Święta upłynęły w towarzystwie Ryszarda*. Opowiadał mi o Imperium, a ja z niemałym zainteresowaniem chłonęłam opowieści o wysychającym Jeziorze Aralskim, cmentarzysku statków i ciężkim życiu ludzi w Mujnaku, o trudach budowy i przepychu Cerkwi Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, która na rozkaz Stalina została z nie mniejszym trudem zburzona i zamieniona na miejski basen, produkcji koniaku w Gruzji i o korytarzach we mgle w czasie wielkich mrozów w Jakucku.
Fascynujące! A wczoraj na Polonii trafił mi się program o Buriacji. W tej krainie blisko sąsiadującej z Bajkałem mieszają się ze sobą kultura: Rosji, Chin i Mongolii, żyje tam też mnóstwo potomków ówczesnych polskich zesłańców. Aby dojechać z Moskwy do Ułan – Ude trzeba spędzić w pociągu Kolei Transsyberyjskiej trzy i pół dnia, przejechać 5609 kilometrów i przekroczyć 5 stref czasowych.
Przynajmniej tyle ciekawego było pomiędzy obżarstwem i nicnierobieniem.
1. Korzennie i aromatycznie - grzaniec.
Jak mawia Jacques Pepin – do gotowania potrzebna jest cała butelka wina – jeden kieliszek do potrawy, reszta dla kucharza. Z Najlepszą posłuchałyśmy pana i podczas przygotowywania tego i owego zrobiłyśmy sobie grzańca z czerwonego wina. Zainspirowało mnie Białe nad Czerwonym.
Wlałam do rondla czerwone, dorzuciłam goździki, skórkę pomarańczową z obieranych właśnie pomarańczy, które poszły na sok, dużo miodu, szczyptę imbiru i cynamon – niestety też mielony (pierwotnie chciałam korę, ale nie miałam akurat rzeczonej na stanie). A na koniec jeszcze nieco świeżo wyciśniętego soku z pomarańczki. Wyszło... pyszne! Najlepsza powiedziała, że aż szkoda pić, bo takie smaczne i aromatyczne.

2. Odżywczo i zdrowo - sok pomarańczowo - karotowy.
Po winnym zaromatyzowaniu przeszłyśmy gładko do produkcji czegoś zdrowo – odżywczego. Sok pomarańczowo – karotowy na Boże Narodzenie to już prawie jak tradycja, nieprzerwanie od jakiś... 12 – 15 lat, czyli tyle, ile Najlepsza ma w posiadaniu książkę "Przepisy Czytelników Poradnika Domowego – zima". Potrzeba 8 litrów wody. 6 zagotowuje się z pół kilogramem cukru i studzi. Pozostałe 2 literki dostają 100g cukru, 0,5 kg startej naocznie karoty i 3 duże, obrane, pozbawione albedo i w stanie cząstkowym pomarańczki i trochę skórki pomarańczowej. Wszystko trafia na podniety ogniowe i gotuje się jakieś 2 godzinki. Potem się studzi po uprzednim wyrzuceniu skórek i miksuje. A na koniec miesza z owymi 6 litrami słodkiej przegotowanej wody i doprawia sokiem z cytryny. I do chłodnicy! Mnami! :)



3. Świątecznie i bogato - kompot wigilijny, czyli pan de luxe ;)
Przedświąteczna paczka mikołajkowa, którą Starszy dostał z pracy, kryła w koszyku półkilogramowe opakowanie suszonych owoców. Natchnęły mnie one na kompot wigilijny. Przejrzałam zeszłoroczne przepisy i zrobiłam kompilację na modłę oczka. Kompot, zważywszy na bogactwo suszu, wyszedł w wersji de lux. Suszone: jabłka, gruszki, morele, daktyle, figi, żurawinka, rodzynki, kawałek kłącza imbiru, skórka pomarańczowa, świeża pomarańczka w cząstkach i pokawałkowane ze skórką jabłko zostało zalane wodą i zaczęło się w sobie gotować. Dla poprawy atmosfery dobrego smaku całe towarzystwo dostało jeszcze liść laurowy, ziele angielskie i garść goździków (które po ok. połowie czasu gotowania zostały wyłowione). I zmętniło szczyptą cynamonu.** A potem wszystko zasłodziło się jeszcze miodkiem. Cieplutki, dopiero co ugotowany pan de lux przekonał mnie ostatecznie, że z tym kompotem to był jednak dobry pomysł. Jak sięgam pamięcią i wiedzą – stał na stole wigilijnym pierwszy raz w ogóle. Tym bardziej podkreślił, że to święta zimowe. Tylko śnieg nie był łaskaw się zjawić za oknem. Ta zieleń przy szklance, to cóż... hmm zimowy śnieg w wersji przezroczystej zwanym też śniegiem, który dawno stopniał i nie zostawił po sobie żadnych śladów.***


A co na to Lec? ---> "To sztuka! Tyle postaci na scenie ma materiał do gadania o tym, że autor nie ma nic do powiedzenia."
* Ryszard Kapuściński – "Imperium"
** bo kory cynamonowej wciąż nie miałam na stanie i nie mam nadal
*** zupełnie jak zbrodniarz doskonały ;)
Fascynujące! A wczoraj na Polonii trafił mi się program o Buriacji. W tej krainie blisko sąsiadującej z Bajkałem mieszają się ze sobą kultura: Rosji, Chin i Mongolii, żyje tam też mnóstwo potomków ówczesnych polskich zesłańców. Aby dojechać z Moskwy do Ułan – Ude trzeba spędzić w pociągu Kolei Transsyberyjskiej trzy i pół dnia, przejechać 5609 kilometrów i przekroczyć 5 stref czasowych.
Przynajmniej tyle ciekawego było pomiędzy obżarstwem i nicnierobieniem.
1. Korzennie i aromatycznie - grzaniec.
Jak mawia Jacques Pepin – do gotowania potrzebna jest cała butelka wina – jeden kieliszek do potrawy, reszta dla kucharza. Z Najlepszą posłuchałyśmy pana i podczas przygotowywania tego i owego zrobiłyśmy sobie grzańca z czerwonego wina. Zainspirowało mnie Białe nad Czerwonym.
Wlałam do rondla czerwone, dorzuciłam goździki, skórkę pomarańczową z obieranych właśnie pomarańczy, które poszły na sok, dużo miodu, szczyptę imbiru i cynamon – niestety też mielony (pierwotnie chciałam korę, ale nie miałam akurat rzeczonej na stanie). A na koniec jeszcze nieco świeżo wyciśniętego soku z pomarańczki. Wyszło... pyszne! Najlepsza powiedziała, że aż szkoda pić, bo takie smaczne i aromatyczne.

2. Odżywczo i zdrowo - sok pomarańczowo - karotowy.
Po winnym zaromatyzowaniu przeszłyśmy gładko do produkcji czegoś zdrowo – odżywczego. Sok pomarańczowo – karotowy na Boże Narodzenie to już prawie jak tradycja, nieprzerwanie od jakiś... 12 – 15 lat, czyli tyle, ile Najlepsza ma w posiadaniu książkę "Przepisy Czytelników Poradnika Domowego – zima". Potrzeba 8 litrów wody. 6 zagotowuje się z pół kilogramem cukru i studzi. Pozostałe 2 literki dostają 100g cukru, 0,5 kg startej naocznie karoty i 3 duże, obrane, pozbawione albedo i w stanie cząstkowym pomarańczki i trochę skórki pomarańczowej. Wszystko trafia na podniety ogniowe i gotuje się jakieś 2 godzinki. Potem się studzi po uprzednim wyrzuceniu skórek i miksuje. A na koniec miesza z owymi 6 litrami słodkiej przegotowanej wody i doprawia sokiem z cytryny. I do chłodnicy! Mnami! :)



3. Świątecznie i bogato - kompot wigilijny, czyli pan de luxe ;)
Przedświąteczna paczka mikołajkowa, którą Starszy dostał z pracy, kryła w koszyku półkilogramowe opakowanie suszonych owoców. Natchnęły mnie one na kompot wigilijny. Przejrzałam zeszłoroczne przepisy i zrobiłam kompilację na modłę oczka. Kompot, zważywszy na bogactwo suszu, wyszedł w wersji de lux. Suszone: jabłka, gruszki, morele, daktyle, figi, żurawinka, rodzynki, kawałek kłącza imbiru, skórka pomarańczowa, świeża pomarańczka w cząstkach i pokawałkowane ze skórką jabłko zostało zalane wodą i zaczęło się w sobie gotować. Dla poprawy atmosfery dobrego smaku całe towarzystwo dostało jeszcze liść laurowy, ziele angielskie i garść goździków (które po ok. połowie czasu gotowania zostały wyłowione). I zmętniło szczyptą cynamonu.** A potem wszystko zasłodziło się jeszcze miodkiem. Cieplutki, dopiero co ugotowany pan de lux przekonał mnie ostatecznie, że z tym kompotem to był jednak dobry pomysł. Jak sięgam pamięcią i wiedzą – stał na stole wigilijnym pierwszy raz w ogóle. Tym bardziej podkreślił, że to święta zimowe. Tylko śnieg nie był łaskaw się zjawić za oknem. Ta zieleń przy szklance, to cóż... hmm zimowy śnieg w wersji przezroczystej zwanym też śniegiem, który dawno stopniał i nie zostawił po sobie żadnych śladów.***


A co na to Lec? ---> "To sztuka! Tyle postaci na scenie ma materiał do gadania o tym, że autor nie ma nic do powiedzenia."
* Ryszard Kapuściński – "Imperium"
** bo kory cynamonowej wciąż nie miałam na stanie i nie mam nadal
*** zupełnie jak zbrodniarz doskonały ;)

Mi święta z Gregiem upłynęły. Gregiem H. znasz? Ryszard też niczego sobie choć to inna półka czy tam bajka. A napoje jak się patrzy, choć ja nie przepadam za mieszankami, leje i już.
OdpowiedzUsuńSiostra, ja to bym wszystko co tu widzę wypiła ...mmmm.. aromatycznie, pysznie, mniam! Uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńWidzę,ze smaki też te same mamy hi hi, zółwik znaczy :)
Narzeczona czyzby z Housem ? hi hi ;) Też go uwielbiam!:)
trzeba przynać, że narobiłaś mi smaka...:)
OdpowiedzUsuńPyszne napitki zrobiłaś! Grzańca kupuję na Sylwestra a sok z karotkami to będę robić często :)
OdpowiedzUsuńnapitek karotkowo-pomarańczowy! muszę sobie taki przyrządzić, nabiorę koloru przynajmniej bo blada twarz ze mnie straszna :D
OdpowiedzUsuńoooo tak,kompot z suszu nawet lubię (lub powinnam napisać to raczej w czasie przeszłym).Dzięki rodzicielce,która wlewała nam go litrami do szklanek miałam nieprzespaną nockę (i to nie z powodu uniesień sypialnianych hi hi)Uniesienia to ja miałam jak cholera, w kibelku,przeklinając moją rodzinę kilka pokoleń wstecz.Pozdrowionka poświąteczne
OdpowiedzUsuńGospodarna---> no niebardzawo, Grzegorza nie znam, znam tylko Ryszarda ;P
OdpowiedzUsuńSiostra--->tak to z bliźniaczkami właśnie bywa ;)))
Paluszku--->bełkoty witają! :) Narobiłam? - no i o to właśnie chodziło! ;)
Grażka--->możesz brać za darmo! ;)))
Viri---> no ja się wcale nie dziwię, bo tym patrzeniu na wątroby i te takie tam ;)
Kawusia--->cóz! przynajmniej nie jest ci on obojętny, haha! ;)
pozdrówka!
Ryszarda uwielbiam, w towarzystwie Imperium właśnie spędziłam również jedne ze Świąt :) Fascynujące :) Teraz w kolejce czeka Heban.
OdpowiedzUsuńI grzańca uwielbiam :)
A kompot z suszu też w tym roku zarządziłam i też chyba po raz pierwszy i też nam baaardzo smakował (aż się zdziwiliśmy, że tak bardzo:D ). No proszę :D
Pozdrowienia :)))
Ryszarda czytuję chętnie, choć niestety, tak jak wszystko, czyli i byle kryminał i Nietzchego (to jeśli w ogóle to z rzadka), czyli szybko i niedbale, by zaraz zapomnieć, co w przypadku moich ulubionych książek Agaty Christie jest zaletą, ale w przypadku Nietzchego i Kapuścińskiego niekoniecznie. A konkluzja jest taka, że jestem pełna podziwu, że udało Ci się tyle zapamiętać ;)
OdpowiedzUsuńZ napojów wybieram grzaniec, bo choć sok karotkowy bardzo kuszący, to jak dla mnie ze względu na czas przygotowania, chociaż rzeczywistych działań tam nie tak wiele, odpada.
kolejna fanka Rysia?
OdpowiedzUsuńMoni--->tak! Heban ja też mam teraz w kolejce, tylko w biblio muszę najpierw upolować ;)
OdpowiedzUsuńKarolka--->no wiesz..., mogłabym jeszcze wspomnieć o meczu w popsutym telewizorze, który oglądali górnicy pod kołem polarnym, o kierowcy, który dał garść pieniędzy człowiekowi bez nóg, o wyprawie Ryszarda w roli pilota do Stepanakertu na Górnym Karabachu, ach! zachłysnęłam się tymi opowieściami. Zwłaszcza, że rzecz traktuje o odległej Rosji, o której bardzo lubię czytać :))
No to po kieliszeczku grzańca, hop! ;)
Princi--->jak to kolejna? Czegoś nie wiem? ;)
Kapuściński! Niezwykły człowiek, niesamowity piasarz. Heban to moja jego ulubiona książka, piękna i smutna Tyle konfliktów w Afryce..i życie tam niezwykle ciężkie.
OdpowiedzUsuńRyszard=+ grzaniec=udany wieczór
Pozdrawiam
Beata z blogu bardzo-lubie-gotowac.pl
Zabrzmiało jak "bratnia dusza" ;))
OdpowiedzUsuńBełkoty witają! :)
Jakie Ty ładne uszka robisz :)
OdpowiedzUsuńCzy bardzo rozczaruję, jeśli powiem, że robiła je Najlepsza, a nie ja? ;)
OdpowiedzUsuńSok odzywczy - szalenie fajny napój. Na pewno popełnię. Po Świętach mam przede wszystkim ochotę na owoce i na picie. ;-))))
OdpowiedzUsuńja nie nie, absolutnie nie moje klimaty ;P moja znajoma lubi, ja go nie mogę jakoś strawić ;)
OdpowiedzUsuńKrokodillo--->ja cytrusy w formie do rączki, świeżo obrane ze skórki. Gdzieś w koszyku właśnie grapefrucik czeka na moje zainteresowanie nim :)
OdpowiedzUsuńPrinci--->całe szczęście kawę trawisz ;))
INSERT
OdpowiedzUsuń