Jesteśmy z Lipką bardzo pilnymi uczennicami. Można nawet rzec, że kształcimy się ustawicznie – w maskaradzie, rzecz jasna. Po ostatnich kawowych z marsalowym zabaglione przyszedł czas na „ekskluzywne delicje szampańskie”. Delicje, bo tak nam właśnie pachniało czekoladowo – pomarańczowe nadzienie pomarańczowych maszkaronów. Tym razem warsztaty WSKM, czyli Maskaradowego Klubiku odbywały się z udziałem tylko dwóch person – Lipki i oczka. Miała być jeszcze Gospodarna, ale nie rozmnożyła gospodarnie czasu, więc musiała obejść się smakiem maskarady. Bajdełejem – Moja Droga – weź czym prędzej korepetycje od swoich przepastnych szafek z dziedziny „rozmnażania” ;))
Tym razem, chwalę się, że sama całkiem dużo zrobiłam przy produkcji. Mieliłam, miksowałam, formowałam szprycką ciała i warowałam przy piekle.
Jedynie kawowe mazy robiła już Lipka samodzielnie. I całkiem nieźle jej to wyszło. Nawet odcisk ptasiej nóżki wspólnie zadecydowałyśmy, że zadedykujemy Ptasi :) Ptasiu – niniejszym, masz swojego maszkarona ;)))
A następnego dnia... przyszła pora na wczesno – wieczorną delektację, przy kieliszku (znowu! :)) marsali i filmie o bywaniu w chmurach :) Było słodko.
Tylko Briczka dziwnie łypała okiem, myśląc pewnie pod wąsami: „znowu ci cholerni paparazzi”. Bez względu na swoje kocie myśli, zaprzyjaźniła się jednakowoż z moim szklanym okiem, bez pardonu obwąchując obiektyw. Potem odwróciła się i ostentacyjnie wyszła z kuchni.
Specjalnie mnie to nie zmartwiło. Beztrosko oddałam się dalszemu fotografowaniu i jak słusznie sobie przyznałam rację – w fotografii najbardziej lubię jedzenie ;) Czasem trzeba się poświęcić i robić esy floresy z kręgosłupa. Zdarza się jednak, że stoję, kucam i nachylam się dość normalnie. Tak, czy siak - czego się nie robi dla jedzenia ;)
Maszkarony w wersji: „ekskluzywne delicje szampańskie”
Złota Proporcja Mistrzuni (70 g białek - 170 g cukru pudru - 100 g migdałów) została nieco przeliczona w exelu, bo miałyśmy miej białek. Ostatecznie wyszło... nie pamiętam... Pamiętam tylko, że białek było 60g. Maszkarony były ze skórką pomarańczową i z szafranem, a nadzienie z czekoladą i esencją pomarańczową od Gospodarnej. Niestety, nie jestem tak pilna, jak Buru i nie zrobiłam notatek. Niniejszym – cały przepis zapodam, kiedy Lipka opublikuje go na Szczęściu. Wtedy ja go bezczelnie skopiuję i wrzucę tutaj. Na razie zdjęcia muszą wystarczyć – cóż poradzić ;)
A co na to Lec? ---> ""Że ten, wszystko, co myśli, zapisuje!" Nie wszystko - moi drodzy - nie wszystko."
Edit: 07.03.2010 Przepis za Lipką, szczegóły tutaj
Makaroniki "słoneczne delicje": do makaroników (z ok. 3 bardzo wysuszonych białek przez 5 dni - ok. 66 g) dodana duża szczypta utartego w moździerzu szafranu i ususzona skórka pomarańczy (skórka z 3-4 pomarańczy, starta z nich zesterem, bez albedo, ususzona w piekarniku w 100 stopniach - kilka razy po godzinie, aż wyschła na wiór), a do przełożenia użyta 1 tabliczka roztopionej gorzkiej czekolady z kilkoma kropami ekstraktu (nie zapachu!) z pomarańczy (można też użyć likieru z pomarańczy) i niewielkim chlustem kremówki (lub oleju, jeśli ktoś musi unikać nabiału) tylko tyle by mieć gęstą, ale dającą się przekładać konsystencję. Czekoladę można nakładać albo łyżeczką albo wyciskać z rękawa.
