"Przez kolejne grudnie, maje każdy goni jak szalony,
A za nami pozostaje sto okazji przegapionych
Ktoś wytyka nam co chwilę
W mróz czy upał, w zimie, w lecie
Szans niedostrzeżonych tyle
I ktoś rację ma, lecz przecież
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany,
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną,
Jeszcze zimowe śmieci na ogniskach wiosny spłoną,
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze wzrok nam się pali,
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie,
Ale na rozpaczy dnie jeszcze nie
Długo nie
Więc nie martwmy się, bo w końcu nie nam jednym się nie klei
Ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa:
Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany,
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą,
Lecz ta, która w przepaść rwie jeszcze nie
Długo nie
Jeszcze w zielone gramy -
Chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nieraz już w dół runął
"Jakby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął!"
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy
Lecz w tej, co się skończy źle jeszcze nie
Długo nie"
(słowa: Wojciech Młynarski; muzyka: Jerzy Matuszkiewicz; wykonanie: Raz Dwa Trzy)
A co na to Lec? ---> "Czasem wydaje mi się, że niektórzy ludzie ukrywają przed sobą swoje myśli we mnie."
Gorący kubek , czyli krem brokułowy z porami i zieloną pastą curry
oliwa
por
masło
pieczarki
zielona pasta curry
brokuł
woda
sól, przyprawy
śmietana
Na oliwie poddusiłam potalarkowanego pora, a w rondlu obok na maśle tak samo rozprawiałam się z szampinionami. Później por dostał solidną łyżeczkę zielonej pasty curry*, został zalany wodą i do towarzystwa dostał mrożonego brokuła. I zostawiłam całe towarzystwo, aby się ogrzało ogniem podrondlowym. Kiedy brokuły były miękkie dorzuciłam zahartowaną śmietanę, doprawiłam gotową mieszanką przypraw (rozmaryn, chili, papryka słodka, imbir, oregano, pieprz czarny, natka pietruszki, mięta, lubczyk, goździki), wyżyrafinowałam na ciapę, przysoliłam, wymieszałam z ryżem i uszczęśliwiłam uduszonymi plasterkami szampinionów. Zerknęłam w okno i ciężko westchnęłam – na widok śniegu. Buty czekają...
* tym razem nie miałam zapasu superanckiego. Nie używam kostek, więc smak nadała pasta – przy pomidorówie z soczewicą i kokosowym się sprawdza, więc tutaj też dostała takie zadanie. Spisała się!

Panienka to sobie te baletki chyba do zdjęcia specjalnie kupiła :))))
OdpowiedzUsuńRozczaruję panienkę - rzeczone śmigały latem. Czy ktoś jeszcze pamięta tę porę roku... ;)
OdpowiedzUsuńBaletki cudne, podobnie jak zupka. Robiłam sos z takimi składnikami i wiem, ze to pychotka :)
OdpowiedzUsuńAle ja to bym sobie dała uciąć, że te słowa to jednak Młynarskiego (Umer śpiewała, owszem)... no nie wiem...
OdpowiedzUsuńNatomiast blog - super!
Wcale nie wyglądają na śmigane;P
OdpowiedzUsuńPiękna zupka! Dziękuję za wkład:)
Słowa do tej piosenki napisał Wojciech Młynarski, a oryginalną muzykę skomponował Jerzy Matuszkiewicz. Przynajmniej tak twierdzi Magda Umer na mojej starej kasecie :-)
OdpowiedzUsuńFajna zupa i fajne butki. Pozdrawiam!
Grażka--->dobre nie jest złe ;)
OdpowiedzUsuńBożena i Catalina--->przyznaję bez bicia, że zagwozdkę miałąm, bo w jedno źródło podawało Młynarskiego, drugie Umer. Zaraz poprawiam.
Pinkcake--->dzięki za akcję :)
Po kiego grzyba tak tu zielono??
OdpowiedzUsuńOczko co za zupa! to chyba sprawka curry że jest taka mocno zielona? bo same brokuły to mnie się kojarzą z gorszą zielenią, a może się mylem? ;)
OdpowiedzUsuńfajne masz buty, pasowałyby do śliwkowych rajstopków :PPP
teraz mam wręcz gęsią skórkę, bo przed chwilą przez mniej więcej godzinę śpiewałam sobie tę piosenkę, pichcąc kolację. po czym odpaliłam laptoka i masz...
OdpowiedzUsuńi też właśnie myślałam, że umer jest fantastyczna itd, ale ten utwór w wykonaniu raz dwa trzy to po prostu magia.
Krokodillo--->haha! ;)) to przeciwwaga dla bieli ;))))
OdpowiedzUsuńViri--->no kurka, wiesz co! przekonałaś mnie! ;)
Ania--->jakby...telepatia ;) Swego czasu miałam z nią więcej wspólnego. Dla mnie z 123 wersja jest najlepsza. M. Umer jakoś tak zbyt wolno to śpiewała.
A! Viri! w kwestii zupy - pasta swoją drogą, ale i por coś miał do gadania :)
OdpowiedzUsuńto proszę o kontakt pod:
OdpowiedzUsuńviridianka@gazeta.pl
i spodziewaj się po Świętach wizyty wielkanocnego Królika ;P
Już się zaadresowałam ;))
OdpowiedzUsuń"Szans niedostrzeżonych tyle" jakie to madre...
OdpowiedzUsuńA taka zupke to bym zjadla, powiem Ci ze nabrokulowa mam ochote od dawna, a jeszcze z porkiem? No tylko bez grzyba prosze :D
Och wybacz! Zapomniałam, że dla Ciebie grzyby są be.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się słowa.. lubię czytać...
OdpowiedzUsuńA Siostra wynajdzie zawsze coś interesującego:)
Zielono u Ciebie Sis na potęgę (posępnego czerepu ;) ), ale to dobrze, bo zieleń kojarzy mi się nie dość,ze z nadzieją to i radością, uśmiechem i słoncem:)
A ja uzależniona od słonca jestem:)
Buziak:**
To bardzo zdrowe uzależnienie, Ma Słoneczna ;)
OdpowiedzUsuńale brokolica z porkiem jak najbardziej mi wchodzi!
OdpowiedzUsuńUf! Głodna nie wyjdziesz :) A pusta może być? ;)
OdpowiedzUsuńOoo, bardzo lubię tą piosenkę, mądra taka a nie nadęta - zwłaszcza w tym wykonaniu!
OdpowiedzUsuńI zupkę taką to też bym polubiła :-)))
Ja się od czasu do czasu karmię 123 - leżę na kanapie pod niebem pełnym cudów, czasem nieruchomieję z nudów, ale wciąż trudno mi nie wierzyć w nic. Więc czasem nazywam rzeczy po imieniu, wtedy mogę ruszyć księżyc kolanem, chociaż... ktoś mógłby temu zaprzeczyć. I wiesz co? - chciałabym pójść do kawiarni i nie siedzieć tam samotnie jak jamnik ;)
OdpowiedzUsuńno prosze wiosna juz na calego!! :-))
OdpowiedzUsuńTeż się lubię 123 karmić czasem :)
OdpowiedzUsuńi zielonym kremowym brokułowym kubkiem też. Grzybek pierwsza klasa!
123 i wiosna za oknem ;) bo w sercu ciagle maj ;))
OdpowiedzUsuńkremik pierwsza klasa! mniam :)
OdpowiedzUsuńTym razem Lec przeszedł samego siebie,. A tą zupą mi przypomniałaś, że mam brokuły w lodówce, ale okazało się, że pożółkłe już są jak jesienne liście, więc brokuły do kosza, a ja się będę cieszyć jedynie zielenią u Ciebie.
OdpowiedzUsuńWianuszku--->wywołujemy ją grupowo, może usłyszy bardziej? ;))
OdpowiedzUsuńAmarantka--->bo 123 smakuje ;)
Mafi--->już niedługo, już za moment. Ja jestem gotowa! :)
Princi--->warz, dziewczę! ;)
Karola--->jak jesienne liście? Nieee, one chyba sobie słoneczne lato wyobraziły ;)
pozdr!
nie czytałam wszystkich komentarzy, mogłam coś przegapić, ale... czy takie coś da się zrobić bez mixera?? tak wynika z przepisu... a ja zawsze miałam wymówkę, że kremu nie zrobię dopóki mi ktoś mixera nie sprawi... na wyrost? :)
OdpowiedzUsuńPo co mikser? - żyrafa styknie ;)
OdpowiedzUsuńno i muszę do słownika zajrzeć ;)
OdpowiedzUsuńtyż nie mam, ale się zaopatrzę!
OdpowiedzUsuńHłe, hłe ;)) Możesz naocznie dowiedzieć się, w co zaopatrzyć ;) ---> http://kosawtalerzu.blogspot.com/2010/02/kosa-na-start.html
OdpowiedzUsuńTrzecie od góry ;)
a ta zielona zupa, to jest z tego zielonego pantofelka?
OdpowiedzUsuń;)
Obawiam się, że z pantofelka zupa chyba nie uzyskałby takiej barwy ;) I smak też nie ten ;)
OdpowiedzUsuńŁadnie :) Świetny ten kawałek w wykonaniu 123, nie znałem. Z pantofelka smak może i nie ten, ale jakby do tego nóżkę...
OdpowiedzUsuń- Szybko się robi taką zupę?
- Na jednej nodze!
:D
hłe hłe dowcipny Antoni :)
OdpowiedzUsuń"Na jednej" - jakże! No i narobił - Rudomi chichocze ;)
OdpowiedzUsuńI dobrze, niech się chichra, to zdrowo jest. A co, ja się chcichram, a inni mają mieć lepiej? :)
OdpowiedzUsuńA pewnie! Dobrze gadasz! Możesz sobie polać ;)
OdpowiedzUsuńA, to ja z tej buteleczki może. Co to takie zielone?
OdpowiedzUsuńA bo ja wiem? Może Ci ten rdest dojrzewa? ;)
OdpowiedzUsuńA to nie kcem. Trawy nie pijam. To ja jarzębiaczek poproszę.
OdpowiedzUsuńJantoś nie pieprz... farmazonów. Najpierw nas częstujesz rdestówką, a sam tera gadasz, że trawę obaliliśmy. Bo Cię do czorta wyślę na garbowanie ;)
OdpowiedzUsuńKhi khi :D Coś dla mnie zdaje się, że ja w wyższej wadze chodzę ;)
OdpowiedzUsuńChyba się Pan, Panie przechwalasz ;P
OdpowiedzUsuńAle bo mam podstawy!
OdpowiedzUsuńA ja piony! I jeszcze nawet poziomu nie osiągnęłam ;)
OdpowiedzUsuńA tego nie złapałem ;)
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście lepiej, jeżeli wspólnie zaczniemy od podstaw ;) Nie żałuj - tylko napełnij tę głębię.
OdpowiedzUsuń... głębię i pustkę, tak przeraźliwie łaknącą ożywczej jutrzenki oświecenia.
OdpowiedzUsuńDo jutrzenki, Jantoś, to jeszcze niejedno szkło może pęknąć ;)
OdpowiedzUsuńAlbo nawet się opróżnić. Nie cierrpię pustych naczyń. No awersję mam normalnie.
OdpowiedzUsuńPewnie ta fobia ma już jakąś nazwę ;)))
OdpowiedzUsuńJak każda fobia. Radziulis Czesław na ten przykład zawsze boi się, że się dla niego szklanka z samogonką wywróci, więc zaraz wypija co tam ma polane. I my mówimy, że on ma wykopyrtofobię.
OdpowiedzUsuńJednym słowem przewiduje niepomyślne scenariusze i zawczasu zapobiega. Bardzo mądrze.
OdpowiedzUsuńA czy taka pigwówka nie ma koloru nieco zielonego? I powiedzcie mi, dlaczego takiej pigwówki gęstej, słodko-kwaśnej, pieszczącej język, a potem podniebienie, na końcu przyjemnie rozgrzewającej całe ciało, nigdzie, ale to nigdzie się nie dostanie..? To chyba tylko na Mazurach na swoje potrzeby produkują, ku rozpaczy mojej.
OdpowiedzUsuńJak się uruchomi Domową Gorzelnię, to się ma pieścidło z pierwszej ręki. W styczniu na babińcu się raczyliśmy właśnie :) Butelka przyszła razem z Karolem - Moim Menażerem ;)
OdpowiedzUsuńjuż to widzę - ja i gorzelnia ;) ja nawet nie wiem skąd wziąć pigwy... poza tym, przy założeniu, że by nawet mi wyszło, to przecież nie nadążałabym z produkcją - tyle czasu na przygotowanie, a spożycie raz dwa... bez sensu, wolałabym nabyć :)
OdpowiedzUsuńO toto! Dobrze mówisz! Ja mam właśnie dylematy odnośnie czekoladówki - rzeczona stoi i się robi przez pół roku, a Ty to potem obalasz w pół godziny.
OdpowiedzUsuńBa! W minut pięć! ;)
OdpowiedzUsuńOjj Jantoś! Skromna chciałam być.
OdpowiedzUsuńNo i się udało, ale przyszłem i spsułem efekta :) A ten, pigwówka to jest przednia nalewunia. Mrrr.
OdpowiedzUsuńAle wszystko bije na głowę porzeczkówka Burusi.
OdpowiedzUsuńporzeczkówka? nie znam smaku. z tych home made to znam cytrynówkę, czekoladówkę, wiśniówkę i pigwówkę. I najlepiej wspominam pierwszą i ostatnią. Nabyliśmy kiedyś taką niby nalewkę ze śliwek znanej i pioruńsko drogiej firmy, co to niby krakowska i babcina. Raz spróbowana nalewka stoi w szafce. Nijak nie ma się do tych domowej produkcji. Ja chcę pigwówkę! Z żalu idę spać - dobranoc ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam coś o wiśniówce? ;) Taka słodziutka, mrrrr
OdpowiedzUsuńNo to siup! :)
OdpowiedzUsuńNam to siłka niepotrzebna, codziennie rączkami machamy ;))
OdpowiedzUsuńTaje! Muły się dla mnie porobiły że hoho! A i zdrowszy jakiś się czuję. To od witamin z owoców prawdopodobnie ;) Owoce mają moc witamin i mikroelementów.
OdpowiedzUsuńOczko, w pół godziny chcesz 1,5 l czekoladówki obalić :D
OdpowiedzUsuńA co to dziś za klabing wogle :D
Moni na Buruśkę czekamy i tak sobie płynnie rozprawiamy o rzeczach różnych ;)
OdpowiedzUsuńA bo Ją trza może głośniej zawołac a nie tak czekać i czekać, 3 gąsiory pękną zanim sama przyjdzie :D
OdpowiedzUsuńJuż się pojawiła na Makagigach. Zaraz pewnikiem z Radziulisem przytachają browariony.
OdpowiedzUsuńSpokojna Twoja szumiąca - ona już się turla do nas :)
OdpowiedzUsuńo proszę, proszę, to śpieszym na knedla ;)
OdpowiedzUsuńNo dawaj! Co tak będziemy od chałupy do chałupy latać - uroni się jeszcze z gąsiora i będzie ambaras.
OdpowiedzUsuńProsze i jeszcze tu szalenstwo, a nie podlinkowane... a ja przegadalam z L. wieczor :-)
OdpowiedzUsuńMy też już sporo przegadaliśmy, ale w tak zwanym międzyczasie dbalimy, co by nam w gardle nie wyschło od tej gadaniny ;))
OdpowiedzUsuńno to wlasnie w tym jest rzecz, ze ja przegadalam na sucho i dlatego chyba padam :-D
OdpowiedzUsuńPewnikiem tak jak mówisz ;)
OdpowiedzUsuńNierozsądnie, nie-roz-sąd-nie tak na sucho!
OdpowiedzUsuńA później tłumaczenia z gardłem, że przesilenie niby wiosenne.
OdpowiedzUsuńNo, i do laryngologa na drugi kwartał zapisy. A wiadomo, zapobiegać lepiej, niż leczyć. Siup!
OdpowiedzUsuńOtóż właśnie! Dawaj na gaz, bo dziewuchy same siedzą.
OdpowiedzUsuńna gaz, raz!
OdpowiedzUsuń:-)
Ano! Dajem!
OdpowiedzUsuńIdę, idę.
OdpowiedzUsuńTy jeszcze tutaj. Gassssssssss się ulatnia ;))))
OdpowiedzUsuńLudzie nooo.. Oczku, zaklucz ja Cię proszę za wszystkim i siądźcie jak trza przy jednym stole, na ziemi najlepiej, a nie tak od chałupy do chałupy.. ;>
OdpowiedzUsuńNo i po czorta się wróciła, ha?Mówię przeca, że z Burusiowych browarionów bąbelki lecą.
OdpowiedzUsuńA co Wy tu jeszcze robicie? Toż tam grzeje się. Aaa, co mi tam, polejcie na drogę ;)
OdpowiedzUsuńNo i poziomki na gumiakach się zapaćkały od tego klabingu. Gass raz!
OdpowiedzUsuńa moze by tak zupa z tego buta, bo on ma apetyczny wyglad
OdpowiedzUsuńna pewno jest z jakiejs jadalnej materii albo co
i wcale niczego nie pilam!
Aleście się uparli na tego buta ;)) Uważam, że kolor jak kolor, ale smak byłby ciężki do przełknięcia - tak myślę ;))
OdpowiedzUsuńjaka śmietana i jak ją zahartować? :)
OdpowiedzUsuńŚmietana 18%. Hartowanie jest bardzo proste - bierzesz słoiczek, wlewasz do niego trochę gorącej zupy i do niej tyle śmietany, ile chcesz, żeby było ostatecznie w zupie. Zakręcasz słoiczek i energicznie mieszasz. Zawartość wlewasz do garnka z zupą. Wtedy nie śmietana już nie powinna się rozwarstwić :)
OdpowiedzUsuńpozdr!