Kto by pomyślał jeszcze z pół roku temu, że na blogu zielone oczko będzie gadać o mięsie? Wydawać by się mogło, że po 10 latach "abstynencji", powrót jest jedynie jakimś chichotem li jedynie. A tu proszę – w Orzechówce smażę von – trobę, w restauracji zamawiam sarnę, a u Lipki kroję jagnięcinę, którą potem bezczelnie i bez zmrużenia nawet – zjadam. Ot tak po prostu! Ażeby tego było mało – na święta planuję pasztet. Tymczasem, nim mu się upiecze – mam co innego. I z dedykacją dodatkowo – dla Rolnika, bo się sam pochwalił, że działa, czyli wędzi – to primo. Secundo: bo rzucił oko na raczkujące Bełkoty. Uwaga! Teraz ja rzucam - mięsem! ;)
Szynki! Najpierw były peklowane przez kilka dni (chyba z tydzień) w chłodzie, aż do piątku wieczór. Marynata składała się z mieszanki: przegotowanej, ostudzonej wody, soli peklowej, czosnku w łupinach (polskiego – od "Dziadka"), ziela angielskiego, liści laurowych, jałowca i pieprzniętego w ziarnkach. Pod koniec doskoczyła jeszcze mieszanka przypraw „marynata staropolska”. W piątek wieczorem szyny zostały opłukane, odsączone, ubrane w siatki* i naszprycowane marynatą (co by nie były po wędzeniu suche) . W sobotę pojechały ze Starszym na działkę do „Dziadka”. Dziadek ów ma szopę, w której wędzi własnoręczne kiełbasy i inne bzdety opalając to głównie wiśnią lub olchą.
O tutaj właśnie Szanowna Wycieczka może obejrzeć szynki w sukienkach – przed wyjazdem na wędzenie.
Uprasza się o wybaczenie – w celach dokumentacyjnych obudzono mnie okrutnie rano – pstrykałam na pół śpiąco. Efekt, jak widać, a raczej, jakiego nie widać. No sorry!
Idziem dalej: wędzenie trwało z jakieś 3 – 4 godziny. Po wędzeniu szyny powiesili w chłodnym miejscu na drążku i zostawili, co by mięso sobie spokojnie, bez stresu stężało.
O! a tutaj szyna już po wędzeniu**, a w oczekiwaniu na konsumpcję – przyznam, że całkiem niezła jest.
A co na to Lec? ---> "Czasem coś kryje się za czymś, przed czym my się kryjemy."
* najpierw zwinięta w rulonik została wpakowana do uciętej butelki plastikowej, a z butelki wskakiwała w sukienkę – tak podobno było prościej ją ubierać. Wierzę na słowo, bo nawet palcem nie tknęłam.
** oprócz szynek, na wędzenie załapał się też boczek – tak bajdełejem.
piątek, 11 grudnia 2009
Starszy i Dziad, czyli jak to z szynami było
Wpis:
słony,
wpis bez przepisu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No nie poznaję Siostry, nie poznaję ;))
OdpowiedzUsuńCieszy mnie niezmiernie,ze Sis mięsko zajada :))
Kochana, zerknij na "Kawałek",zostawiłam tam dość ważne info .
Buźka Kochana Moja Sis:**
Ołł Siostro! Widzę tylko jedno, a właściwie dwa wytłumaczenia dlaczego widzę Cię tu tak późno - albo robisz nadgodziny, albo net już przyszedł :) Może na kawałku znajdę odpowiedź - idę!
OdpowiedzUsuńBuziak :)*
Hy hy hy ;)Nadgodziny ? he he :D:D:D:D Nie w moim wydaniu;)))
OdpowiedzUsuńBuźka Sis:**
Dobra, dobra - wiem już wszystko! ;)
OdpowiedzUsuńA ja wiem, że wiesz ;)
OdpowiedzUsuńBliźniaczki w końcu ;)))
OdpowiedzUsuńJo :)
OdpowiedzUsuńA wiesz,ze na Blogu Drobno Mielonym wygrałam płytkę z muzyczką ? :)
Nie wiem, ale zaraz się dowiem - właśnie nadrabiam zaległości. Gratki Mła! :)
OdpowiedzUsuńDzienx Sis:***
OdpowiedzUsuńUciekam chyba spać :)
Chciałam walkę oglądać,ale nie wiem czy wytrwam hy hy ;)
Siedząc z różowymi na dłoniach? hehehe! ;)
OdpowiedzUsuńWyślij mi jedna do UK :)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewna, czy zdąży dojść na święta - wiesz chyba jak topornie działa Poczta Polska? ;)
OdpowiedzUsuńKhekhe, rolnik. Nu, da i budzie. A że "podorywka" to dla niego dwa gąsiorki (z wiadomo, czym) do przeniesienia, to insza inszość.
OdpowiedzUsuńSzyny wyglądają, że gdyby je tknąć, to sok by poszedł. O ja! A właściwie: hoho! Zemfi, dla Ciebie plusów szkoda! Mnożniki i silnie lepsze by byłyby. Rzecz jasna dla Ciebie za foty, a za resztę dla Starszych. Prawdziwa nasza polska robota. Niech się francuzy i inne schowają z nieświeżą żywnością i robakami.
No! i z silni będę czerpać siłę ;) Może być!
OdpowiedzUsuńMogę jeszcze boczek zapodać ;) A na święta rolada dodatkowo będzie - ale tym to już się piekło zajmie, a nie szopinka Dziada ;)
Dawaj boczek i nie szczyp się. Aaalbo... A weź się podszczypnij, może będziesz ładniutko podskakiwać? Wiesz, jak taki mały kontilaflorek.
OdpowiedzUsuńAha, a ta piekielna rolada to ona jest z kalarepy?/rzepy?/boczeczku?/rzepaku?/oziminy jaka by nie była?/rukoli cie florek?
Nie jest, ale będzie - z boczeczku ;)
OdpowiedzUsuńte sukieny mnie rozbawiły :)
OdpowiedzUsuń:)
muszę Twojego bloga przestudiować od (przysłowiowej) deski do deski :)
:)
ściskam!
Peggy
No coś krótko walka trwała he he :D:D:D
OdpowiedzUsuńSzaleństwo Pudziana ! SUper:)
Sobotni buziak:**
Karolka :) ---> bełkoty witają :)Studiuj, studiuj bo nigdy nie wiadomo na kogo się trafi w styczniu, hehe ;)
OdpowiedzUsuńSiostra---> ja walki nie oglądałam, ale i tak spać poszłam baaaaaardzo późno.
No piękne te szyneczki, aż się uśmiechają! Niejeden wegetarianin by się załamał...
OdpowiedzUsuńChyba powinnam się samoubiczować ;)
OdpowiedzUsuńWooow! Mam już beczkę na wędzarnię... ale wędzarni jeszcze nie... na wiosnę biorę się ostro do roboty, bo mi takie pyszności przychodzi tylko na fotkach oglądać (fajnych fotkach...)
OdpowiedzUsuńO! Tutaj też witam! :)
OdpowiedzUsuńNarobiłam ochoty? Nooo właśnie o to chodziło! ;)P
Baaardzo!
OdpowiedzUsuń;) Noidobrze! ;) Wiosna już niedaleko ;)
OdpowiedzUsuńTaaa... jasne! jeszcze się (___) zima nie zaczęła...
OdpowiedzUsuńBo może to jest tajny plan gładkiego przejścia z jesieni na wiosnę? ;)
OdpowiedzUsuńFajnie by było...
OdpowiedzUsuńA! Czyli też jesteś z grona, że "zima to niekoniecznie być musi" ;)
OdpowiedzUsuńdziś męża zaciągnęłam do Ciebie, by pokazać mu te suknie :>
OdpowiedzUsuńprawie padł ze śmiechu :)
będę częściej u Ciebie, wiesz... ?
:)
będziemy razem bełkotać :)
wiesz, ze styczeń jest już za zakrętem?
:O
Ale chyba obyło się bez reanimacji? ;)))
OdpowiedzUsuńFajno! Ja tam bełkotać lubię, a jak jeszcze ktoś się znajdzie - tym lepiej ;)
A styczeń to już mi się śni - odliczam! ;) Do sylwestra zleci szybko, a potem to już z górki ;)
No proszę! Szynki tworzysz ... no dobra, towarzyszysz w ich tworzeniu :) Apetycznie wyglądają :) Poproszę plasterek na kanapeczkę, a ja się moim boskim podzielę, do tego kubek czarnej z mlekiem i będziemy wspaniałe śniadanko zajadać :)
OdpowiedzUsuńI ja tęsknię do stycznia i wyczekuję, wyczekuję :)
Trochę za wcześnie jesz to śniadanie - nie zdążyłam wstać ;))))
OdpowiedzUsuńAle na styczeń zdążę ;))))
buziaki :)**
toć jak to tak można robić takie specjały i nie zwołać ekipy na degustację? ;p
OdpowiedzUsuńNo przeca wołam! ;)P
OdpowiedzUsuń