Nic dzisiaj nie napiszę. Zamilknę. Literki spadły mi na ziemię. Rozsypały się, tworząc zorganizowany nieład. Trudno je pozbierać. Nie chcą się słuchać. Nie w głowie im teraz ustawianie się w szeregach, tworzenie słów, zdań i wersów. Dzisiaj gadają same ze sobą, plotkują, przekrzykują się, mruczą, śpiewają – każde na swoją nutę. I nawet nie stoją w miejscu. Wciąż kreślą nowe ścieżki. Są jak mrówki w mrowisku, odkrytym nagle na leśnej polanie. One też mają coś do zrobienia. Cały czas coś je goni, coś każe nie stać w miejscu. Wodzisz wzrok za nimi i nie nadążasz. Nawet nie wiesz, na której się skupić, widzisz czerń, która wciąż tworzy nowe wzory. Uparte są i bardzo sprytne. Poddaję się. To one rządzą. Nic dzisiaj nie napiszę. Zamilknę.
Orzeszki (przepis z zeszytu Najlepszej)
Ciasto – wersja klasyczna:
0,5 – 0,75 kg mąki ( w zależności jak będzie się zachowywać ciasto, ma być takie mniej więcej pierogowe, dość miękkie, aby toczyć z niego kule)
1 kostka rozpuszczonej margaryny
1/2 szklanicy kwaśnej śmietany
2 żółtka
2 łyżki octu*
1 łyżeczka sody oczyszczonej
Po pierwsze – wszystko miesza się na stolnicy na zjednoczenie – dłonie miętolą ciasto, aż będzie jednolite. Potem trzeba sobie polecieć w kulki – niezbyt duże, tak pi razy oko wielkości podwójnego groszku. Następnie wrzucić na orzeszkową rozgrzaną patelnię, którą ogrzał żar palnika i na małą chwilę zapomnieć. Ciała mają zażyć solarki, ale się nie spalić. Trzeba dozować to ciepło, przez obserwację. Potem przychodzi czas słodzenia.
Masa:
kostka margaryny
0,5 szklanicy wody
1 szklanica cukru
2 łyżki kakao
niebieskie mleko w proszku (całe)
bakalie (rodzynki, italiańskie, może być żurawinka)
Tutaj sprawa przedstawia się nad wyraz mało skomplikowanie. Wystarczy całe towarzystwo (oprócz mleka w proszku i bakalii) zapoznać ze sobą w rondlu i ogrzać ciepłą atmosferą palnika. Wszyscy mają sobie prawić komplementy, aż do całkowitego rozpływania się w zachwytach. A potem trzeba być stanowczym i ostudzić to ciepło. Kiedy misja zakończy się sukcesem, do wszystkiego wkracza mleko w proszku, rodzynki i italiańskie. Robi się zamieszanie i po chwili masa jest już gotowa na wypełnianie kruchych ciał.
W zasadzie orzeszki można jeść od razu, przy okazji nadziewania, bo trochę czasu jednak się schodzi na taką relaksację. Niemniej jednak, warto dać masie zastygnąć. W tym celu bezczelnie można nadziane ciała zostawić na jakiś czas w chłodnicy.
A co na to Lec? ---> "Czasem zjawia się Myśl nie zastając Człowieka, istnieje nie pomyślana albo eksploduje jako bezmyślny czyn."
* nie pytajcie mnie, co daje ten ocet, może... elastyczność? (tak sobie zgaduję ;)) Ktoś wie?
Edit: I.nna podpowiada, że on wpływa na kruchość - to chyba byłby dobry trop :)
o, a to mleko to nadal sprzedaja? w takich samych opakowaniach jak 25 lat temu ?
OdpowiedzUsuńoj oj
ale fajnie tu u ciebie. niewiele co prawda widze, gdzy nieco ciemno jest tu, ale mleko wypatrzylam, he.
Orzeszki! :) Kiedyś te patelnie robiły prawdziwą furorę, ale widzę, że i teraz powracają do łask. :)
OdpowiedzUsuńOczko, rzuć no taką kulką, ino mocno, żeby pod Gołego Pana doleciała. :D
Oczko! orzeszki... orzeszki... czy wiesz, że orzeszki jadałam, [jadam nadal?] tylko w weselnych okolicznościach przyrody? w żadnych innych jeszcze ich nie jadłam...
OdpowiedzUsuńściskam!
Orzeszki! Jakie cudne Siostra!:))))
OdpowiedzUsuńKochana, Ty nawet jak milczysz to jesteś pełna wspaniałych słów.
Ściskam:***
Dziękuję za piosenkę, od rana usmiech pomidorowy mam na twarzy:***
smak dzieciństwa, super! ale bym zjadła... :)
OdpowiedzUsuńMagdaleno--->a pewnie, że sprzedaja, tylko trzeba się trochę za nim nachodzić, bo nie wszędzie jest. Uh! pamiętam Ci ja te czasy, jak się je wyjadało łyżeczką prosto z woreczka :)
OdpowiedzUsuńpees. Jak to ciemno?
Małgoś--->wracają, wracają. Jak ja kupowałam patelnię na aledrogo, to zapłaciłam jak za zboże, a teraz można kupić zdecydowanie taniej.
Łap! Bo goły zje! ;))
Amarantka--->ooo! Kochana! U mnie orzeszki i własnoręcznie robiony sok karotowo-pomarańczowy to kilkuletnia tradycja bożonarodzeniowa. Bez tego zestawu święta nieważne. Co tam karp i makowiec!;)))
Siostra--->Ty jak zawsze słodzisz, nawet jak słonym częstuję ;)) ciumkam wiosennie, pogoda na dworze iście spacerowa, aż mi się siedzieć nie chce :)))
Emmma--->w sumie... mi też poniekąd z dzieciństwem mocno się kojarzą, pewnie przez te mleko ;)))
pozdr!
Nigdy nie miałam takiej foremki, ale mama przynosiła od jednej koleżanki z imienin. A mleko w proszku jadłam potajemnie łyżkami, wspaniale odlepiało podniebienie.
OdpowiedzUsuńGospodarna, całe zastępy dzieci z demograficznego wyżu obżerały się tym mlekiem :)))
OdpowiedzUsuńA gronowit pamietasz? Taki różowy, jak bobki ptasie? Pyszny.
OdpowiedzUsuńGronovit nie, ale obżerałam się vibovitem i visolvitem - fajnie w jęzor szczypał ;)))
OdpowiedzUsuńOj to może to sie nazywało inaczej. Takie różowe granulki. To było też do picia, choć przyznaje nigdy tego nie piłam. Pycha. Sztuczna pycha.
OdpowiedzUsuńI oranżada, a w warzywniaku ciepłe lody hehe. A na przeziębienie słodki chlorchinaldin ;))))
OdpowiedzUsuńOczko, powalilas mnie tymi orzeszkami :)) Tez mam taka petelnie (podkradlam mamie, ktora kupila ja kiedys od ruskich bab na rynku :)) i chetnie bym sobie upiekla takie cudenka ale niestety nie mam kuchni gazowej :( Bo na elektrycznej to pewnie nie dy rydy... :))
OdpowiedzUsuńzemifroczko, ano ciemno ci bylo - o 7.30 i na dodatek deszcz padal, a swiatla nie chcialo mi sie zapalic (obudzilam sie o 5 i nie moglam zasnac z roznych powodow)
OdpowiedzUsuńOrzeszki bardzo orzeszkowate:) Bardzo fajne, tylko ze w ogle nie kojarza mi sie z dziecinstwem, nigdy takich nie jadlam... czuje sie wykluczona ze wspominek:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam. Widziałam je na kilku blogach. Były dla mnie zaskoczeniem, ze moga być takie ciastka w kształcie orzeszków. Foremki kupiłam z rok temu. pewnie zrobię. :-) To moje dzieci będa miały o rzesz k... owe wspomnienia z dzieciństwa. :-) Myśl Leca pasuje do mojej wczorajszej sytuacji gdy nie byłąm sobą, a moze byłam? Może taka jestem zmyślna bezmyślna.
OdpowiedzUsuńPrzepisy z zeszytów są najcenniejsze ! A Ty masz swój? Bo ja założyłam sobie po ślubie, jak wybywałam z rodzinnego domu... Jak on dziś wygląda, wyblakły, popisany przez dzieci, poplamiony.
OdpowiedzUsuńZ niebieskiego mleka robiłam czekoladę, a niedawno trafiłam w carrefurze na podobne, w opakowaniu biało-niebieskim. Oczywiście-zrobiłam czekoladę :)
Oczko mleko mnie rozłożyło - a orzeszki wstyd się przyznac nie jadłam. Ale może sie kuszę na taką pikną maszynę do ich produkcji:)
OdpowiedzUsuńA teraz pytanie z innej beczki Oczko Ty pewnie swoim bystym oczkiem widziałas i wiesz coś na temat hali mirowskiej. Będę w Warszawie w czwartek i chciałabym się tam wybrac - i tutaj pytanie nie wiem o której dokładnie odwiedzę stolicę ale sądzę, że będę popłudniua nie wiem do której ta hala jest czynna.
serdecznie pozdrawiam wiosennie :)
to mleko to chyba zna każdy, ja też tylko tego używam :)
OdpowiedzUsuńfajna ta patelnia, moja Babcia taką miała ale zaginęła w akcji ;D
ha ha ha, a wlasnie dzis, nie wiedziec czemu z siostra na skype rozmawialysmy o tych orzeszkach, ktorych daaawno nie jadlam, smak dziecinstwa jak nic!
OdpowiedzUsuńo rany, moja ciocia takie robi! :) pyszne są i takie piękne w tym swoim orzeszkowym kształcie :) czemu by miało nie być takich na święta wielkanocne - zaraz jej podrzucę pomysł :)
OdpowiedzUsuńNo więc ocet podobno zapobiega wchłanianiu tłuszczu podczas smażenia pączków i paluchów serowych podobnie jak spirytus. Ale w tym przypadku to zupełnie nie wiem po co on jest potrzebny :)
OdpowiedzUsuńkobitko jak ja uwielbiam takie orzeszki no, kusicielka!
OdpowiedzUsuńOczko mam nadzieję ,że to nie na długo :) Ale jest w tym coś ,że czasami lepiej sobie pomilczeć. Po prostu nie chce się gadać
OdpowiedzUsuńNa marginesie chcę podziękować za udział w akcji "Rozgrzewacze zimową porą". O to podsumowanie http://peginthejar.blogspot.com/2010/03/zupy-marchewkowe-baardzo-kremowa-gin-z.html
Majka--->na upartego i na elektrycznej się da. Cały myk w tym, aby patelnia była cały czas ogrzewana. Daj na największe kółko i spróbuj z minimalną ilością ciasta. Może da radę :)
OdpowiedzUsuńMagda--->ach! i wszystko jasne! znalazł się winowajca - pogoda! ;))
Konsti--->nigdy? Och! Żałuj! ;)
Krokodillo--->orzesz! podaruj dzieciom wspomnienia ;)))
Grażka--->zeszyt miałam z wycinkami przepisów ciast. Wszystko oddałam przy przeprowadzkach najpierw tam, potem tu. Może jak znowu wyjdę kiedyś za mąż, to założę zeszyt ;))))
Ewelka--->mleko... i od razu milion obrazów przed oczami ;) Szkoda z tą halą, ale nigdy nie mów nigdy ;) czekam na przyszłość :)*
Viri--->ja najchętniej je wyjadałam łyżką prosto z woreczka, tylko tak, co by mamuśka nie widziała ;)
Kremiku--->telepatia jak nic! ;)
Rudomi--->podrzuć mi tę ciocię na święta, też bym sobie podjadła na króliczka ;)
Mężczyzno--->i oto nadal nie mamy wyjaśnienia zagadki ;)))
Princi--->hyhy! spoksik! sama bym ich teraz zjadła,a nie mam... bu!
Grajku---> a nie nie! tym razem czasu brak. Ale byłam oblukać podsumowanie, dzięki! Widzę kilka ciekawostek do wypróbowania :)
pozdr!
A jednak napisałaś i to sporo :D
OdpowiedzUsuńA w ogóle to zatęskniłam za Mamą :(
OdpowiedzUsuńOcet podobno dobrze wpływa na kruchość :)
OdpowiedzUsuńPola--->nazbierało się ciut ;)
OdpowiedzUsuńI.nna--->i tutaj chyba mamy rozwiązanie! :)
Mmmmm, podjadłabym ich, ten smaczek mleka w proszku w nich jest wyborny. W ogóle ta masa to podobna do bloku czekoladowego jest, a Ty wiesz jak ja za nim przepadam :)
OdpowiedzUsuńW wiesz - podjadłabym go sobie :) Dasz przepis, plis plis! ;)
OdpowiedzUsuńA proszę, oto i on: http://kuchniaszczescia.blogspot.com/2010/02/sodkie-i-procentowe-czary.html
OdpowiedzUsuńA fakt! Zapomniało mi się, że już ów szczęśliwie zawisnął ;))
OdpowiedzUsuń