Tak właściwie mogłabym bez niej żyć. Nie budzi mnie, nie stawia do pionu, nie przypomina o swoim braku. Gdyby jej nie było – tragedii też by nie było. Ale przyznać mi trzeba, że i zaletę też jakąś posiada (która w zasadzie jeszcze z półtora roku temu była wadą). Smak! Wydawał mi się kiedyś absolutnie nie akceptowalny, tym samym nie pijalny. Potem jakoś tak wyszło dziwacznie, że teraz czasem sobie siorbnę z kubka tudzież z innej filiżanki. Taki ze mnie okazjonalny kawosz - niedzielny ;) Ale przynajmniej już nie twierdzę, że kawa nie ma racji bytu – wręcz przeciwnie, szukam kawowych smaków: czasem w makaronie, czasem w deserach, a czasem w kubku. O właśnie! Ciasto na ten przykład – samowolna przeróbka domowego przepisu z zeszytu Najlepszej na "Piernik Gienia". Zamiast przyprawy piernikowej i dżemu – pojawiła się kawa. I tym oto sposobem narodził się „Kawosz Niedzielny”. To było proste – na początek suche: 2,5 szklanicy mąki zmieszało się z 1,5 szklanicy cukru i łyżeczką sody. Potem popełniło mezalians z mokrym: szklanicą mleka, 2 jajcami i pół szklanicy oleju. Podzieliło na dwie części, do jednej doskoczyła zaparzona w 2 łyżkach wody kawa i została zamieszana na zjednoczenie z ciastem. Foremka najpierw przyjęła część kawową, potem część niesprofanowaną i wpadła do piekła na 40 minut w piekielnych 180 stopniach. I po zabawie. Potem tylko kawa z cytryną do posiorbania jeszcze. Tutaj wypadało by mi wspomnieć nieco o niej. Zostałam jej entuzjastką, kiedy na okoliczność wyjazdu na sądny dzień, wpadłam z wizytą do Tukana – mojej niedoszłej sąsiadki z Ptaszarni, aby przy nadarzającej się okazji odwiedzić jej mruczące futra i napić się kawy z kawiarki. Tukan okazał się miłą osobą nie tylko na pogaduchy na gadulcu, ale i oko w oczko. Wszystkie trzy sierście zaprezentowały się z bardzo sympatycznej strony – były dość przymilne i żywotne. Bajdełejem - szkoda, że nie miałam wtedy szklanego oczka ze sobą, bo bym Wam pokazała, jak ciekawie wygląda mała z umaszczeniem tabby. Nic to - może jeszcze będzie okazja. Kawa zaś była rewelacyjna – smaczna i orzeźwiająca. Primo: była parzona w kawiarce (to był mój pierwszy raz) i śmiem twierdzić, że w smaku jest dość podobna do kawy z ekspresu. Nawet zaczęła mi się marzyć owa kawiarka, bo o ekspresie póki co, mogę zapomnieć na dość długo. Secundo: kawa nie dość, że smaczna to i orzeźwiająca za sprawą aromatyzacji jej ziarenek przez cytrynę. Spodobało mi się to na tyle, że teraz parzę swoją własną wariację – wrzucam plasterek i dziabię łyżeczką, czasem po prostu wyciskam sok. Podobno taka z cytryną pomaga na ból głowy. Nie wiem – nie miałam jeszcze okazji przetestować, wiem natomiast, że w takiej kombinacji okrutnie mi odpowiada na tyle, że zapomniałam już o tym, że pijałam kawę z mlekiem ;) Tymczasem nie zapominam, że marzę o kawiarce :)


A co na to Lec? ---> "Dwa czarne charaktery, a jak odmiennej barwy."


A co na to Lec? ---> "Dwa czarne charaktery, a jak odmiennej barwy."

Majeczko - dziękujemy :)
lubie kawe do picia, ale juz w ciescie to roznie z tym bywa. dzisiaj jadlem na przyklad orzechowca o smaku kawowym, no i taki sobie byl :)
OdpowiedzUsuńMoja Mała Sis, czy Ty widzisz ,ze i u mnie dziś kawowo? ;)
OdpowiedzUsuńCiacho Twoje niezmiernie mi się podoba, takie do kawusi, pyszności:)
Kawki z cytrynką nie piłam jeszcze, aczkolwiek na pewno spróbuję z ciekawości:)
Kawkę to ja najchętniej z mleczkiem jedynie, no i tam kiedyś w jakiejś Pi-Kawie normalnie se poszalałam i z alkoholem Irish Coffee wypiłam, nie powiem pyszna była!:)
Z kawiarki to ja jak najbardziej, mniam! Nie wiem , o jakiej kawiarce piszesz, nie wiem,czy pamiętasz jaką ja mam, taką do parzenia po... italiańsku, wiadomo nie? ;)
Lubię wtedy nasypać kawki i na przykład cynamonu albo przyprawy piernikowej, pyszności:)
Sie nagadałam no;)
Buziak Sis :***
Ps. A ja dzis w domku :)
Ja ostatnio robię wariacje na temat ciasta z kawą. Ostatnio piernik wegański z powidłami śliwkowymi też podbarwiłam kawą... Twoje ciacho też wypróbuję.
OdpowiedzUsuńA kawy z cytryną jeszcze nie piłam. Przysypiam, bo się zachmurzyło - lecę spróbować :)))
Dobra ta kawa z cytryną! Faktycznie orzeźwia lepiej, niż zwykła!
OdpowiedzUsuńMężczyzno---> a mi właśnie coraz bardziej podchodzi wszystko co kawowe :)
OdpowiedzUsuńSis---> widziałam, widziałam! I już się poczęstowałam :)
Wstyd się przyznać, ale ja... nie pamiętam jaką piłam wtedy w Pikawie na naszym cudownym spotkaniu. No normalnie amnezja jak nic.
Mówię o tej takiej co to się kiedyś Ciebie pytałam - na gaz stawianej :)
Gadaj dalej - cmok :)*
Grażka--->piernik kawowy i ja planuję, boście mi z Grumkami ochoty narobili, o! I fajno, że smakuje Ci cytrynka :)
Siostra, a no to takiej jaką mam - tą na gaz stawianą :)
OdpowiedzUsuńJaką piłaś kawkę Sis? A czy to nie była kawa Pi-kawa, jakaś ichna firmowa? Hmmm... ?, ale pewna nie jestem...
Buziak Mała :***
Ps. Ależ zmarzłam dziś :(
A wiesz? chyba rzeczywiście to była Pikawa właśnie. No i dwa obrzydliwie słodkie ciacha do tego :) Mniami! :))))
OdpowiedzUsuńA ja właśnie dobudzam się nad kubkiem porannej kawy z mlekiem i przypominam sobie latte cytrynowe hmmmm taki dziwny był smak, więc kawa z cytryną hmmm pomyślę jeszcze nad tym :D
OdpowiedzUsuńBuziaczek :***
Spróbuj bez mleka :)
OdpowiedzUsuńto ja tu nieskromnie zaproponuje zakup kawiarki w Toruniu, Oczkowe imieniny coraz bliżej, mała zrzuta i kawiarka tez by była coraz bliżej Oczka ;)
OdpowiedzUsuńDobra myśl! Ale ja też coś mam ;)) Później się pochwalę ;))))
OdpowiedzUsuńo! tos mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńHłe, hłe - i o to chodziło ;)P
OdpowiedzUsuńAha, to już wiem jak się tą kawę z cytryną podaje. Wrzucę sobie plasterek jutro i zdam relację :)
OdpowiedzUsuńOlu! Dasz wiarę - powiadomienie o Twoim komentarzu poczta wrzuciła mi do spamu, grrrr!
OdpowiedzUsuńI jak z tym plasterkiem? ;)