Ukułam teorię, że czas bywa złośliwy. Pędzi wtedy, kiedy brak nam tchu, a spaceruje, właśnie wtedy, gdy powinien przyspieszyć. Święta zawsze przeciekały przez palce - nim się zaczęły, już zamykały za sobą drzwi po gościnie, nie zdążały nawet się rozsiąść dobrze w fotelu. A teraz? Były jak nudne i niepożądane towarzystwo, które kłuje cię wskazówką powolnego czasu. Patrzysz na zegarek, masz wrażenie, że minęła wieczność, a tarcza wyrokuje, że to dopiero pół dnia. Obudź się ze snu zimowego, czasie! - pośpiesz się! - bo spieszno mi do stycznia!
A co na to Lec? ---> "Czas zabija datownikiem."



Von – von, indyk i świąteczna żurawinka
Von - trupka tym razem zmieniła obiekt zainteresowań z kluch na indyka. Chciała trochę zmian, przychyliłam się do prośby wkrótce po tym, kiedy znalazłam przepis w gazecie*. No i zrobił się z tego wszystkiego niezły pasztet! Indyk – nie wiem wobec jakiej idei – dał się pokroić a potem rzucić w objęcia rozgrzanej i gotowej do działania oliwy. Zaraz za nim poszła w ogień patelenny cebulina, zęby czosnkowe i suszony tymianek. A potem na wszystko chlusnęła woda. Czy indyk spodziewał się, że będą go dusić pół godziny? Być może, na pewno jednak nie miał pojęcia, że kiedy będzie już prawie miękki do towarzystwa dostanie pokawałkowaną von – von. Potem sól i pieprznięty jeszcze zaszczyciły towarzystwem. Aż tu nagle! – ogień podrondlowy gaśnie i bez pardonu wpada pokrojona kajzerka i moknie chłonąc resztkę wywaru. Ale to co się działo potem – brrr, aż mną wstrząsa – biedna von – von. No bo, wyobraźcie sobie, że i indyk i rzeczona i kajzerka też – zostały przemielone przez maszynkę. I nawet sama bez zmrużenia dokonałam tego okrutnego czynu! Taka zła jestem! Do masy doskoczyły 2 jajca, jeszcze trochę suszonego tymianku, żurawinka, rozpuszczone do granic możliwości masło i mielony imbir. Za wszystko wzięły się jeszcze widełki miksera, a dokonując zamieszania na zjednoczenie oddały masę w ramy wysmarowanej i obsypanej bułką tartą blaszki, a ta bez pardonu wskoczyła do piekła na ok. godzinę w ukropie 200 stopni.
No i niezły pasztet się zrobił po tym ambarasie! Jestem dumna, bo primo: dokonałam dzieła samodzielnie, secundo: wykonane samodzielnie dzieło smakowało nie tylko mi :) Tymczasem: było, ale się skończyło. Zjadło w sensie, ale nic straconego, jeszcze do testowania został przepis nr 2!
Lista płac (według kolejności pojawienia się na scenie):
A co na to Lec? ---> "Czas zabija datownikiem."



Von – von, indyk i świąteczna żurawinka
Von - trupka tym razem zmieniła obiekt zainteresowań z kluch na indyka. Chciała trochę zmian, przychyliłam się do prośby wkrótce po tym, kiedy znalazłam przepis w gazecie*. No i zrobił się z tego wszystkiego niezły pasztet! Indyk – nie wiem wobec jakiej idei – dał się pokroić a potem rzucić w objęcia rozgrzanej i gotowej do działania oliwy. Zaraz za nim poszła w ogień patelenny cebulina, zęby czosnkowe i suszony tymianek. A potem na wszystko chlusnęła woda. Czy indyk spodziewał się, że będą go dusić pół godziny? Być może, na pewno jednak nie miał pojęcia, że kiedy będzie już prawie miękki do towarzystwa dostanie pokawałkowaną von – von. Potem sól i pieprznięty jeszcze zaszczyciły towarzystwem. Aż tu nagle! – ogień podrondlowy gaśnie i bez pardonu wpada pokrojona kajzerka i moknie chłonąc resztkę wywaru. Ale to co się działo potem – brrr, aż mną wstrząsa – biedna von – von. No bo, wyobraźcie sobie, że i indyk i rzeczona i kajzerka też – zostały przemielone przez maszynkę. I nawet sama bez zmrużenia dokonałam tego okrutnego czynu! Taka zła jestem! Do masy doskoczyły 2 jajca, jeszcze trochę suszonego tymianku, żurawinka, rozpuszczone do granic możliwości masło i mielony imbir. Za wszystko wzięły się jeszcze widełki miksera, a dokonując zamieszania na zjednoczenie oddały masę w ramy wysmarowanej i obsypanej bułką tartą blaszki, a ta bez pardonu wskoczyła do piekła na ok. godzinę w ukropie 200 stopni.
No i niezły pasztet się zrobił po tym ambarasie! Jestem dumna, bo primo: dokonałam dzieła samodzielnie, secundo: wykonane samodzielnie dzieło smakowało nie tylko mi :) Tymczasem: było, ale się skończyło. Zjadło w sensie, ale nic straconego, jeszcze do testowania został przepis nr 2!
Lista płac (według kolejności pojawienia się na scenie):
1/2 kg golonki(nogi) z indyka bez kości
oliwa
cebula
czosnek
suszony tymianek
35 dag wątróbki
kajzerka
sól
pieprz
2 jajka
suszona żurawina
1/4 kostki masła (rozpuszczone)
mielony imbir
masło i bułka tarta do wysmarowania małej keksówki
* jakieś Naj, czy coś w ten deseń – o dzięki Ci, Najlepsza!
oliwa
cebula
czosnek
suszony tymianek
35 dag wątróbki
kajzerka
sól
pieprz
2 jajka
suszona żurawina
1/4 kostki masła (rozpuszczone)
mielony imbir
masło i bułka tarta do wysmarowania małej keksówki
* jakieś Naj, czy coś w ten deseń – o dzięki Ci, Najlepsza!

Względny ten czas. Mój szedł sobie zwartym krokiem. Ale i tęsknoty za świętami mam mniejsze. Minęły te. Będą następne.
OdpowiedzUsuńCzy von-trupka ma też woń trupka?
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie wątróbkowo żurawinowe posmaki i podoba mi się to :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się takie połączenia i smaki. Chętnie bym się na pasztecik do Siostry wprosiła.
OdpowiedzUsuńCo do czasu... ach.. uciekł nie wiadomo kiedy, święta jak zawsze minęły szybko, za szybko...szkoda, bo było tak pięknie.
Buźka moja Mała Sis:***
Gospodarna--->nie wąchałam ;) Za to dotykałam - no satyna po prostu! ;))
OdpowiedzUsuńNobleva--->a po wyobraźni można gładko przejść do dzieła! ;)
Sis--->się wpraszaj śmiało, tylko mały problemik jest - jużem zeżarła go, ale kawę Ci choć zaparzę ;)
a mi czas leci za szybko, nim się oglądnę a ćwiartkę zaliczę w swym życiu :/
OdpowiedzUsuńDobrana para z indyka i von-trupki! i żurawinki do towarzystwa - mniam, mniam :)
OdpowiedzUsuńWidziałam przepis, ale małżonek jakos nie zapałał miłością do przepisu. Ale może jednak go postawię przed faktem dokonanym i upiekę.
OdpowiedzUsuńPrinci---> a ja co mam powiedzieć, kiedy już po ćwiartce?
OdpowiedzUsuńGrażka--->wuaśnie! żaden mezalians a dobry mariaż - rzekłabym! ;)
Kabamiga--->bełkoty witają :) Proponuję być głuchą na sugestię szanownego małżonka i zakasać rękawy ;))
Wy o ćwiartce lepiej przy mnie nie mówcie. Ja juz dawno zapomniałam, kiedy ona była ;)
OdpowiedzUsuńA na kawusię to ja chętnie, zawsze :)
pasztety są ekstra:) u nas też gościł na święta i też z von-trupką, nawet Mamie przypadła do gustu Twoja nazwa, a ja przed ugotowaniem von-trupki sobie ją dokładnie obczaiłam, ot zboczenie anatomiczne chyba ...
OdpowiedzUsuńbo za szybko żłopiesz to życie ;P
OdpowiedzUsuńSiostra--->uhuhu! niebawem coś napiszę o kawie, to się uśmiechniesz ;)) Ale na razie ciii ;)
OdpowiedzUsuńViri--->hehe, też szukałaś satyny w dotyku? ;))
Princi--->możliwe, ale teraz tym bardziej nie przestanę
O ja nie mogę:))z żurawinką, zeżarłabym z polowę. tego przysmaku:))))))
OdpowiedzUsuńJak na złość już nic nie zostało, ojjj coś mi się zdaje, że spóźniłaś się Anula! ;)
OdpowiedzUsuńbo primo Oczku: "lista plac" przebija wszysttko, oj jak Ty poprawisz mi nastoj, nawet wtedy gdy juz naprawiony, toz to moze grozic mi istna eksplozja :D
OdpowiedzUsuńbo secundo: von jak zwykle w swietnym towarzystwie u Ciebie, jak juz przerobie zapasy miech wedzonych z Polska (co mi wlasnie zalegaja chlodnice) to czas przyjdzie na Twe warianty, juz sie nie moge doczekac, ale babinca, powiem szczerze bardziej :-) :*
:))) Mi też bardziej :))) Chętnie zobaczyłabym Felicję tnącą centymetr! ;)))
OdpowiedzUsuńtnaca centymet? znow czegos nie wiem, albo co gorsza nie rozumiem :DD
OdpowiedzUsuńNo tak! W oczekiwaniu - 1 cm to jeden dzień ;)))
OdpowiedzUsuńmi przychodzi na mysl dieta w tym momencie, ale chyba to dlatego, ze "glodnemu chleb na mysli" :-DD
OdpowiedzUsuńHaha! A propos - nawet nie myśl teraz o dietach, wszak czeka nas rozpusta ;))
OdpowiedzUsuń