Powyższe zdjęcie wcale nie pochodzi z Prowansji. To wciąż Polska. Zaledwie 2 godziny jazdy z Warszawy znajdują się Chajczyny. To wieś w powiecie zelowskim kilkanaście minut samochodem od Bełchatowa. Tam znajduje się
Lawendowa Barć pod Lasem, czyli pasieka Sylwii i Mieczysława Łabędzkich. To przeurocze, sielskie miejsce, skąd pochodzi miód, który mam w swojej kuchennej szafce.
Zerknijcie na mój styczniowy wpis pn. "Czy wiesz, co jem?".
Do Chajczyn wybraliśmy się w miniony czwartek. Podróż do celu odbyliśmy w strugach porządnego deszczu. Trochę się obawialiśmy, że pszczołom to będzie „nie na rękę”, ale całe szczęście na miejscu powitała nas piękna, słoneczna pogoda.
Gospodarze najpierw uraczyli nas pysznym poczęstunkiem – zakochałam się w smaku herbaty z miętą słodzonej syropem lawendowym. Do tego drożdżówka (o smaku, jaki pamiętam z czasów, kiedy takie ciasta wypiekała moja babcia) z dżemem truskawkowym, borówki i maliny prosto z krzaczka – nic mi więcej nie potrzeba :)
Ale to tylko początek, bo podczas poczęstunku, nasz pszczelarz – pasjonat opowiadał o tym, na czym świetnie się zna. Spisywałam w notatniku takie słowa jak pierzga, mleczko pszczele, warroza, apiterapia i słuchałam. Żałowałam, że nie mam pamięci absolutnej, bo wszystko było ciekawe, ale nie wszystko zdołałam zapamiętać.
A najlepsze dopiero się zaczęło, kiedy ubrałam pszczelarskie wdzianko z zaopatrzonym w siatkę kapeluszem i poszłam z naszym pszczelarzem oglądać, co się dzieje w ulach.
Przydał nam się podkurzacz. Dym z niego to taki znak ostrzegawczy dla pszczół: „uwaga, coś się będzie za chwilę dziać z waszym ulem, zachowajcie spokój”.
Zawsze chciałam obejrzeć jak wygląda ul w środku i oto moje marzenie się spełniło. Ule, które przejrzałam, były dwupiętrowe, a w każdym z nich było po kilka ramek, na których dzieje się pszczele życie.
A jest ono niesamowicie ciekawe. Doskonała hierarchia z jasnym podziałem ról, a nad wszystkim panuje, karmiona mleczkiem pszczelim, królowa matka. Po wylęgnięciu się w swoim mateczniku, chodzi po plastrach i czuwa nad złotą produkcją . Przy okazji przeglądu uli mogłam spróbować tegoż mleczka i byłam zaskoczona, że… nie jest słodkie ;) Pan R. jego smak określił jako orzechowy. Królową matkę też widziałam, a nawet dwie – z dwóch różnych uli, rzecz jasna. A wiecie, że pszczoły od hodowcy dostają swój „paszport”?
Z ciekawostek: truteń, to bardzo pokojowy owad, bezstresowo można go brać w palce – nie użądli.
Druga rzecz – pszczoły mają doskonały węch i rozróżniają, czy w ich ulu jest jakiś pszczeli intruz.
Kolejna - pyłek kwiatowy do ula przenoszą na nóżkach-goleniach – fajnie wyglądają takie dwie żółte kulki po bokach pszczoły.
I ostatnie – jedna pszczoła podczas całego swojego życia zdoła wyprodukować 4 łyżeczki miodu. Potraficie sobie wyobrazić, ile pszczół musi wyprodukować cały słoik tego dobra?
Wszystko to wiem i widziałam, dzięki temu, że nasi pszczelarze zaprosili nas do swojej Lawendowej Barci pod Lasem. Swoją drogą, po nauce w plenerze, teraz jeszcze inaczej patrzę na ten cudowny produkt natury. Nasz pszczelarz Mietek swoimi opowieściami nakręcił mnie na to, aby zgłębić się w wiedzę o pszczelim świecie.
A same miody? Z Lawendowej Barci pod Lasem zjedliśmy już kilka słoików miodów. Każdy bez wyjątku był pyszny. Teraz w szafce mam miód leśny i spadziowy, ale z niecierpliwością oczekuję jeszcze miodu lawendowego. Sylwia, żona Mietka ma w tym produkcie swój udział. Spójrzcie raz jeszcze na pierwsze zdjęcie – ta lawenda, to mały wycinek całych zasobów.
Z lawendą w Lawendowej Barci pod Lasem powstają nie tylko miody, ale np. lawendowa woda, którą dla odmiany – mam w szafce w łazience. Na razie używałam jej jako tonik do twarzy, ale zastosowanie tego produktu jest wszechstronne: płyn łagodzący po goleniu i depilacji, do rozrabiania peelingów lub maseczek w proszku, do rozcieńczania szamponów, jako tonik do skóry głowy (do stosowania przy łupieżu, wzmacniający cebulki włosów, do stymulowania wzrostu włosów), jako mgiełka do włosów, czy nawet jako uspokajacz (można skropić tą wodą poduszkę przed snem).
Woda Lawendowa (100% hydrolizat lawendowy) to nowinka w Lawendowej Barci. Powstaje ona podczas wydestylowania z lawendy olejku eterycznego. Nasi pszczelarze mają fajny do tego sprzęt od portugalskiego mistrza (
zdjęcia tutaj). Żałuję, że mieliśmy mało czasu, bo moglibyśmy się pobawić w taką destylację. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdzie i na to czas ;)
Lawendowa Barć pod Lasem to pasieka znajdująca się w otulinie Parku Krajobrazowego Międzyrzecza Warty i Widawki. Oparta jest ona o ścianę lasu, a na samym terenie gospodarstwa uprawiane są zioła i kwiaty miododajne (m.in. nawłoć kanadyjska, paciorecznik kanna, verbesina, rudbekia dwubarwna, trojeść amerykańska, przegorzan pospolity, facelia, serdecznik, jeżówka, gryka, lawenda – po resztę odsyłam
tutaj). Sama mam plan, aby w przyszłym sezonie w kwiatowej części mojego ogródka posiać rośliny, które będą chętniej przyciągać pszczoły.
"Nasz" pszczelarz Mietek to prawdziwy pasjonat i widać, że o pszczelarstwie mógłby opowiadać dużo i długo. W swoim fachu z czeladnika został mistrzem, ale nie spoczywa na laurach i nieustannie się dokształca – bierze udział w warsztatach, zdobywa dyplomy. Jednym z nich było np. zdobycie w 2012 roku w czeskich Pardubicach tytułu Złotego Plastra za miód z lawendą. Ten produkt zdeklasował 72 inne biorące udział w konkursie, wystawione anonimowo, miody innych pszczelarzy.
Naprawdę warto, bo to dobre, naturalne produkty. Polecam je nie dlatego, że poznałam właścicieli osobiście, ale dlatego, że zdążyłam już wcześniej docenić ich produkty. Ciekawa jestem, czy i Was zachęciłam? ;)