potem biała dama na deser ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A co tam Brodaty wie, same nowomodne przyśpiewki nuci: "Yo yo men" albo "ho ho ho, riebiata", zależy z którego pekaesu wysiądzie. Ty jego o ten śpiewnik nie proś. Ja Ciebie nauczę, czort. No, to będzie tak: "O mój żesz ty rozmarynie, zaś ty się dla mnie rozwijaj!..."

    OdpowiedzUsuń
  15. Zara se wyguglam resztę. Wszak podobno, jak nie ma Cię na naszej klasie, znaczy , że nie żyjesz, a jak nie ma czegoś w guglach, znaczy, że nie istnieje w ogóle hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. A Twoja Duża Sis ma chore gardełko i zostaje w domku juz do samiuśkich świąt :)))
    Gardełko boli:(. mam nadzieje,ze przejdzie predko.
    Buźka Sis:**

    OdpowiedzUsuń
  17. Pozwolicie, że się dosiądę do tych pyszności... i zdarowia!

    OdpowiedzUsuń
  18. Hmmm Siostro!---> Masz Ci tutaj kocyk, o skarpetkach nie zapomnij, a ja lecę poczynić syrop z cebuli. Jakby nie było - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - masz więcej czasu na blogowanie i pichcenie ;) Chyba wolę widzieć szklankę w połowie pełną niż pustą - mimo wszystko. Zdrówka! Całuję w czółko ;)*

    Gutku---> siadaj, siadaj bez krępacji! Niech tylko Rolnik się ciut przesunie, bo się rozsiadł na dwóch miejscach. No i częstuj się. Jak to mówią: "gość w dom... itd." ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. gość w dom ... dom z dymem... tak mawiają... :)))

    OdpowiedzUsuń
  20. A właśnie! Dobrze żeś przypomniał - w piecu miałam napalić, bo coś zimno. A Wy nic nie mówicie i w kurtkach siedzicie ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja już dzisiaj przywykłem, żeby w kurtce siedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  22. No tak! - wieś :) Zahartujesz się przynajmniej i cię w gardle nie będzie drapać, jak tej tutaj wyżej Siostrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. W gardle trochę drapie... ale nie wiem czy to od mrozu czy od rozgrzewania...

    OdpowiedzUsuń
  24. Drapie, bo sucho - Rolnik śliwowincją polał - no to siup w ten dziób! ;))

    OdpowiedzUsuń
  25. Nic tam się nie rozsiadł tylko zydelek wąskowaty jakiś; wybrakowany albo chiński... O, gózdek... Polewa ktoś? Bo i mnie coś w gardle drapie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Dobra, dobra! Za wąski! Było wystrugać większy, a nie taką mizerię przynosić, o!

    OdpowiedzUsuń
  27. Toż zastany, tutejszy. Gdzie ja by z zydelkiem po wiosce latałem! Nie zawracać mnie tu zyd... gitary znaczy się. Polewoj, gdyż wirus zaatakowywowuje!

    OdpowiedzUsuń
  28. No, nie sucho... Dobra ja zmarznięty to na zapiecku siędę...

    OdpowiedzUsuń
  29. Rolnik, zydel tutejszy, boś go sam przywlókł ostatnim razem. Nawet Twoja poduszka jeszcze na nim jest - widzisz?! Ta w pszczółki. Dobra! ale my nie tu pierdu pitu będziem uskuteczniać, tylko polewamy! Bo się Gutek niecierpliwi. Rozgrzać się chłopina chciał, a my deliberujemy, nad Twoją - za przeproszeniem - szerokością rzyci.

    OdpowiedzUsuń
  30. o masz, sama ludzi po kątach rozstawia, a do kredensika nie śpieszy się. Toż wirus na nas i gangrena. A zydelek nie mój. Mój był w muchomorki. Co tam masz, bo tu my ci zaraz zejdziem z niecierpliwości. No, prędziuśko! Robert, wyłaź zza pieca, szkło idzie! :D

    OdpowiedzUsuń
  31. Jakieś nalewki babuni widzę i ten Twój samogończyk, co to żeś go w tajemnicy pędził.

    OdpowiedzUsuń
  32. Zapodawaj. Ooo mój ty roozmaaryyynieee!

    OdpowiedzUsuń
  33. Rooooooozwijajjjjjj sieeeeeeeeeeeeeeę!

    OdpowiedzUsuń
  34. per Gutek wolę... już po brudziu jesteśmy! wylazłem...

    OdpowiedzUsuń
  35. W samą porę! Bo zaczynamy właśnie wyć do księżyca ;) Grażki tylko brakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Nu, da i budzie, Gutku. Gzie ta Grazka. Ot, baby. Zamaniło się, że szkło nie za czyste i do studni poszła. A obrusem by przetarła, i by byłoby.

    OdpowiedzUsuń
  37. Porządna baba z niej - nie ma co! Nawet za mnie sprząta. Aaaa właśnie! Przeca ja miałam chłodnicę umyć i za kapustę się wziąć! Siedźcie sobie, czujcie się jak u siebie - tutaj kluczyk od barku daję. Ja muszę wstać skoro świt, bo robota czeka. Tymczasem!

    OdpowiedzUsuń
  38. no to ja rozchodniaka... bo jutro (dziś) ciężki dzionek...

    OdpowiedzUsuń
  39. i ja do dom wracam, od rana deski heblować trzeba. No, po calaku i w drogę. Aby nam się!

    OdpowiedzUsuń
  40. Siostra moja kochana, ja to tak samo widzę jak Ty :)) O skarpetkach pamiętam i kocyku toże :) Syropu z cebuli nie mam,ale mleczko z czosnyczkiem owszem:))
    Przytulam :***

    OdpowiedzUsuń
  41. No i poszli! Siostra, czosnyczek też dobry. Ale jeszcze miodkiem posłodź :) Ściskam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  42. No to nie opróżniaj szkiełka do dna, a ja wezmę ze sobą czekoladę ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. Cześć! jeszcze mnie tu nie było... ani takich blin/blinów jeszcze nie jadłam, echs...

    OdpowiedzUsuń
  44. Nooo! To najwyższa pora na odwiedziny! A potem na bliny :))

    OdpowiedzUsuń
  45. A robiłam, robiłam:))
    Patrz, że dopiero teraz zakapowałam, że masz nowy blog :D

    OdpowiedzUsuń
  46. aj! widzę, że mię nieźle węch przyprowadził. wchodzę w to. i w toaścik też chętnie. w końcu jestem ze wschodu:-)

    OdpowiedzUsuń
  47. Hie, hie! ;) No to siup - za wschód ;)

    OdpowiedzUsuń
  48. Jeju, jak tu impreza była... No, przy czymś takim to i ja bym poimprezowała... Opis wyborny... Nigdy jeszcze nie jadłam.
    Pozdrawiam CIe serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  49. Dzięki, dzięki! Wtedy szczególnie lubię obiad w domu :)

    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  50. Oczku, jakos nie widzialm tego wpisu, a ten noz jest boski!!!

    a bliny, rety i Ty tez o nich :D

    OdpowiedzUsuń
  51. A ten nóż...! Ten nóż nie jedną historię o jedzeniu mógłby opowiedzieć ;)

    OdpowiedzUsuń
  52. Brak mi slow nt. tego noza, jest tak wspanialy ksztaltem... Wiesz, strasznie zaluje ze "gadzety" z domu mojej babci sa nie do odzyskania :(
    :**

    OdpowiedzUsuń
  53. Kształt wyżłobiły mu lata użytku :) Ja z babcinych gadżetów mam młynek do kawy - drewniany na korbkę i trochę piszczący przy mieleniu. Lubię go :)

    OdpowiedzUsuń
  54. No tak Oczku i wlasnie w owym braku fragmentu ostrza tajamnica... :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...