„Ale proszę mnie źle nie zrozumieć (jak gdyby to było możliwe) – podczas zimowej śnieżycy nie ma nic bardziej podniecającego, kiedy się otrzepuje z butów breję na ganku kuchennym, niż piosenka „Ciocia Jenny” dochodząca z radia i zapach pomidorowej grzejącej się na kuchni.” *
Aha...! przeganianie zimy – odniosło zgoła przeciwny skutek. Wszystko na nic, do diaska! Zima za to uderzyła ze zdwojoną siłą małej śnieżycy. Do czorta! Zmarzłam! Ech! Pech! Tym samym wyszła pilna potrzeba ocieplenia nieco zimnej atmosfery. Warzę więc zupę. A nawet trzy. Same pomidorówy.
A teraz - uwaga - oświadczam, że porzucam moją zupną miłość. Tak! Na topie już nie jest szczawiówa. Spójrzcie na oczko od nowa – nowe życie, nowa codzienność, nowe smaki. Ależ oczywiście, że nadal ją lubię! Dobrze mi się kojarzy. Z sentymentem wspominam zbieranie szczawiu podczas wycieczki na strzałeczce. Łąka, zachwyt, reklamówka pełna zielska... Ale w ostatecznym rozrachunku ona jest... zbyt niedostępna. Za długo trzeba mi na nią czekać. I nie zawsze jest gwarancja, czy będzie w ogóle. Bo może akurat ta łąka nie obrodziła w szczaw? A ja chciałabym ją teraz, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. To jak z przytuleniem – znikają ramiona i nagle bardziej chcesz się przytulać. Pomidorówka mnie nie zawiodła. Jest zawsze, kiedy jej potrzebuję. Nie jutro, nie za tydzień, nie za miesiąc – tu i teraz. I za to ją lubię. I za smak też. Za każdym razem może przybrać inną postać. Czosnek? Soczewica z mlekiem kokosowym? Garam masala i korzenie? Przyjmie wszystko. I zawsze jest dobra.
Od lewej do prawej:
1. Rodowa czosnkowa (toczka w toczkę za Truskawką)
1-kilogramowy słoik pomidorów ( u mnie prosto z maminej piwnicy)*
1,5-3 główki czosnku**
olej/oliwa
ok. ½ łyżeczki soli
pieprz
szczypta cukru
2 czerstwe bułki, pokrojone w kostkę (na grzanki)
masło do grzanek (opcj.)
Obieram czosnek. Każdy ząbek kroję w cienkie plasterki.
W dużym garnku rozgrzewam olej, wrzucam nań czosnek. Smażę na złoty kolor, potem dodaję pomidory i podsmażam, aż trochę zmiękną.
Zalewam je wodą (tyle wody, ile pomidorów), przykrywam garnek i gotuję na małym ogniu.
Na koniec dodaję niecałe 1/2 łyżeczki soli, szczyptę cukru. Miksuję. Doprawiam świeżo zmielonym pieprzem.
Podaję z grzankami z bułki/chleba, upieczonymi z kilkoma wiórkami masła. A gdy nie mam piekarnika, grzanki robię na patelni.
Pomidory plus czosnek, kto lubi sos pomidorowy, polubi tę zupę! Ważne, by nie używać kwaśnych, kiepskich pomidorów. Aby stanowiły godne towarzystwo dla czosnku, muszą być aromatyczne i słodkawe. Do tego kilka grzanek z maślaną nutką i jestem w siódmym niebie.
* w sezonie kupuję kg świeżych pomidorów, sparzam i wykrawam szypułki;
** tak naprawdę ilość czosnku zależy od jego ostrości – jeśli jest dosyć łagodny, trzy główki to rozsądna ilość;
Od siebie dodam, że robiłam dokładnie tak, jak przykazała tutaj Truskawka. Tylko proporcje miałam tradycyjnie na oko.
2. Tomatna trzy kolory, czyli soczewica – pusta curry – mleko kokosowe
oliwa(lub ghee)
czerwona cebula
zielona pasta curry
pomidory z puszki
czerwona soczewica
woda
mleczko kokosowe
Na oliwie najpierw mdleje cebulina, potem dostaje z łyżki pastę curry. Za chwilę dołączają tomaty i czerwona soczewica. Z wrzącym ambarasem wlewa się woda i sprawia, że wszyscy miękną w jej towarzystwie. Na koniec mleczko kokosowe ze swoim „ęą” dokonuje dzieła.
Cała procedura wzięta stąd:
3. Tomatna korzenna
Zainspirowałam się przepisem Liski na pomidorówę z cynamonem, ale ostatecznie i tak zrobiłam po swojemu.
oliwa
por w krążkach
garam masala
kmin rzymski
zapuszkowane tomaty
wędzony kardamon (2 szt)
superancki
przyprawa piernikowa
mleko kokosowe
makaron orzo (zwane też biavetti
Krok pierwszy: oliwa i por, zaraz za nim garam masala z kuminem. Potem przyszedł czas na tomaty. Wszystko pyrkało ładną chwilę z towarzystwem 2 wędzonych kardamonów i dopiero później wlał się superancki (drobiowy). Pierwotnie później miałam sypnąć cynamonem, ale o zgrozo! Okazało się, że go nie mam na stanie. Miałam za to przyprawę piernikową. Niech się dzieje, co chce! – i szybki rzut do rondla. Potem jeszcze raz dorzuciłam garam masalę, bo miałam ochotę na korzenność ekstremalną. Na koniec mleczko kokosowe – chyba odkrywam je na nowo :) Po zgaszeniu płomienia, do akcji wkroczyła żyrafina, żyrafinując wszystko na ciapo – krem, dość rzadki jednak jak na krem. Wszystko zagęściła dorzucona solidna porcja ugotowanego orzo. Tak! Ten korzenny posmak był git!
A co na to Lec? ---> "Notatka do myśli:”?!”"
* Philip Roth – „Kompleks Portnoya”
wtorek, 16 marca 2010
Nic bardziej podniecającego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, pamiętam pomidorówki na słoikowych tomatach z piwnicy mojej Mamy ! Nie ma nic lepszego...
OdpowiedzUsuńCała trójca wspaniała , ale ta z mleczkiem kokosowym pasuje mi najbardziej :)
Uwielbiam zupę pomidorową pod każdą postacią :) I sos pomidorowy... Mogłabym na zmianę zupa pomidorowa - sos pomidorowy - zupa pomidorowa - itd....
OdpowiedzUsuńOczko kochane , ale naprodukowałaś
OdpowiedzUsuńzup i to z pomidorami
A jaki masz piękny krajobraz jak z bajki :D ja mam taki sam....
Mniam, kocham pomidorową!:)) Chyba czytasz w moich myślach, bo ja wczoraj pomidorową się zajadałam:)) A wiesz, kto mnie do niej zainspirował? Ty Droga Sis, pewnym zdjeciem:)
OdpowiedzUsuńJednak o tym będzie na blogu, innym razem;))
Miłego dnia, dzióbek:**
Mrugam oczami nad tymi zupami.
OdpowiedzUsuńu nas zimy już prawie nie ma
OdpowiedzUsuńi gdańska Truskawka, za która cytujesz zupę pewnie by to potwierdziła (((:
słońce świeci dziś od rana
szczawiową lubię
ale jadam niezwykle rzadko
a przecież w piwnicy stoją słoiczki ze szczawiem zrobionym przez Mamę..
no w każdym razie podoba mi się taka zamiana ulubionych smaków, bo ta zupa ma absolutnie śliczny kolor!
Daj 'garka' jednego, co? Obiadu mi sie dzis nie chce robic...;)
OdpowiedzUsuńGrażka--->mi w którymś momencie przestała smakować pomidorówa zabielana śmietaną. I przez dłuższy czas jadałam taką czystą. Ale od kiedy dorzuciłam kokosowe, to tak mi posmakowało, że z kokosowym to ja mogę zawsze :)
OdpowiedzUsuńIsadora--->pomidorowa-sos-leczo-pomidorowa-sos-leczo... et cetera ;)) dokładnie! :)
Alutka--->z tym krajobrazem, hmmm wolałabym, żeby był zielony, a nie biały.
Sis--->och! wzbudziłaś moją ciekawość. Mów jak najszybciej co tam? :)
Gospodarna--->płaczesz? wtedy też się mruga ;)
Karotkowa--->a ja wczoraj znowu musiałam kozaki czyścić po solnych zaciekach, eh!
Mafi--->bieri! bez krępacji. MI też się dzisiaj nic nie chce. Nawet z domu nie wyjdę, taki leń ze mnie.
pozdr!
takie masz widoki za oknem..? no proszę, a ja tutaj w big brotherze ze wszystkimi okolicznymi sąsiadami... ech, jak Tobie dobrze!
OdpowiedzUsuńCo do pomidorówki, to ja akurat w niedzielę robiłam coś przypominającego tę zupę - zmasakrowane mixerem pomidory z puszki z czosnkiem i jakimś serem ;)
muszę dalej eksperymentować, może z tym mleczkiem kokosowym?
A moja mama w piwnicy ma co najwyżej stare graty, a przetworów to chyba żadnych dotąd nie poczyniła... ale niedawno pierwsze konfitury i powidła ;)
"toczka w toczkę za Truskawką"
OdpowiedzUsuńtoczka Ci się zachciało? a może moherowego bereciku co? ;)
Ja lubię soczewicową. Zajrzyj do mnie, robiłam zupę dahl i wracałam do niej tej zimy wiele razy, ulubiona zupa całej rodziny.
OdpowiedzUsuńNa równi z czekoladą lubię wlaśnie pomidory. :-) Czytajac dziś Ciebie pomyślałam, że mój mąż jest zupą pomidorową. :-)) Nie lubię zwrotu "mój mąż". No wiec, ten pan z którym jestem dzis i jakiś czas. :-) I przypomniałam sobie, jak tysiac lat temu jakiś tam pytal sie mnie, z czym mi sie kojarzy on, a ja, ze ze szczawiową z jajkami, bo lubie jajka a nie lubię szczawiu. ;-))
Nie miałam wtedy czasu na gotowanie, a i tak wszystko kojarzyło mi sie z jedzeniem.;-))
Np. kryminały Agaty Christie z... szarlotką ;-) itd. :-))
Całusy nowa Zemfiroczko. :-)
Masz rację, że to bardzo podniecające, o czym pisałaś. :-)
Rudomi--->k woli ścisłości, będąc na piętrze ósmym, takich widoków się nie uświadczy z bliska. Musiałam się przekonać, że chcę wyjść na spacer i namówić do tego szklane, żeby ono też chciało. Udało się (ale potem buty poszły do czyszczenia, po zasoleniu). Wielkiego Brata miałam w zacisznej - nawzajem sobie machaliśmy z okien, a wieczorami widziałam, jak sąsiad szykuje kolację ;)))
OdpowiedzUsuńMleczko z pomidorówą jest w deseczkę - spróbuj! :)
Princi--->ani jedno, ani drugie. Kiecy raczej ;)))P
Krokodillo--->się chichram teraz - jaja i szczawiówa buehehe, nie no tekst dnia normalnie! ;)))
Kurde, no patrz! - mi też się wszystko z jedzeniem kojarzy. Na ten przykład, teraz miałabym ochotę na słodką rozkosz - czekoladę nadziewaną malinami ;))
ciumkam Was, stokrotki :)*
O, moja zupcia! :) A wiesz, że przywędrował do mnie słój pomidorów i nabrałam chętki na naszą rodową? ROzważałam jej zrobienie w ten weekend. Ale mleczko kokosowe tez super! Hm... :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, Truskawa, że rodowa była git. Znowu o niej myślę :)
OdpowiedzUsuńNa tę z soczewicą i ja się kiedyś zasadzę, bo czuję przez skórę, że jest w deseczkę.
OdpowiedzUsuńOoo! Jest Jantoś, jest! I to w taką solidną :)
OdpowiedzUsuńSis, a nie powiem;)) Zobaczysz:)
OdpowiedzUsuńBuziole :***
Ojj! Nie każ długo czekać! :)
OdpowiedzUsuńDobra, postaram się:)))
OdpowiedzUsuńNo to słodko!
OdpowiedzUsuńu nas tez pomidorowa to ulubiona - taki comfort food, robię inaczej, ale chyba Twoje tez wypróbuje, mnie kusi kokosowa, mojego męża pewnie czosnkowa bardziej...
OdpowiedzUsuńWarz zatem! :) Aby smacznie :)
OdpowiedzUsuńTota ostatnia mi się podoba strasznie, ale z tym wędzonym kardamonem - następna, no! :D zielonego wrzucę :) A u nas to pada, to się topi, czysta marnacja wody normalnie.. Ale zapowiadają wiosnę już na sobotę, tym razem wierzę prognozie :-)
OdpowiedzUsuńDostałam, to wrzuciłam. Ten kardamon w sensie. Co tak będzie leżał po próżnicy.
OdpowiedzUsuńW sobotę? Dopiero?! Ja słyszałam coś o czwartku. Baleriny już czekają, nowa kieca jest, cienka kurtka przyjechała - ja jestem gotowa na wiosnę ;))
Siostra sukienką tez się pochwal:) Na pewno będziesz extra wyglądac w tych rajtkach i kiecce:)))
OdpowiedzUsuńDobra, dobra - najpierw Ty się chwal tym tam, co to zapowiedziałaś :)
OdpowiedzUsuńNie dokazuj Miła nie dokazuj :P
OdpowiedzUsuńAle ja grzeczna jestem, mięsko jem i ciepło się ubieram ;)))))
OdpowiedzUsuńOczko ja Cie bardzo przeprawszam ale mnie sie to kojarzy tylko w jeden sposob;)
OdpowiedzUsuń...z jedzeniem cieplej zupki zima...oczywiscie;)
OdpowiedzUsuńHehe ;)) No wiesz... o tym właśnie piszę ;)))
OdpowiedzUsuńmyślałem
OdpowiedzUsuńże głodnemu chleb na myśli
ale teraz widzę że zupa
Cóż za przewrotność. Ale taki jeden mówił, że wszystko płynie, to i w płynie też może być. A nóż widelec wpłynie to na wiosnę ;)
OdpowiedzUsuńOj Oczko, Oczko, "pusta curry" padam ze smiechu :-) ale masz teksty!
OdpowiedzUsuńPusta, bo słoiczek osiąga dno nieubłaganie ;)))
OdpowiedzUsuńmowie Ci, ja dzis nie do zartow :-)
OdpowiedzUsuńBajdełejem - dobre oczko masz u oczka, jako jedyna zauważyłaś ;))
OdpowiedzUsuń"pusta" masz na mysli? No bo ja tych slow jestem tak ciekawa, gry slow Twych...
OdpowiedzUsuńOjjj Basia! łechtasz moje bełkotliwe ego ;)
OdpowiedzUsuńa czasem nie zaszkodzi, a jak prawda to tylko na zdrowie wyjdzie!
OdpowiedzUsuń:*
To aż wypiję u Jantosia za Twoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńA oczywiscie, a z przyjemnoscia! A ja za Twoje ma sie rzecz jasna :-)
OdpowiedzUsuńTo siup!
OdpowiedzUsuńPomidorowe słoiki z piwnicy są najlepsze! :)
OdpowiedzUsuńTe słoiki, to miewa Truskawka z cytatu. Ja póki co bazuję na zapuszkowanych :)
OdpowiedzUsuńA, rzeczywiście :) Ja mam i takie i takie - do sosów puszka do zup słoik.
OdpowiedzUsuńMoże w następnym pomidorowym sezonie i ja się pokuszę na te słoiki :)
OdpowiedzUsuń