Chyba trochę mnie nie było, bo Duża Siostra zaniepokojona ciszą wysłała mi esa, czy aby na pewno jeszcze żyję. Jak widać – oddycham ;) Podsumowanie minionego roku nie wypadło zbyt pomyślnie. Za to nowy rok jak na razie spisuje się w swojej roli całkiem nieźle. Zostałam kierowniczką, poznałam naocznie na zlocie kilka babulonków, przeprowadziłam się z Orzechówki do Nowalijki. A w międzyczasie... zaskoczył mnie mężczyzna piekąc dla mnie ciasto! Przekładaniec orzechowo – kremowy. Tego się absolutnie nie spodziewałam. Sam! A na dodatek wyraził chęć pobrania kuchennej nauki. Gotowaliśmy więc rosół, potem pomidorówkę, pieczarkową, później potrawkę z kurczaka (którą zjedliśmy... z frytkami ;)), potem smażyliśmy leśniczki ze Stołu Poli i piekliśmy seksowne, czyli boskie brownies, zwane między nami niewyszukanie ciastem czekoladowym, tudzież "tym dobrym". Mężczyzna uprzednio zaopatrzył się w kajecik i wszystkie przepisy skrzętnie notował. Byłam bardzo kontenta. A porzucając nauczycielską posadę kuchenną, zostałam uczennicą jazdy na łyżwach. I nawet popełniłam postępy: z ignorantki na trzymającą się pionowo na łyżwach i nawet jeżdżącą przed siebie po tafli. Całkiem nieźle. Koniec stycznia i początek lutego był całkiem sympatyczny. Wróciłam do wspomnień i nawet trochę mnie to ucieszyło. Nie! Kłamię – ucieszyło mnie to bardzo. Tchnęło nadzieją, że może przyszłość nie rysuje się tak chimerycznie, jak mi się zdawało? Poddaję się losowi i dniom, które wciąż przede mną – z nadzieją i błyskiem w oku. Chyba zobaczyłam wiosnę w środku zimy. Lód stopniał w swej sile, ale kra nie opuszcza. Karmię się minionymi chwilami – z uśmiechem. Wciąż i jeszcze.

A potem biorę w rękę kubek gorącego kokosowego kakao, rzucam okiem na Koko w kratkę, Diana Krall śpiewa: "bye bye, blackbird", a ja... Ja – widzę, słyszę, czuję – oddycham. Jest dobrze.

Oko i Koko, czyli kokosowe kakao :)
To taka kropka do postawienia po zlocie. Wiem, wiem – spóźniłam się, miałam w sobotę wypić, ale widziałam*, że Pola też swoje "kakałko"** wypiła później, to czuję się usprawiedliwiona ;)
Dla ścisłości – przepis jest autorstwa Marty Gessler , a ukazał się w Wysokich Obcasach (sobotni dodatek do Wybiórczej) 23.01.2010 r. Rzeczony jest tutaj, a oczko zrobiło tak:
Na początek do garnuszka wlało 165 ml mleczka kokosowego i uzupełniło wodą na tyle, aby wyszło z tego 2 porcje, czyli plus jakieś jeszcze 80 ml – było na oko, więc nie ręczę, że dobrze mi to oko obliczyło. Mleko z wodą bulgotało na gazie, aż się zagotowało w sobie, tymczasem w kubku wymieszała się niepełna łyżeczka kakao z 2 łyżeczkami cukru. I do tej mieszanki wlało się ciut zagotowanego, zamieszało na zjednoczenie, co by tylko grudek nie było i chlust na powrót do garnuszka, do reszty towarzystwa. A potem do kubka. I już! :)
A co na to Lec? ---> "Na czyj koszt żyją ludzie w cudzych wspomnieniach?"
* a fe, oczku! aleś skarżypyta ;))
** tak, tak! To dla Ciebie Polciu – wiem jak bardzo lubisz zwrot "kakałko" ;)PP
*** skorupki są po śniadaniowych jajach idealnych - na miękko, jeszcze u Lipki.

A potem biorę w rękę kubek gorącego kokosowego kakao, rzucam okiem na Koko w kratkę, Diana Krall śpiewa: "bye bye, blackbird", a ja... Ja – widzę, słyszę, czuję – oddycham. Jest dobrze.

Oko i Koko, czyli kokosowe kakao :)
To taka kropka do postawienia po zlocie. Wiem, wiem – spóźniłam się, miałam w sobotę wypić, ale widziałam*, że Pola też swoje "kakałko"** wypiła później, to czuję się usprawiedliwiona ;)
Dla ścisłości – przepis jest autorstwa Marty Gessler , a ukazał się w Wysokich Obcasach (sobotni dodatek do Wybiórczej) 23.01.2010 r. Rzeczony jest tutaj, a oczko zrobiło tak:
Na początek do garnuszka wlało 165 ml mleczka kokosowego i uzupełniło wodą na tyle, aby wyszło z tego 2 porcje, czyli plus jakieś jeszcze 80 ml – było na oko, więc nie ręczę, że dobrze mi to oko obliczyło. Mleko z wodą bulgotało na gazie, aż się zagotowało w sobie, tymczasem w kubku wymieszała się niepełna łyżeczka kakao z 2 łyżeczkami cukru. I do tej mieszanki wlało się ciut zagotowanego, zamieszało na zjednoczenie, co by tylko grudek nie było i chlust na powrót do garnuszka, do reszty towarzystwa. A potem do kubka. I już! :)
A co na to Lec? ---> "Na czyj koszt żyją ludzie w cudzych wspomnieniach?"
* a fe, oczku! aleś skarżypyta ;))
** tak, tak! To dla Ciebie Polciu – wiem jak bardzo lubisz zwrot "kakałko" ;)PP
*** skorupki są po śniadaniowych jajach idealnych - na miękko, jeszcze u Lipki.
O Siostra Mała! :)) Jesteś nareszcie !:))) I jak fajnie piszesz, sama radość, sam uśmiech i słońce:) W środku zimy widzę u Ciebie gorące słoneczko:) Jak dobrze:))
OdpowiedzUsuńBuźka Siostro Radosna:**
O, i kolejna z obsuwem kakaowym :)
OdpowiedzUsuńA co do Bye, Bye Blackbird w tej wersji - zawsze chce mi się płakać. Pewnie dlatego, że stają mi wtedy przed oczyma wielkie, smutne oczy Marion Cotillard we "Wrogach publicznych".
Fajnie, ze u Ciebie tak cieplo, blogo i sentymentalnie- tak mi sie jakos to wszystko skojarzylo:))
OdpowiedzUsuńa ja już kokosowe kakao piłam, w niedzielę na śniadanie jak u Tili zobaczyłam :) bardzo mi smakowało, i fajne te ptaszyska macie :)
OdpowiedzUsuńO, jesteś już!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tak pilnego ucznia! I postępów na lodzie, ja jestem kompletna noga w tej dziedzinie. Ale najważniejsze, że powiało optymizmem :)
Kakałko pyszniutkie, też takie zrobię ale nie dziś, bo mi Duża zabrała mleczko kokosowe :)
Siostra--->gorące słoneczko, bo kaloryfer mnie grzeje, czuję ciepło ;)
OdpowiedzUsuńPtasia--->ktoś był punktualny, żeby spóźnić się mógł ktoś ;)
Oglądałam kilka dni temu Sophie Scholl - ma świetną ścieżkę dźwiękową. Właśnie dodałam ją do listy marzeń razem z soundtrackiem Elegii.
Gutku--->? aaa! :))))
Arku--->nie wiem, czy powinnam się przyznawać, że to zamierzony efekt, czy się bronić, że miało brzmieć inaczej. Ale sama jestem dzisiaj sentymentalna - poddaję się zatem ;)
Viri--->ja zaś wypatrzyłam u Ciebie makaroniki i zazdraszczam ;))))
Grażka--->jestem, jestem! Kakałko wypiłam, to pomyślałam, że się objawię. Pewnie wszystko przez to, że wstałam dziś o dziwnej dla mnie porze 5 rano. Przecież to jeszcze noc! ;)
pozdr!
Kakao kokosowe dobre, mniam!
OdpowiedzUsuńUdaje ze tego nie widze :P
OdpowiedzUsuńOczku jak dobrze ze jestes martwilam sie!
Czy Mezczyzna to ten co ja o nim tyle slyszalam czy jakis nowy he? :D
Anula--->dobre nie jest złe - proste! ;)
OdpowiedzUsuńPola--->błahaha! ;))
Tak, tak! - to ten, co to o nim tyle słyszałaś.
Kaka(łk)o ble, na czym by nie było, ale cieszę się, że tak radośnie - oby tak dalej Oczko :)))
OdpowiedzUsuńCieplutkie pozdrowienia ślę :)))
I ja cię wyczekiwałam z oczami wybałuszonymi.
OdpowiedzUsuńI ten mężczyzna brzmi intrygująco. I tacy gotujący są najlepsi ;-)
Oj Oczko skarżypytko!:D
OdpowiedzUsuńAle dobra.. ja ci powiem babo jedna, że przed Tobą jeszcze tyyyle niezpomnianych i radosnych chwil!:D
Pozdrawiam i wiesz co?
Ja się chyba na kakałko rano skuszę we wtoreczek, bo akurat do pączuszków mi będzie niepełna puszeczka potrzebna:D
NO coś Ty! To się porobiło, Oczkowa... Bez wnikania w szczegóły, bez oceniania - życzę CI szczęścia, bo na nie zasługujesz. Oczywiście szczęścia na sposób oczkowy, a nie czegoś, co za Twoje szvczęscie uznają inni.
OdpowiedzUsuńGÓrnolotnie zabrzmiało, trudno :)
Ja kakao w końcu nie zrobiłam, przez moje gapiostwo, nic więcej...
Tak trzymaj, Oczko:) Wiatr w zagle i do przodu:)
OdpowiedzUsuńi jest Oczko z kakao - brawo! a tak powaznie, to ciesze sie ze wrocilas, ze wieje optymizmem. Ciasto dla Ciebie, nie deprcjonuje ani troszke, ale tez bym Ci upiekla :D
OdpowiedzUsuńBuziak wielki :*
Oczko,pozazdrościć takiego mena.Ucz go cierpliwie ucz,a potem jeszcze można posunąć pomysł z praniem i sprzątaniem (wiesz takie lekcje w gratisie ;-))) )i mamy nieźle pomagającą drugą połóweczkę (nie mam na myśli szklanego pojemnika z procentami hi hi).
OdpowiedzUsuńPiękne podstawki do jajców.Myślałam w pierwszym momencie,że na spotkaniu w szleństwie pisanki zrobiłyście i skonsumowałyście.Pozdrawiam
Moni!--->aaaależ! Kakałko - dobra rzecz ;))) Cieplutko oddaję :)
OdpowiedzUsuńGospodarna--->naprawdę? wyczekiwałaś? O raaany! Jak fajno! :)))
Taki Lech wypiekający chleby mi się marzy ;)) Gdzie takich szukać? ;))
Ola--->podziękowawszy za otuchę. A kakałko gotuj, mi smakowało, to może i Tobie podpasuje podniebiennie :)
Truskawka--->dzięki! za nieocenianie też! :) Fajnie wiedzieć, że są ludzie, którzy życzą Ci dobrze - to cieszy, bardzo :))
Konsti--->:))) dziękuję :))
Basia--->serio? chyba mi się zacznie śnić to ciasto :)))
Kawusia--->ten men... był mój, ale już nie jest. Jakie życie, taka karma. Ale fajnie wiedzieć, że ten, co już nie jest nasz, zachowuje się trochę tak, jak kiedyś się nam marzyło. Inna może kiedyś będzie szczęśliwa - tym samym świat może będzie o jedną osobę weselszy :)
pozdr!
Wiesz co Oczku? Najważniejsze żebyś była szczęśliwa Ty a nie wszyscy dookoła :*
OdpowiedzUsuńTo byłby stan idealny, ale paradoksalnie wcale nie najlepszy. I tutaj jest właśnie ten problem - jak uszczęśliwić wszystkich i każdego z osobna. Ściskam Cię Matko Polonio :*
OdpowiedzUsuńUpieke, nie mowie bzdur - tylko ramy czasowe trudno zawezic, ale poczta pracuje w ostatecznoci :-))
OdpowiedzUsuńI za Pola powtorze: "dobrze, dobrze dla kogo?" - dla Oczka! :*
Och Basiu! Uściskałabym Cię, tylko ten monitor jakiś taki... niezbyt miękki do przytulania ;)*
OdpowiedzUsuńbo ja tą Twą Duża siostre nagabywałam o Ciebie :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję Oczko,że będzie szczęśliwszy o Ciebie.Polka ma rację,to Ty masz być szczęśliwa.Polecę teraz prywatą i wyciskaczem łez (tyle czasu minęło,że mogę sobie żarta puścić ;-) ).Myślałam,że będę szczęśliwa jak mój mąż będzie miał wszystko o czym tylko pomyśli (zadbaną żonkę,michę pod wiecznie marudzącą jadaczką itp.,ponieważ wtedy nie będzie mi zrzędził)ale oczywiście bardzo się pomyliłam i było coraz gorzej.Siedziałam w tym chorym zwiąku dla dziecka,żeby było szczęśliwe.Skończyło się załamamiem nerwowym i wizytami na psychoterapii.Po raz pierwszy pomyślałam o sobie,rozwiodłam się i wychowuje sama synka.I wiesz co w tym jest najfajniejsze,że syn bardzo się cieszy,że taty nie ma w domu i że jestem cały czas uśmiechnięta.Widzisz ,jednak czasami warto być samolubem i pomyślec o swoim szczęsciu.Twój uśmiech i zadowolenie uszczęśliwi dużo więcej osób niż Ci się wydaje.Ło matko ale napisałam (sama siebie nie poznaję,raczej małomówna jestem)Pozdrawiam cieplutko i myślę,że jesteś fajnym babolem i jeszcze wiele fajnych chwil przed Tobą
OdpowiedzUsuńOj Oczku, nie sciskaj monitora za mocno, jeszcze sie kiedys usciskamy mam nadzije na zywo :-) :*
OdpowiedzUsuńPrinci--->ach tak! ;)))
OdpowiedzUsuńKawusia--->wiesz to jest tak, że czasem rzeczywiście trzeba myśleć o sobie. Ale! czasem jednak trzeba bardziej myśleć o kimś niż o sobie. Nie ma tutaj złotego środka, ani idealnego równania. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji i od konkretnych ludzi. Może gdyby naszym życiem rządził schemat byłoby łatwiej?
Oczywiście, że bycie w związku tylko dla dziecka nie jest dobre. Jest paradoksalnie krzywdzące dla tego dziecka - ja sama będąc zawsze marzyłam, żeby moi rodzice się rozwiedli.
Dziękuję Ci za komentarz.
Basia--->pewnie, pewnie! Liczę na to :)
bo mi nie odpisywałaś, a wiesz, że ja panikara :)
OdpowiedzUsuńMała przerwa od uzależnienia od 3-ej ręki dobrze mi zrobiła :)
OdpowiedzUsuńA kiedy ten Twój mężczyzna bloga założy, kulinarnego oczywiście? :P Pozdrawiam tłusto czwartkowo :P
OdpowiedzUsuńTen Nie-Mój Mężczyzna bloga nie założy nigdy. A przynajmniej na pewno nie kulinarnego.
OdpowiedzUsuńZjadłam dwa pączki, dość średnie w smaku. Czuję niedosyt.
To zapraszam na pieroga :P
OdpowiedzUsuńOczko, ściskam i łezkę ze szczęścia ocieram. Ty wiesz, że ja się raduję jak Ty jesteś szczęśliwa :*
OdpowiedzUsuńTo co, możemy oglądać teraz "komedie" romantyczne? :D
Ściskam Cię cieplutko i znów wracam do łóżeczka ... buuu, dawno się tak źle nie czułam. Zużywam więc zapasy optymizmu. Dlatego tym bardziej cieszy mnie, że wokół mnie widzę szczęście - ładuję sobie akumulatorki. Buziaczek cieplutki :***
Mężczyzno--->chętnie! (tylko jeszcze bilet na samolot poproszę ;)P )
OdpowiedzUsuńLipka--->jak miło wiedzieć, że się uśmiechasz w chorobie :) "Komedie"? - byle nie o psach ;) Cmokam! ;)*
Ciesze sie bardzo, ze ten rok tak milo sie zaczal :) To chyba bardzo dobry znak, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńA kokosowe kakao z pewnoscia wysmienite :)
Pozdrawiam serdecznie!
To bardzo dobry znak, moja Betsi.
OdpowiedzUsuńA kakao? Mi smakowało - nawet całkiem dobrze. Ale wyczytałam, że nie każdej ono podeszło. Ja chyba bym je ostatecznie zmieszała jeszcze z deczko rozpuszczonej czekolady.
Ale fajnie, straszie się cieszę :)
OdpowiedzUsuńTo umawiamy się czy nie, jak nie na makarony to możemy na łyżwy choć od środy mam z nimi ciche dni wobec bolesnego strupa na kostce, powstałego wskutek godzinnego tarcia łyżwiarskiego obuwia o mą delikatną powierzchnię.
Maupę Ci wysłałam Felicjo, wczoraj wyszłam na spacer i mróz mi zamroził pamięć.
OdpowiedzUsuńŁyżwy? A nie będziesz się śmiać? ;)