sobota, 20 lutego 2010

Słodka maskarada...

...czyli maszkarony* z Mistrzunią – lekcja druga.


Z radością donoszę, iż mieć marzenia to fajna rzecz! Zwłaszcza, jeśli mają one szansę spełnienia. Marzyła mi się marsala? A i owszem! No i proszę – długo czekać nie musiałam.


Ale zanim ona – najpierw puszczałam oczko do Felicji odnośnie maszkaronów. Mistrzunia jeszcze nie wiedziała, że to, co pisze oczko - nie zawsze trzeba brać na serio (teraz już wie – bo ją Lipka oświeciła podczas „maskarady” ;)) A skoro nie wiedziała, to łyknęła haczyk jak rybka w stawie ;) Tym samym od słowa do słowa – wypłynęła na powierzchnię sprawa pieczenia makaronów – kolejnych i nawet nie ostatnich** :)
Tymczasem wracam pamięcią do pierwszych z pierwszych. Makaroniki od Pierra Herme, przywiezione przez Lipkową Mamę prosto z Paryża. Były fantastycznie, a to, że podczas podróży deczko się pogniotły, to był naprawdę nieistotny szczegół. Popijane beaujolais nouveau, wesoło nastroiły Lipkę, Esa i mnie tego warszawskiego, chłodnego, listopadowego wieczorka.
Natomiast na zlot babulonów Felicja poczęstowała nas swoimi cytrynkami podczas porannego witania Truskawki.


A następnego, francuskiego dnia – przeprowadziła z nami warsztaty z maskarady.


W czwartek natomiast przyszła pora na lekcję drugą. Pod okiem Mistrzuni – oczko, Lipka i Ptasia, zmierzyłyśmy się ponownie z kawowymi makaronami, tym razem bardziej im słodząc niż to miało miejsce ostatnio. One chyba są łase na komplementy, bo tym razem grzecznie wyrosły. Już nie przypominały beretów ;) Ale, ale! Napomknęłam o spełnianiu marzeń, więc tutaj rozwinę, iż Mistrzunia jest w tym niezrównana! Nie dość, że popełniła krem zabaglione z marsalą do nadziania maszkaronów, to jeszcze przytachała ze sobą butlę rzeczonej :)


Wobec powyższego, nie dość, że zasłodziłyśmy się makaronikami z marsalą, to jeszcze marsala pojawiła się w głębi kieliszków. Mistrzuniu, składam hołdy dziękczynne. Czytaj nadal moje przymrużone oko na poważnie – dla mnie wychodzi to tylko na plus – a skoro na dodatek jeszcze słodko, to już w ogóle cud, miód malina :) Niecierpliwie czekam na kolejną Maskaradę*** :)




A co na to Lec? ---> "Czy surrealizm przestaje nim być, jeśli jest urzeczywistniony?"




Makaroniki Mistrzuni Felicji (tekst skopiowany bezczelnie od Lipki)

Zasada Felicji: 70 g białek - 170 g cukru pudru - 100 g migdałów

70 g białek, wysuszonych przez 3-5 dni na blacie, ubić na średnio sztywno i dodać
35 g cukru pudru i ubić na max
barwnik w proszku wmieszać, a następnie
135 g cukru pudru, zmiksować ze 100 g migdałów blanszowanych (lub płatków migdałowych) najpierw w mikserze, potem w młynku do kawy, by uzyskać bardzo drobne zmielenie. Wmieszać tant-pour-tant bardzo krótko.
(plus 2 łyżki rozpuszczalnej kawy w tych tutaj wyżej)

Przełożyć do rękawa cukierniczego, wycisnąć równe krążki na blachę wyłożoną pergaminem (lepiej matą teflonową, gdyż z niej wygodniej się odklejają makaroniki po upieczeniu). Blachą należy delikatnie, ale stanowczo uderzyć o miękką powierzchnię, najlepsze jest do tego łóżko lub tapczan, by masa równomiernie się rozłożyła, a ewentualne czubeczki pochowały. Ciasteczka można posypać czymś (np. sproszkowanymi owocami, drobno zmielonymi, lub drobno zmieloną kawą). Potem odkładamy blachy na ok. 30 minut, by makaroniki podeschły i utworzyła się na nich cienka skorupka (będzie można bez przyklejenia dotknąć je delikatnie palcem). Piekłyśmy w 140 stopniach przez ok. 12-15 minut. Czas pieczenia w każdym piekarniku może być różny. Makaroniki nie powinny się zbrązowić!


Krem z marsalą (za Felicją)

4 żółtka
syrop 120 stopni C z około 80-100g cukru i 2 łyżek wody
kostka masła
1/4 szklanki marsali (może trochę za dużo, jakby dać mniej to krem byłby gęściejszy, ale z kolei jak poleżał w lodówce to konsystencja była świetna)

Wlałam syrop do żółtek cały czas miksując, aż powstała taka pianka.
Kostkę miękkiego masła zmiksowałam i potem cały czas miksując krem, dodawałam po łyżce tego masła. Na koniec po trochu marsalę, też cały czas mieszając



* maszkaronowe nazewnictwo zapoczątkowała Truskawka, kokietując okrutnie, że tamte niby takie nieudane i w ogóle... ;)
**, *** bo w planach są kolejne :) ---> wszak nie tylko ja jestem chętna na kolejne piekielne makaronizmy :)

WSKM: Warszawsko – Szczęściarski Klub Maszkaronowy



26 komentarzy:

  1. Ja już wyraziłam swój zawód i zazdrość. Ludzie pracujący dniami nie mają szans na takei maszkarady?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poszalałyście znowu! Efekty- piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i podziwiałam już u Lipki. I muszę rzec to znów: fajnie Wam! :) Maszkarony rulez! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. razicie po oczach na wszystkich blogach, no i jak tu ich nie zrobić? trzeba będzie się brać do roboty :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Czaaaaaaaaaaad!

    Zazdroszczę Wam, nie powiem!
    I ciesze się, ze moja nazwa się przyjęła ;)))

    Hm... Które bym zjadła?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Różowe wymiatają :) Absolutnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gospodarna--->ludzie pracujący dniami muszą się chyba zaopatrzyć w dzień urlopu ;)

    Grażka--->:)))

    Małgoś--->ruuuulez! To kiedy Twoja kolej? ;)

    Jwsm--->bełkoty witają! :) A teraz zakasuj rękawy i do roboty ;)

    Truskawa--->bo nazwa jest w deseczkę :)

    Kasieńka--->mnie jednak te marsalowe najbardziej chyba przypadły. Ale to pewnie dlatego, że to te od spełniania marzeń są ;)


    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  8. chyba i ja muszę zacząć sobie tak marzyc.. :-)

    podziwiam i zazdroszczę
    tych kolorów i smaków

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja już wiem co robi Siostra Ciasteczkowa z Przymrużonym Oczkiem gdy jej nie ma na necie;))

    Pozdrówki Mała Sis:**

    OdpowiedzUsuń
  10. Karotkowa--->to nie jest taki zły pomysł, tylko jeszcze taka Felicja by Ci się przydała ;)

    Siostra--->jak to co? - objada się słodyczami. Czyli tak, jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hihihi, a mi się nazwa na klubik bardzo podoba :) Ale i zabawa i marsala i makaroniki i wszystko się podobało, a Sebastian zażyczył sobie więcej makaroników, więc już białka schną na blacie :)

    Ściskam Cię Mała cieplutko i buziaczki gorące ślę :***

    OdpowiedzUsuń
  12. Następnym razem Es towarzyszy nam w maskaradzie - wtedy nie będzie mówił, że mu za mało maszkaronów ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Maszkaronki są cudne!
    podoba mi się, że można tak czarować kolorami i smakami.
    wprawdzie maszkaronowy kurs mnie ominął... ale i tak jestem wielką ich fanką :)
    cichaczem liczę na korepetycji u właścicielki Rajmundki :)

    OdpowiedzUsuń
  14. te różowe fajne, tylko trochę w przesłodzonej otoczce ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Karolku--->ja głośno sobie myślę, że któreś warsztaty u Felicji w końcu Cię nie ominą - powiedź Mistrzuni, że wydziergasz jej rozetkę, to od razu jakiś nowy termin maszkaronowy zapoda ;))))

    Princi--->mogłabyś z powodzeniem wygłaszać toasty przy gruzińskim stole ;)))

    OdpowiedzUsuń
  16. tam rozetka... Oczkownicę muszę ze sobą zabrać ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. A tak! Słusznie prawisz, Karolu ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Szczęściary z Was, że miałyście takie prywatne lekcje, niektórzy to musieli się natrudzić, mnóstwo poczytać, filmików instruktażowych naoglądać, ale nie powiem, efekt był niezgorszy. Twój również niczego sobie ;) A co do Leca - surrealizm im bardziej urzeczywistniony tym bardziej surrealistyczny, a sprawa to niestety nierzadka.

    OdpowiedzUsuń
  19. No to masz satysfakcję z samodzielności - to ma swoją cenę :)

    Tym bardziej surrealistyczny? - wiesz co? też tak o tym myślałam :)

    OdpowiedzUsuń
  20. ja nie rozumiem proszę wytłumaczyć po zmorczemu co zrobic z "
    70 g białek, wysuszonych przez 3-5 dni na blacie, ubić na średnio sztywno i dodać"
    jak te białka suszyć a potem ubijać ?????

    różowe są śliczne ale te marsalowe pewnie najbardziej bym lubiła :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. ja nie rozumiem proszę wytłumaczyć po zmorczemu co zrobic z "
    70 g białek, wysuszonych przez 3-5 dni na blacie, ubić na średnio sztywno i dodać"
    jak te białka suszyć a potem ubijać ?????

    różowe są śliczne ale te marsalowe pewnie najbardziej bym lubiła :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Zmora, no normalnie. Spoko, one na wiór nie wyschną ;) Dajesz białka jajc do pojemniczka - nie wylewasz ich na blat ;) tylko na blacie ten pojemniczek sobie stawiasz i zapominasz o nim na 3 dni, a on sobie biedak tak stoi na tym stole i czeka na tortury 3 dni później. Ups - przepraszam, na ubijanie w sensie ;)

    To, że marsalowe najbardziej by Ci podeszły, nie mam najmniejszych wątpliwości ;)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Oj dziewuchy!
    No oczy mi na wierzch zaraz wyjdą, dobrze, że już z tąd idę, bo i biologia czeka i nowe posty się skończyły;P

    Baaaj!

    OdpowiedzUsuń
  24. A sie uwzielo Oczko na mnie, dobrze ze choc zlagodzilas moj zawod jamniczkiem!
    Makaronow zazdroszcze, u mnie nadal faza "wyczowania" piekarnika, ale smak jest, a nad forma pracuje.
    Takie z marsala... mmm...
    PS. No jest z Ani troszke kokietka, makaronikowa napewno ;-)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ojjj tam uwzięło - ja Cię tylko Basia słodko namawiam na rychły przyjazd do stolicy ;)) Maszkarony będziemy piec, marsalą popijać - no pomyśl - same przyjemnostki. Nie zastanawiaj się długo, tylko pakuj walizeczkę na kółkach ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...