Jeszcze z 2 miesiące temu było tak: jeden es, tudzież telefon i po niedługiej chwili dwie panie siorbały w Szczęściu kawkę z Ivonki. No ale kiedy, dwie panie zaczęły pracować, czas jakby się skurczył i na dodatek przyspieszył. Doba to niestety nie guma z majtek. Tym samym wspólne pichcenie tez jakby zmalało na częstotliwości. A poza tym wyszło pomiędzy milion innych spraw, no i Pan R., któremu też należy się dużo uwagi.
Tym bardziej – po przerwie - obie z radością powitałyśmy dzień pieczenia drabin.
Samo pieczenie nie nastręczyło jakoś specjalnych kłopotów, oprócz opornego ciała, które nijak nie chciało się przez dłuższą chwilę poddać dłoniom. Solidne orzeźwienie go wodą trochę pomogło, choć, przyznaję bez bicia, liczyłam ostatecznie na bardziej puchatą w miąższu przegryzajkę. W ostatecznym rozrachunku jednak i tak wyszło niezłe. Spośród bogactwa propozycji, nasze drabiny dziane były: tapenadą z czarnych oliwek, caponatą, a na słodko śliwkami i morelami. Te ostatnie z dżemiksem truskawkowo – rabarbarowym hand made by Lipka, smakowały zacnie. W poniedziałek zastąpiły lanczboksa – godnie ;)
Ps. Przepis ---> tutaj
A co na to Lec?---> "Z Dziesięciorga Przykazań wysnułem jedenaste: zwięzłość."
środa, 11 sierpnia 2010
Oko i drabina, czyli niedziela w Szczęściu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
e a można jednego sobie skubnąć od Ciebie , bo ja mam w planach piec ,ale dopiero pod koniec miesiąca
OdpowiedzUsuńSkub se Pani, przymknę oczko ;)
OdpowiedzUsuńOczko Kochana Ty moja ależ ja się stęskniłam fajnie, ze jesteś. :)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam
ps. nie wybaczę spotkania tak blisko byłyście i nic nie dałaś znać buuuu.
Augustów to o rzut beretem ode mnie :) Qrce szkoda wielka szkoda
a może byśmy się tak numerami telefonów wymieniły co Ty na to :)
No fakt! Do miasta na B wcale tak długo się nie jedzie. Wiesz co? Chyba się umówimy kiedy na jakąś kawę, ciapongiem będę piorunem ;)
OdpowiedzUsuńa moje Oczku było pulchne jak nie wiem co, a większe o dwa razy rozwałkowałam i mimo to napuchło jak gąbka w kąpieli ;P
OdpowiedzUsuńmi smakowało bardzo i cieszę się, że przepis ten wybrałaś, z tym że faktycznie wody trza było dolewać (:
Widziałam! Ładnie Ci się upiekło, Mój Króliczku :)
OdpowiedzUsuńdziękować!
OdpowiedzUsuńWy miałyście fajniej bo razem piekłyście, ja miałam jedynie pod ręką Tate jęczącego że głodny :]
Chlebek-drabina jak malowany...Sama mam teraz ochotę taki upiec...:)
OdpowiedzUsuńKróliczku--->nie masz co narzekać, kibica miałaś ;)) A wybijał Ci rytm? ;)
OdpowiedzUsuńArven--->pewnie, pewnie! Powiem Ci w tajemnicy, że drabina wytrawna z tapendą była najlepsiejsza :)
żebyś wiedziała! myślałam że w niego tym ciastem rzucę ;P ale żem cierpliwa i nie gwałtowna dziewoja, zrezygnowałam z mojego niecnego planu (;
OdpowiedzUsuńZaiste Anioł Kobieta! ;)
OdpowiedzUsuńMogę sobie ze dwa szczebelki oderwać? Co, Oczkooo? ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nooooo doooobra! ;)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam. Odkąd pracuję, czas się skurczył niebywale. Pielęgnowanie takich wspólnych chwil jest niezwykle ważne, a więc znajdziesz chwilę w przyszłym tygodniu?
OdpowiedzUsuńPorównanie czasu do gumy pierwsza klasa tak więc aby nie nadużywać słownictwa pierwszorzędnego to chlebki mistrzostwo i ja również bardzo chętnie wspięłabym się na wóz drabiniasty po taką bułę ;):). Pozdrowienia :-).
OdpowiedzUsuńDrabiny jak ta lala ! Skubnę jedną na słodko :)
OdpowiedzUsuńOczko ma rację - czas to nie guma w majtkach, to taśma nierozciągliwa.
OdpowiedzUsuńMam jednak takie poczucie, że kiedyś jednak był czas bardziej elastyczny..
A po drabince bym weszła...znaczy sie zjadła :)
;)
OdpowiedzUsuńAch.. te wypływające owocki- jaaami!:DDDD
OdpowiedzUsuńjaki fajny ten Twój chlebek!
OdpowiedzUsuńLo--->ja to zawsze jestem chętna na takie propozycje. Odezwę się niebawem via m@upa ;)
OdpowiedzUsuńMichrówku--->nie oglądaj się na nic, tylko rzeźb szczebelki ;)
Grażka--->Cię proszę bardzo.
Cozerka--->no tak, niekiedy czasu było sporo w nocy, teraz padam dość wcześnie
Princi---> ;P
Ola--->takie słitaśne, cooo? ;)))
Paula--->a dzięki! Ale wiesz, było ich kilka, skończyły się w poniedziałek. Znaczy dobrze zaczęły tydzień ;)
pozdr!
cudowna to niedziela
OdpowiedzUsuńBa! ;)
OdpowiedzUsuńps. ładna miniaturka :)
Drabina do nieba rozkoszy smakowych :)
OdpowiedzUsuńNIedziele w Szczesciu to nowa swiecka tradycja, co? :)))
OdpowiedzUsuńFacet--->skoro tak mówisz, to Ci wierzę ;)
OdpowiedzUsuńTruskawka--->tak jakby, wszak nie każda niedziela dla każdego jest świecka ;)
Częstuję się:)
OdpowiedzUsuńSmaczne oczywiście:)
pozdrawiam!
Fajna ta drabina Siostro ma!:)
OdpowiedzUsuńZjadłabym sobie z chęcią,ale piec na razie nie będę, jestem rozkojarzona dokumentnie ;)
Wersja na słodko brzmi smakowicie :)
OdpowiedzUsuńMała, wybór zdjęć powala! To drugie jest piekne!
OdpowiedzUsuńNo! to kiedy powtórka? :)
No to jestem!
OdpowiedzUsuńBeata--->a proszę Cię bardzo! Smaczne aby? ;)
Sisi--->podobnież ja. I czas jakoś mi przemyka niezauważenie.
Martyna--->witaj na bełkotach. Ja jednak obstaję za wersją z tapenadą.
Lipka--->widać, że się rumienię? ;) Ach! to tylko róż! ;) Kiedy? niedziele wyglądają raczej ładnie ;)
pozdr!