niedziela, 27 listopada 2011

Blue Dragon: Wieprzowina w oleju sezamowym z sosem z trawą cytrynową i nutą bazylii

Pan R. próbował mnie kiedyś przekonać, że nie dość, że nie lubi gotować to jeszcze na dodatek nie potrafi. Zważywszy jednak na weekendowe jajcarskie śniadania, śliczne kolorowe kanapeczki, kurczaka w płatkach kukurydzianych, pyszne pizze i „chińszczyznę” w różnych wersjach - wstępne wyznanine było oczywiście z jego strony wierutnym kłamstwem. Jestem jednak łaskawa i wybaczam Mu te mydlenie oczu, bo rehabilituje się co weekend pysznym daniem (hehe, zaś ja chyba za ten wpis będę musiała się wykupić jakąś karpatką, serniczkiem albo ciastkami z różą ;))

Zatrzymajmy się jednak przy chińszczyźnie. Dostałam jakiś czas temu propozycję przetestowania produktów Blue Dragon. Od razu pomyślałam o Panu R. – lubimy i korzystamy z produktów tej firmy, więc zgodziłam się na przesłanie nam paczki. Muszę przyznać, że firma podchodzi poważnie do wizerunku, bo nie dość, że przesyłka była starannie zapakowana, to na dodatek w ładnym pudełku korespondującym graficznie z etykietami na produktach. Bardzo nam się spodobała taka spójność. Przejdźmy jednak do dania.



Na pierwszy ogień poszedł sos z trawą cytrynową i nutą bazylii. Producent poleca go jako dodatek do wołowiny, ryb oraz owoców morza. Dodaje też, że sos nie zawiera sztucznych barwników i konserwantów.
Pan R. wykorzystał go jednak do wieprzowiny z olejem sezamowym. Z takim olejem świnka w chińszczyźnie smakuje rewelacyjnie. Zaś dodatek sosu z trawą cytrynową świetnie współgra ze świeżo startym imbirem. Polecam! :)



Wieprzowina w oleju sezamowym z sosem z trawą cytrynową i nutą bazylii marki Blue Dragon (pomysł na danie autorstwa Pana R.)

3 plastry schabu
chiński sos rybny
imbir sproszkowany
imbir świeży, starty (ok 3 cm kłącza)
olej sezamowy
mrożonka warzywa chińskie (grzyby mun, pędy bambusa, marchewka, imbir, papryka)
sos Blue Dragon z trawą cytrynową i nutą bazylii
sezam czarny i biały
ryż tri colore

Plastry schabu zostały pokrojone w paski i zamarynowane w 3 łyżkach sosu rybnego z imbirem świeżym i sproszkowanym, a następnie usmażone na oleju sezamowym.
Sos ze smażenia mięsa został połączony z olejem sezamowym, warzywami, startym imbirem oraz sosem Blue Dragon i smażone do lekkiego odparowania. Pod koniec Pan R. dodał czarny i biały sezam i wymieszał z mięsem. Jedliśmy z ugotowanym ryżem tri colore.

środa, 23 listopada 2011

Jarmuż w dwóch odsłonach

Po udanym debiucie jarmużu w zupie mój apetyt tylko się zaostrzył. Ponieważ z zakupionej tacki 500 g zostało jeszcze sporo liści, postanowiłam je jakoś kreatywnie wykorzystać. Jarmuż w smaku jest dla mnie równoczesnym skrzyżowaniem kapusty ze szpinakiem, botwinką i brukselką. Ponieważ już kiedyś dusiłam brukselkę z kindziukiem, zaryzykowałam wrzucenie na patelnię również jarmużu. Do tego jeszcze dodatek kindziuka, orzechów włoskich i trzykolorowego ryżu i już miałam szybką przekąskę do lanczboksa, którą z przyjemnością zjadłam w pracy na obiad.

Inny pomysł przyszedł mi w porze weekendowego śniadania. Jak wiadomo, wtedy w kuchni rządzi Pan R., więc poprosiłam o jajecznicę z serem lazurem i przesmażonym wcześniej na maśle jarmużem. To było coś naprawdę dobrego!

I w tak prosty sposób oswoiłam smak jarmużu.



Ryżowa sałatka z jarmużem, kindziukiem i orzechami włoskimi (pomysł własny)

poszatkowane liście jarmużu (z wyciętą twardą częścią pośrodku liścia)
masło
kindziuk
orzechy włoskie
ryż tri colore

Na maśle najpierw podsmażyłam pokrojonego kindziuka, aż zrobił się lekko chrupki, następnie dodałam jarmuż i dusiłam, aż był miękki (lekko podlewając wodą, lepszy byłby bulion, ale zjadłam go wcześniej). Na koniec dodałam orzechy włoskie i wymieszałam z ugotowanym wcześniej ryżem.



Jajecznica z serem lazurem i jarmużem (pomysł własny)

poszatkowane liście jarmużu (z wyciętą twardą częścią pośrodku liścia)
jajka
masło
ser pleśniowy lazur

Najpierw na maśle został podduszony jarmuż, następnie zostały wlane rozbełtane jajka z pokrojonym na kawałki serem. Uwaga: jajecznicy nie solimy – słony smak nadaje ser.


Jajecznicę dodaję do akcji:

niedziela, 20 listopada 2011

Serowe pierożki z ciasta filo

Wzięła nas ochota na powtórzenie pierożków filo, które już kiedyś robiliśmy. Za pierwszym razem nadzienie składało się z sera białego i żółtego, zielonej pietruszki i jajka dla sklejenia całości. Tym razem jednak powstały dwa rodzaje nadzienia. Do dwóch misek rozdzieliłam po połowie starty żółty ser i grecką fetę zamiast białego sera. Dodatkowo do pierwszej miski zamiast zielonej pietruszki – trafiła mięta z krzaka, a w drugim nadzieniu sery połączyły się z szynką parmeńską.
Ciasto robiłam z przepisu Dorotus, jednak pamiętając o poprzednich kłopotach z rozlewającym się ciastem już na początku dodałam o 100 g więcej mąki i w trakcie zagniatania dodałam jeszcze trochę. Finalnie mąki było ok 550 gram. Ciasta wychodzi wtedy na 2 blaszki pierożków.
Samo ciasto filo powinno się przy rozciąganiu robić bardzo cienkie i delikatne, uważając przy tym, aby go nie rozerwać. Pieczenie trwa bardzo krótko – zaledwie 15 minut. Takie pierożki to świetna przekąska na ciepło i na zimno. My większość zjedliśmy na kolację.



Serowe pierożki z ciasta filo (nadzienie – pomysł własny, ciasto – oparte na przepisie Dorotus z moimi zmianami)

Ciasto:
ok 550 g – 600 g mąki pszennej (w zależności od tego jak zwarte będzie ciasto)
6 g soli (dałam 1 łyżeczkę)
330 ml wody, podgrzanej do 50ºC (dałam ciepłą z czajnika)
30 ml oliwy z oliwek
skrobia ziemniaczana do podsypywania (lepsza jednak jest pszenna)


Nadzienie:
pokruszona feta,
starty na dużych oczkach żółty ser
posiekana świeża mięta
pokrojone plastry szynki parmeńskiej
jajko (surowe, rozbełtane)


Przygotowanie nadzienia:
W jednej misce połączone: feta, ser żółty, mięta i rozbełtane jajko, w drugim feta, ser żółty,szynka parmeńska i jajko. Wszystko razem wystarczy w obu miskach ze sobą połączyć, a potem tylko nadziewać i zawijać.


Przygotowanie ciasta:
Mikserem wymieszać mąkę, sól i wodę. Jak składniki zaczną się łączyć, wlać oliwę, nadal miksując. Miksować około 3 - 4 minut, aż ciasto się połączy, będzie miękkie, delikatnie klejące i będzie prawie odchodziło od brzegów miski.
Wyłożyć ciasto na stolnicę oprószoną skrobią ziemniaczaną, uformować w kulę.
Kulę podzielić na mniejsze kawałki, około 60 g każdy, również uformować je w kulki. Ułożyć je na blaszce oprószonej skrobią, w odległości kilku centymetrów od siebie. Przykryć je folią lub ręczniczkiem (ja przykryłam wilgotną ściereczką) i pozostawić w chłodnym pomieszczeniu (14 - 16ºC) na 2 godziny (u mnie 3 godziny w pomieszczeniu o temp. 21 stopni).
Delikatnie oprószyć mąką stolnicę. Jeden kawałek ciasta filo położyć na środku. Rozwałkować go na koło o średnicy 14 - 16 cm (ja rozwałkowuję trochę bardziej). Od tego momentu - kładziemy dłonie pod ciasto i rozciągamy je ostrożnie grzbietami dłoni, uważając by nie popękało. Ważne, by pod spodem podsypywać skrobią. Ciasto jest gotowe, gdy ma grubość około 0,5 mm, czyli jest tak cienkie, że można przez nie przeczytać gazetę .
Jak płat ciasta jest gotowy, należy go przykryć delikatnie wilgotnym ręczniczkiem lub folią by nie wysychał (my jednak nadziewaliśmy na bieżąco każdy przygotowany płat uprzednio smarując go oliwą). Następnie tym sposobem przygotować kolejne płaty ciasta, układać je na sobie po posypaniu wcześniejszego płata skrobią (lepsza jest mąka pszenna), na końcu przykryć ręczniczkiem lub folią. Nadmiar skrobi z ciasta można usunąć pędzelkiem (my od razu kładliśmy na blaszkę do pieczenia przykrytą folią aluminiową)
Piekliśmy 15 minut w 180 stopniach.



Dodaję do akcji:

czwartek, 17 listopada 2011

Gotujemy po polsku! Ciastka serowe w kilku wersjach

Całkiem niedawno pisałam, że pewnie ciastka zupełnie nieoczekiwanie zrzuciły z piedestału nie tylko kokosanki, ale również owsianki, które były dotychczas w kategorii „the best of”. Okazało się bowiem, że niepozorne, niczym szczególnym nie wyróżniające się ciastka serowe nagle dostały pierwsze miejsce na podium. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie dość, że potrzebują skandalicznie mało produktów (zaledwie 3), aby powstać, to jeszcze robi się je ekspresem.



Najpierw znalazłam na nie przepis u Ewelosy, niedługo potem w wersji troszkę bardziej wypasionej na Palce Lizać. Za pierwszym razem zrobiłam więc oba rodzaje. Ale ponieważ Pan R. piał z zachwytu nad nimi, (że one są prawie jak ciasto francuskie, które notabene bardzo lubi) postanowiłam zakupić kolejną porcję sera i uskutecznić je raz jeszcze. Przy okazji Młoda dała fajny pomysł, że można by je zrobić z salami, a Pan R. dorzucił propozycję z dżemem. Łyknęłam to jak rybka haczyk i następnym razem oprócz jabłkowych zrobiłam jeszcze pierożki: jedne z dżemem, drugie z salami, a trzecie z parówką. Moim zdaniem na wytrawnie ciastka serowe smakowały jeszcze lepiej. W wersji z dżemem mieliśmy jedno zastrzeżenie – nie może być zbyt rzadki, bo wypływa w trakcie sesji w piekle. Dobra będzie jednak marmolada i tym właśnie nadzieję je następnym razem.

A propos takich serowych deserów – mam jeszcze dwa przepisy, które czekają na realizację: jeden to smak dzieciństwa, drugi – coś podobnego do tych tutaj ciastek. Ale to innym razem.

Ewelosa napisała u siebie, że ciastka serowe robiła jej mama, kiedy Ewelina była pacholęciem. Podejrzewam, że jej rodzicielka przepis wzięła z biblii zwanej „Kuchnia Polska”. Tym samym dodaję przepis do akcji Gotujemy po polsku u Grumków, której patronem jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl. Zaś z uwagi na ser dodaję do durszlakowej akcji Wina i Sery.



Ciastka serowe (za Ewelosą i serwisem Palce Lizać)

po tyle samo (np. 25 dag)
sera
mąki
masła (ja masła dałam mniej, na 25 dag sera i mąki dałam 20 dag masła)
ewentualne dodatki: jabłka, marmolada, salami, parówki etc.
edit (27.11.2011 r.):kolejne pierożki nadziałam marmoladą różaną - to był strzał w dziesiątkę!

Mąkę, ser i masło łączymy razem na stolnicy (lub w misce) i wyrabiamy na dość gładkie ciasto.
Wycinamy foremkami ciasteczka(albo krążki zwykłą szklanką, jak robiłam to ja) i pieczemy około 25 minut w temp. 160'C.


Dodaję do akcji:

,

Gotujemy po polsku!
"Patronem akcji Gotujemy po polsku! jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl"

poniedziałek, 14 listopada 2011

Gotujemy po polsku! Karpatka

Pan R. po ostatnim wpisie jajecznym podzielił się ze mną pewnymi obawami. Otóż zmartwił się, że po opisach śniadań jego wizerunek Pana i Władcy spada na pysk w tempie iście szaleńczym. Tym samym zaproponował sponsorowany i autoryzowany wpis, aby uratować jego nieco nadszarpnięty wizerunek macho. Swoją drogą - autoryzację przespał, więc piszę, co mi ślina na język przyniesie, a ściślej, co palce wystukają na klawiaturze.
Mamy więc deal: blacha karpatki plus wpis odbudowujący wizerunek macho w zamian za dwa omlety w weekend ;) Pan R. próbował jeszcze nieśmiało negocjować kilka dodatkowych wpisów, ale moją propozycję codziennych śniadań przygotowywanych przez wspomnianego, nie wiedzieć czemu, jakoś nie przyjął z entuzjazmem ;) Tym samym stanęło na jednym wpisie, jednej karpatce i dwóch omletach ;)

I otóż właśnie – ciasto, które możecie zobaczyć poniżej, to wprowadzone przez mnie w czyn wyartykułowane życzenie Pana i Władcy. Aby je zrealizować, zostałam zesłana do garów w kuchni – dokładniej mówiąc dwóch: jeden na ciasto parzone, drugie na budyń do kremu. W tym czasie Pan i Władca oddawał się bardzo ciężkiej i wielce stresującej pracy grania na komputerze. Musicie wszak wiedzieć, że dylematy moralne w Dragon Age, zmęczone od ekranu oczy i bolące od siedzenia szanowne cztery litery to nie lada wysiłek. Przy tym moja wyprodukowana, przy żarze dochodzącym z piekarnika, karpatka jest niczym pstryknięcie palcami. Aha! Ciasto łaskawie zostało już prawie zjedzone. Czekam więc na omlety ;)


Co do samego ciasta – próbowałam dowiedzieć się skąd się właściwie wzięło w polskiej kuchni, czy zostało zapożyczone, czy jest nasze. Niestety, nie znalazłam odpowiedzi. Ponieważ jednak znam je jeszcze z domu rodzinnego, dodaję do akcji polskiego gotowania u Grumków.



Karpatka (źródło: kartka z zeszytu, przepis na kartkę został spisany z książeczki „Przepisy Czytelników Poradnika Domowego” z 1992 albo 1993 roku, która to książka leży w szafce u rodzicielki; podane proporcje stosowałam już wielokrotnie)

Ciasto:

100 g masła
1 szklanka mąki
1 szklanka wody
5 jaj

Rozpuścić masło, dodać wodę i mąkę. Mieszać, aż ciasto uzyska jednolitą strukturę i zacznie „odchodzić” od garnka, chwilkę odparować i zostawić do ostygnięcia. Do zimnej masy dodawać po jednym jajku i ucierać (każde kolejne dopiero w momencie, kiedy wbite wcześniejsze połączy się już z ciastem). Ciasto podzielić na 2 blaszki i piec w 180 stopniach do momentu „wypiętrzenia gór” i ich lekkiego zezłocenia.

Krem:

0,5 l mleka
3 łyżki mąki ziemniaczanej
2 łyżki mąki pszennej
cukier wanilinowy
2 łyżki cukru
kostka masła

Z mleka, mąki i cukrów ugotować budyń (często mieszając) i ostudzić. Utrzeć masło mikserem i dalej ucierając dodawać po łyżce oziębionego budyniu. Przełożyć kremem placki i odstawić do lodówki na ok 4 godziny.
Wierzch można polać czekoladową polewą albo obsypać cukrem pudrem (jak dla mnie czynność zbędna, choć, kiedy byłam młodsza bardzo lubiłam na karpatce polewę)



Dodaję do akcji:

Gotujemy po polsku!
"Patronem akcji Gotujemy po polsku! jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl"

niedziela, 13 listopada 2011

Gotujemy po polsku! Zupa z jarmużu

Bardzo lubię nazwę jarmuż, zresztą podobnie jak oberżynę. Są nieco twarde w wymowie, ale bardzo dźwięczne i takie, ekhem radosne.
A z jarmużem było tak: najpierw spotkałam go w supermarkecie. Zastanawiałam się: „Brać czy nie brać? A jak nie znajdę szybko przepisu i się zmarnuje? Eeee, dobra! Innym razem!”. Niedługo potem trafiłam na wpis u Gospodarnej i sobie pomyślałam: „Noooo! Zupa! Dobry pomysł! Tak właśnie zrobię!”. A później przeglądałam książkę „Kuchnia śląska”, którą dorwałam w taniej książce za jedyne 3 złote i proszę! - tam też była zupa z jarmużem. Myślę sobie: „Jak znalazł na polskie gotowanie”. No więc uwarzyłam :) Przy okazji wpadł mi do głowy pomysł kulinarny, a ponieważ mam jeszcze trochę liści, to wykorzystam to przy najbliższej okazji :)

Swoją drogą, chyba muszę sobie odświeżyć filmy pewnego reżysera, którego nazwisko brzmi bardzo podobnie ;)



Zupa z jarmużu (źródło: „Kuchnia śląska”, pod red. Ewy Krasnopolskiej i Andrzeja Żmudy, wyd. Ad Oculos, s. 15) – moje uwagi w nawiasach

50 dag jarmużu (wzięłam 6 dużych liści, z których wykroiłam środkowe zgrubienie)
marchewka
pietruszka
kawałek selera
kawałek pora
50 dag ziemniaków (2 średnie)
6 szklanek wody (dałam 5)
szklanka mleka (dałam pół)
0,5 szklanki śmietany (pominęłam, mleko zabieliło zupę w stopniu dla mnie wystarczającym)
płaska łyżka mąki pszennej wymieszanej z wodą
sól, pieprz, odrobina cukru
2 roztarte ząbki czosnku (proponuję dać więcej – zupa bardzo zyska z mocnym czosnkowym posmakiem)
przyprawa do zup (zamiast przyprawy do wody wrzuciłam 2 liście laurowe, 3 ziela angielskie, oliwę, suszony lubczyk i gałązkę selera naciowego)

Zagotowałam wodę, posoliłam, wlałam oliwę i wrzuciłam przyprawy. Następnie wrzuciłam pokrojone warzywa i cukier. Gotowałam do miękkości. Wlałam 1/8 szklanki zawiesiny z mąki i wody, pól szklanki mleka i zagotowałam. Na koniec dodałam roztarte z solą 2 ząbki czosnku i doprawiłam pieprzem. Na koniec powinno się jeszcze dodać zahartowaną śmietanę, ale ja z tego zrezygnowałam.

Dodaję do akcji:

,

Gotujemy po polsku!
"Patronem akcji Gotujemy po polsku! jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl"

sobota, 12 listopada 2011

Gotujemy po polsku! Smażone jajka faszerowane

Wspominałam już jakiś czas temu o moich ulubionych śniadaniach – to są z reguły te sobotnie. Przygotowuje je wtedy najczęściej Pan R. Jeżeli chodzi o dania z jajkami jest niezrównany: omlet, idealnie ugotowane jajko na miękko, jajko na twardo (na pysznej, urozmaiconej i kolorowej kanapce), jajko sadzone z lekko rozpływającym się żółtkiem, pasta jajeczna do smarowania chleba, jajecznica z serem pleśniowym albo kiełbaską - to są boskie dania. Jeżeli ja jestem w domu boginią w kwestii serników na zimno i tart, to podobny status Pan R. osiąga w dziedzinie jajek i „chińszczyzny” ( o której będzie innym razem). Sami więc rozumiecie, że nie mogę mu odbierać śniadaniowego miejsca na podium i czekam niecierpliwie na weekendowe jajka ;)

W tym tygodniu zaserwował coś, czego jeszcze nie jadłam – smażone jajka w skorupkach. Muszę przyznać, były pyszne i nieco zaskakujące. A przy okazji prezentowały się nader smakowicie.



Przepis Pan R. znalazł kiedyś w „Kuchni Polskiej”, książce, która przez wiele lat była kulinarną biblią polskich gospodyń. Co ciekawe, tego samego dnia, w którym jedliśmy to śniadanie, wieczorową porą przeglądałam zeszyt z przepisami mamy Pana R. Były w nim włożone również karteluszki z przepisami wydarte z dawnych czasopism dla pań (podejrzewam, że tymi kawałkami gazet były różne numery „Przyjaciółki”, szarej i zupełnie niepodobnej do gazet współczesnych). Ponieważ, „Kuchnia Polska” była dość często w użyciu w okresie PRL-u, zapewne i z niej wykorzystywano przedruki przepisów do gazet. Wracając do zeszytu i owych karteluszków - jakież było moje zaskoczenie, kiedy znalazłam w nich przepis na jajka, które jadłam rano. Jak się okazuje, Pan R. doskonale zapamiętał przepis z książki.



Przepis na jajka (z książki „Kuchnia Polska”) dodaję do akcji Grumków Gotujemy po polsku!, której patronem jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl.



Jajka faszerowane (źródło: książka „Kuchnia Polska”)

6 jaj
koperek (może być też szczypiorek albo zielona pietruszka)
masło
bułka tarta
sól, pieprz

Jajka ugotować na twardo, wystudzić, nie obierać. Ostrym nożem ostrożnie przekroić jajko na pół, wydrążyć. Białko i żółtko posiekać, połączyć z masłem (aby masa nie była luźna), dodać koperek i przyprawić. Nadziewać masą skorupki, „maczać w bułce tartej” i przysmażyć na maśle do zrumienienia bułki.

Uwagi: przepis z wycinka gazety sugeruje, że do masy można dodać jeszcze śmietanę, natomiast Pan R. proponuje jeszcze inny sposób: do masy dodać surowe jajko i nadziane skorupki z bułką tartą na wierzchu nie wrzucać na patelnię, ale piec chwilę w piekarniku.

Dodaję do akcji:

, ,

Gotujemy po polsku!
"Patronem akcji Gotujemy po polsku! jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl"

piątek, 11 listopada 2011

Flagowy, polski obiad statystycznego Kowalskiego

"- Marek: Tadziu, powiedz mi, jak oceniasz ostatnich dwadzieścia lat?
- Tadeusz: Świetnie. (…) Ogólnie przybyło. Rzekom i ludziom.
- M: W kieliszku i na talerzu. Chociaż Wojtek Nowicki w swej najnowszej książce „Stół jaki jest” raczej narzeka. Głowa od przybytku boli. To jedno z pierwszych podsumowań Polski postkomunistycznej w temacie kuchni (...).
- T: Chwilami nie w pełni rozumiem, czy autor tylko jęczy nad Polską gastronomiczną, czy jest jednak trochę zadowolony. (…) z pewnością to ważna książka; po dwóch dekadach wolności czas zrobić głębszy bilans. Wywalić kawę na ławę. Czemu, skoro jest tak dobrze, jest raczej fatalnie. (…) Główna myśl Nowickiego jest taka: mimo że nie ma komuny, że minęło już 20 lat od jej upadku, polska kuchnia nie zdołała się wybić na niepodległość. Ani kuchnia, ani nasze gastronomiczne istnienie. Żremy pseudowłoskie jedzenie (…), żremy pseudochińszczyznę robioną przez Wietnamczyków, którzy nie mają o chińskim gotowaniu pojęcia, żremy kuchnię pseudogrecką, żremy inne pseudodania. Albo sushi, które jest dla Nowickiego, przynajmniej w wersji europejskiej, pokarmem raczej niegodnym późnych wnuków Ćwierczakiewiczowej.
(…)
- M: Tak czy siak, jedną bylejakość, mówi on, zastąpiliśmy drugą.
- T: Wiesz co, wczoraj rozmawiałem z panią doktor nauk humanistycznych z dużego miasta prowincjonalnego. W życiu nie jadła krewetek i nie jadła sushi. (…) Bo statystycznie króluje kotlet, masa buraczków i kartofle.”
*

* Tadeusz Pióro i Marek Bieńczyk – fragment felietonu „Kuchnia narodowa”, miesięcznik Kuchnia 7/2011, s. 78-79


Zastanawiałam się, co zrobić z okazji akcji Biało – Czerwonej, tak, aby można ją było połączyć z Polskim Gotowaniem u Grumków i jednocześnie, aby było to danie polskie. Zaczęliśmy się z Panem R. zastanawiać przez chwilę, przy czym od razu wykluczyłam zupę pomidorową z ryżem tudzież makaronem. Na początek pomyślałam, że może pyzy na parze z sosem pomidorowym? Ale za chwilę Pan R. wyskoczył: „a może buraczki i sos chrzanowy? - masz już dwa kolory”. Podchwyciłam temat i postanowiłam do sosu dorzucić jeszcze schab gotowany w mleku. A ponieważ talerz statystycznego Kowalskiego, oprócz surówki i porcji mięsa zawiera jeszcze ziemniaki, Pan R. dorzucił pomysł z rzeczonymi w wersji tłuczonej, które „udoskonaliłam” na puree z gałką muszkatołową. I wyszedł z tego flagowy, polski obiad statystycznego Kowalskiego ;)



Flagowy, polski obiad statystycznego Kowalskiego – schab gotowany w mleku z sosem chrzanowym, zasmażane buraczki i ziemniaczane puree z gałką muszkatołową.


1. Schab gotowany z mleku (pomysł własny)

4 plastry schabu
bulion
mleko
pieprz, majeranek, suszony lubczyk

Rozmrożony bulion połączyłam w głębokiej patelni z mlekiem (1 część bulionu na 2 części mleka) i przyprawami, zagotowałam i wrzuciłam plastry schabu. Gotowałam na niezbyt dużym ogniu, do momentu, aż mięso było gotowe.

Uwagi: plastry nie rozbijałam, ale następnym razem zgodnie stwierdziliśmy, że można tak zrobić, bo mięso będzie wtedy lepsze do krojenia.



2. Sos chrzanowy (źródło: „Kuchnia kresowa” - seria Małe Kulinaria pod red. Ewy Krasnopolskiej i Andrzeja Żmudy, Agencja Wyd. Ad Oculos, s. 115)

podaję miary książkowe, ponieważ robiłam na oko

2 łyżki masła
2 łyżki mąki
2 szklanki bulionu
4 -5 łyżek startego chrzanu (dałam chrzan ze słoiczka)
sól, pieprz,
cukier (pominęłam)
cebula (pominęłam)

Stopić masło i dodać cebulę, zrumienić i dodać mąkę. Dodawać stopniowo bulion, przyprawić i podgrzewać, aż sos zgęstnieje, wówczas dodać chrzan i zagotować. Przed podaniem można jeszcze zagęścić surowym żółtkiem.

Ja pominęłam cebulę i zrobiłam zasmażkę, którą zalałam bulionem i odszumowanym płynem po gotowaniu schabu i dalej postępowałam jak w przepisie (nie dodawałam żółtka). Do sosu włożyłam na chwilę ugotowane plastry schabu.



3. Zasmażane buraczki ( z przepisu Seniorki z cincin, cytuję dosłownie, robiłam na oko)

buraki
masło
mąka
sól, pieprz, ocet jabłkowy

Po pierwsze, najpierw przygotujmy buraki. Biorę około 0,5 - 1 kg średniej wielkości buraków ćwikłowych i gotuję je lub piekę w piekarniku do miękkości. Te z piekarnika (temp. 160 - 170 st.) są lepsze w smaku i zachowują ładny czerwony kolor. Później ścieram je w malakserze na tarce o najdrobniejszych oczkach (jak do ziemniaków) lub na troszkę grubszych oczkach, wtedy zamiast puree buraczanego mam stawiającą opór zębom jarzynkę. I to jest pierwszy etap.

Teraz sposób najprostszy - z masłem lub słoninką.
Z około 2 łyżek masła i 2 łyżek mąki przyrządzam zasmażkę (zależnie od ilości buraków,czy chcę mieć mniej lub bardziej gęste), dodaję buraczki, solę, mieszam i doprawiam do smaku octem, octem winnym lub sokiem cytrynowym oraz cukrem w niewielkiej ilości tak, żeby miały winny smak. Mogę też zasmażkę rozprowadzić pół szklanką kwaśnej śmietany i dalej doprawiać, jak podałam.
Zamiast masła używam czasem świeżej słoninki pokrojonej w najdrobniejszą kostkę. Kiedy skwareczki się zrumienią, dodaję mąkę i da capo al fine.


Jak robiłam to ja?: umyte, surowe buraki zawinęłam w folię aluminiową (każdy osobno) i piekłam ok 1,5 godz. w piekarniku w średniej temperaturze 180 stopni (do czasu, aż były miękkie). Odstawiłam do ostygnięcia, obrałam i starłam na dużych oczkach. Na patelni z mąki i masła zrobiłam zasmażkę, dorzuciłam starte buraczki, co chwila mieszając trzymałam na wolnym ogniu, dodałam sól, pieprz, ocet jabłkowy i jeszcze trochę masła, przemieszałam, chwilę potrzymałam na ogniu i gotowe.



4. Puree ziemniaczane z gałką muszkatołową (przepis Marty Gessler, Wysokie Obcasy z 20.10.2001 r.) - podaję proporcje z gazety, ja robiłam na oko

1 kg ziemniaków
1 łyżeczka soli
1 mała cebulka (zrezygnowałam)
2 łyżki masła
¾ szklanki zagotowanego mleka
gałka muszkatołowa

Ziemniaki ugotować, odcedzić, odparować i przecisnąć przez praskę (ja rozbiłam je tłuczkiem do ziemniaków). Utrzeć z zagotowanym mlekiem na puszystą masę, dodać masło i gałkę.
Tę część pominęłam: Cebulę pokroić w piórka i podsmażyć na maśle. Posypać nią puree.



Dodaję do akcji:



Gotujemy po polsku!
"Patronem akcji Gotujemy po polsku! jest serwis zPierwszegoTłoczenia.pl"

środa, 9 listopada 2011

Dwa razy ciastka: owsiane i kokosanki

Ostatnie z ciastek owsianych, które wyszły z piekła były jeszcze lepsze niż poprzednie. Zyskały nawet miano: „najlepszych ciastek, które dotąd upiekłaś”. Niestety nie cieszyły się zbyt długo wysoką pozycją na słodkim podium. I nie chodzi o to, że drugiego dnia były już niezjadliwe. Wręcz przeciwnie! Były fantastyczne. Musiały jednak ustąpić miejsca innym ciastkom, o których Wam niebawem napiszę. Natomiast te owsianki, z przepisu od Małgoś zmodyfikowałam tylko nieznacznie, tradycyjnie odejmując porcję cukru, co i Wam polecam, zaś od siebie dorzuciłam płatki migdałowe i sezam.

Inne ciastka, które też były pyszne, ale również szybko spadły z piedestału na rzecz innych ciastek, to kokosanki. Ekspresowe i bezproblemowe. Tym razem z bloga Wasabi. Pan R. - mój ulubiony tester, który akurat kokosanki zawsze i chętnie wcina, stwierdził, że mogę je jeszcze kiedyś zrobić. Dla mnie natomiast w tych ciastkach podobał się*... zapach, jaki wydobywał się z piekła podczas pieczenia ;)

* bo nie lubię kokosa, akceptuję go tylko w pewnym batoniku i cieście o tej samej nazwie


Owsiane ciasteczka z żurawiną i białą czekoladą (cytuję za Małgoś z bloga Pieprz czy wanilia)

3/4 szklanki cukru (dałam pół szklanki)
1/4 szklanki brązowego cukru (zrezygnowałam)
115g masła o temperaturze pokojowej
1 duże jajko
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1 szklanka mąki
1 1/2 szklanki płatków owsianych
3/4 szklanki suszonych żurawin
160g chipsów z białej czekolady lub grubo pokrojonej białej czekolady (dałam tabliczkę 100g białej czekolady)
dodałam jeszcze płatki migdałowe i sezam


Piekarnik rozgrzać do 190 st. C. Masło utrzeć z cukrami na puszystą masę, dodać jajko i wanilię i dobrze ubić. Dodać mąkę, sodę, cynamon i sól - wymieszać. Wsypać płatki owsiane, żurawiny i czekoladę, (oraz sezam i płatki migdałowe) dobrze połączyć z masą. Z ciasta formować kulki wielkości orzecha włoskiego (można to zrobić gałkownicą do ciasteczek) i układać je na płaskiej blasze (ja toczyłam kulki i spłaszczałam na dłoni). Piec około 10-12 minut do momentu aż brzegi zaczną się lekko rumienić. Wystudzić na drucianej siateczce.



Kokosanki (cytuję za Grabiszką z bloga Wasabi)

2 jajka
250 g wiórek kokosowych
150 g cukru pudru
3 łyżki mąki

Białka ubijam na sztywno z dodatkiem szczypty soli (ważne by białka były schłodzone - prosto z lodówki), na koniec ubijania dodaję przesiany cukier, żółtka i dalej ubijam. Gotową masę przelewam do dużej miski. Wsypuję wiórki kokosowe, przesianą mąkę i delikatnie wszystko mieszam.
Piekarnik nastawiam na 170 stopni (bez termoobiegu). Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wykładam łyżką masę kokosową (ja wykorzystałam do tego gałkownicę do lodów).
Piekę około 15 minut (zależy od wielkości kokosanek). Po wyjęciu studzę na kratce, a następnie przekładam do szczelnego słoja.


Kokosanki dodaję do akcji:




poniedziałek, 7 listopada 2011

Viva Italia! - Dolci e un caffé (razy dwa): Zabaglione i Torta agli albumi

Jak zachwyca, skoro nie zachwyca? - ciśnie mi się samo na usta. Zabaglione! - to deser, który chodził za mną już od dłuższego czasu. Wyobrażałam go sobie jako pyszny, rozpływający się w ustach krem. Rzeczywistość zweryfikowała wyobraźnię. Owszem, bardzo lubię kogel – mogel i kiedy nie było w domu pod ręką  żadnych słodyczy, a do sklepu droga daleka – w chwilach desperacji zdarzało mi się ekspresowo ukręcić kogel z cukrem. Czasem dosypywałam jeszcze do tego gorzkie kakao. I to było dobre. Więc dlaczego zabaglione nie wywołało zachwytów? Może dlatego, że oczekiwałam  od niego ochów i achów? Jedno jest pewne – wolę ekspresowy polski kogel - mogel niż alkoholowe włoskie zabaglione.
Inne spostrzeżenia? Ze względu za zawartość płynu (czyli alkoholu) deser nie może długo stać, bo się lekko rozwarstwia i przestaje być piankowy. Proporcja cukru w przepisie też była na wyrost. Następnym razem, gdybym miała jeszcze raz popełnić ten deser ( a raczej to wykluczam) zmniejszyłabym porcję cukru.
 

Jako, że do zabaglione użyłam samych żółtek – w lodówce zostały mi białka. Początkowo planowałam upiec z nich keks na białkach (który już kiedyś popełniłam na święta i mi smakował). Ale poszukałam jeszcze trochę i dzięki Anthony z bloga Kuchnia pod wulkanem dotarłam do włoskiego cytrusowego ciasta na białkach. Robiłam z połowy podanych porcji, a zamiast skórki z cytryny dodałam opakowanie kandyzowanej skórki pomarańczowej. Ciasto po upieczeniu jest troszkę suche, ale zyskuje na smaku po 2 dniach (robi się lekko zbite, ale przyjemnie wilgotne)
 

I w ten właśnie sposób zagospodarowałam 3 jajka (a dokładniej 4) na dwa desery ;)
 


dolci e un caffé I: Zabaglione - włoski krem jajeczny (źródło: Aldo Zilli - „Łatwa kuchnia włoska”, wyd. BBC BOOKS, s. 108)

Deser robiłam z połowy porcji, podaję wobec tego proporcje, które wykorzystałam. Wychodzą z tego porcje dla 4 osób w niezbyt dużych pucharkach. Na dno wsypałam pokruszone amaretti, na górę po jednym całym. Można zamiast ciastek położyć owoce - np. latem truskawki.
 
3 żółtka
1 jajko
3 łyżki cukru pudru
4 łyżki marsali ( u mnie białe słodkie wino Monbazillac)
pokruszone amaretti

Do żaroodpornej miski wrzuciłam żółtka, jajko i cukier puder. Naczynie ustawiłam na garnku z gotującą się wodą (na bardzo małym ogniu). Miksowałam mieszankę ok. 5 minut (najpierw masa miała się zrobić lekką pianą, a potem nabierać konsystencji przypominającej mus). Po tym czasie wciąż miksując wlewałam po łyżce wino. Zdjęłam miskę znad garnka i dalej ubijałam najpierw 1 minutę na najwyższych obrotach, następnie 2 minuty na średnich i 4-5 minut na wysokich obrotach. Masa zgęstniała, stała się lekka i gładka, czyli tak jak było opisane w przepisie. Na dno naczynek wrzuciłam pokruszone ciastka amaretti, wlałam zabaglione i na wierz położyłam jeszcze po jednym ciastku.



dolci e un caffé II: Torta agli albumi (al limone) – Cytrusowe ciasto na białkach (źródło: blog Kuchnia pod wulkanem i cosacucino.style.it)

Ciasto piekłam z połowy podanych w przepisach porcji, redukując jednocześnie porcję cukru.

3 białka
100 g masła
200 g mąki
100 g cukru (cukru zamiast 150 gram dałam 100, ale i tak ciasto było dość słodkie)
50 ml mleka
sok z jednej cytryny
kandyzowana skórka z pomarańczy
torebka proszku do pieczenia (15 g)

Stopiłam masło. W międzyczasie, kiedy stygło, ubiłam na sztywno białka z cukrem. Wlałam delikatnie mleko i schłodzone masło i delikatnie wymieszałam drewnianą łyżką. Następnie dodałam resztę produktów, znowu delikatnie wymieszałam na jednolite ciasto. Wlałam do keksówki wysmarowanej masłem i posypanej mąką. Piekłam 35 minut w 170 stopniach.



Oba desery dodaję do akcji:



niedziela, 6 listopada 2011

Viva Italia! - Primi Piatti e Secondi Piatti, czyli dwa obiady z piekarnika

Czas na obiady, które na stół trafiają z gorącego piekła. Przy okazji mają jeszcze jedną wspólną cechę – oba zawierają w sobie pyszny beszamel.

Na początek makaron. Fakt, o którym dalej napiszę Was zapewne nie zdziwi, dla nas jednak był małym zaskoczeniem. Otóż zwykle jak już używamy mięsa mielonego, to zawsze to było mięso indycze. Ostatnim razem zrobiliśmy jednak wyjątek i kupiliśmy mięso wieprzowe. Jedna część trafiła jako nadzienie do krokietów, druga natomiast do cannelloni. O ile krokiety to był mój kulinarny debiut i nie miałam porównania z innym nadzieniem, o tyle w cannelloni zauważyliśmy organoleptycznie zmianę smaku. Jak się bowiem okazało, mięso wieprzowe smakowało w cannelloni zdecydowanie lepiej, niż indycze, którym nadzialiśmy jakiś czas temu poprzednie rurki. Pysznym dopełnieniem był wierzch z beszamelu. Poprzednie rurki nie były tak dobre.

Dzisiaj natomiast z piekła wyjechała zapiekanka ziemniaczana. Ważne w niej jest, aby ziemniaki przed pieczeniem były dobrze ugotowane. Następnym razem wbrew przepisowi rezygnowałabym z posypki z bułki tartej i wiórek masła kosztem żółtego sera. Mozzarelli też dałabym mniej, bo zapiekanka zamiast być jednym zwartym kawałkiem na talerzu przez ten ser nieco się jednak rozlała (co doskonale widać na drugim zdjęciu).

edit (07.11.2011 r.) - być może Anthony ma rację, że powinnam dłużej odczekać zanim zacznę kroić? Może rzeczywiście nie dałam szansy mozzarelli się zestalić? Do sprawdzenia następnym razem! :)



Primi Piatti: Cannelloni z mięsem pod beszamelem (inspiracja: „Makaron – biblioteka smakosza", wyd. Parragon, s.101)

rurki cannelloni (suche)
sos pomidorowy
sos beszamelowy
ser żółty (starty)
(czas pieczenia 30 minut w 200 stopniach, po 20 minutach wierzch posypany żółtym serem)

nadzienie:
oliwa
0,5 kg mięsa mielonego wieprzowego
4 pomarańczowe pomidory
cebula biała i czerwona
tymianek
pieprz, sól

Na patelni podsmażyłam cebulę, następnie dodałam mięso i pokrojone pomidory. Pod koniec dodaliśmy tymianek, sól i pieprz. Gotowym farszem zostały nadziane suche rurki i ułożone na sosie pomidorowym. I posypane sosem beszamelowym. Na dziesięć minut pod koniec pieczenia wierzch został jeszcze obsypany startym żółtym serem.

sos pomidorowy:
oliwa
czerwona cebula (pokrojona w kostkę)
żółta papryka (pokrojona w kostkę)
2 pomidory
puszka pomidorów
sól, pieprz

Na oliwie najpierw została podduszona cebula z papryką, następnie świeże pomidory i z puszki. Sos został doprawiony i nieco odparowany.

sos beszamelowy: (składniki na oko, podobnie jak tutaj)
mąka
masło
mleko
pieprz, gałka muszkatołowa

Z beszamelem jest jedna ważna zasada: ciepłe do zimnego, albo zimne do ciepłego. U nas była wersja druga, czyli: najpierw zasmażka z mąki i masła, a potem partiami dolewane zimne mleko, a wszystko na bieżące mieszane trzepaczką. Potem chwilę na ogniu do zgęstnienia, na koniec pieprz i gałka muszkatołowa.




Secondi Piatti: Patate gratinate con prosciutto e noci – ziemniaki zapiekane pod beszamelem z szynką i orzechami włoskimi (źródło: „Kuchnia włoska”, wyd. Bellona, str. 634)

1 kg ugotowanych ziemniaków
sos beszamelowy (jak do cannelloni)
drobno pokrojona szynka (u mnie niestety nie było to prosciutto)
orzechy włoskie (zmiażdżone lekko w moździerzu)
duża kula mozzarelli (następnym razem zalecana połowa porcji)
bułka tarta, wiórki masła, pieprz

Najpierw ugotowałam ziemniaki, a przestygnięte pokroiłam w plastry, którymi szczelnie przykryłam dno posmarowanego masłem naczynia żaroodpornego. Ziemniaki zostały pokryte częścią beszamelu, którego produkcją zajął się Pan. R. Na beszamel ułożyłam szynkę i orzechy włoskie. Przykryłam kolejną partią plastrów ziemniaków, polałam beszamelem i ułożyłam mozzarellę z plastrach. Znowu przykryłam plastrami ziemniaków, polałam resztą beszamelu, lekko obsypałam bułką tartą, pieprzem i wiórkami masła. Piekłam 25 minut w 180 stopniach.



Dodaję do akcji:


piątek, 4 listopada 2011

Viva Italia! - Primi Piatti. Zuppa di cipolle

"- Jesteś głodny Harry?
- No, jeszcze jak! – odrzekł, nagle zdając sobie z tego sprawę.
- Usiądź kochaneczku, zaraz ci coś podam.-(…) odpowiedziała pani Weasley, stukając różdżką w wielki, żelazny garnek, który poszybował w stronę kuchennego pieca, wylądował na nim z głośnym brzękiem i natychmiast zaczął bulgotać. (…)
Znowu stuknęła w garnek, który uniósł się w powietrze, pofrunął do Harry’ego i zawisł, przechylając się nad stołem; pani Wesaley zdołała jednak podstawić pod niego głęboki talerz, do którego wlała się gęsta, parująca zupa cebulowa.
- Chcesz chleba, kochaneczku?
- Bardzo proszę, pani Weasley
Machnęła różdżką przez ramię i na stole wylądował wdzięcznie bochenek chleba, a za nim nóż. Chleb ukroił się sam, garnek z zupą powrócił na kuchnię, a pani Weasley usiadła naprzeciw Harry’ego."
*

* J. K. Rowling - "Harry Potter i Książę Półkrwi"


Kiedyś naprawdę nie lubiłam cebuli – w tandemie z czosnkiem. Z wiekiem przeszły mi te fanaberie. Teraz czerwona, surowa cebula mile widziana jest w sałatkach z pomidorami, biała w syropie albo czosnek w plasterkach na kanapce. Lubię też cebulę smażyć, czuć aromat, jaki z siebie wydobywa pod wpływem ciepła. A to, że podczas krojenia trochę się rozczulam, to już inna para kaloszy. Wczoraj właśnie ugotowałam taką aromatyczną i wrażliwą dla oka zupę.



Zuppa di cipolle – zupa cebulowa („Kuchnia włoska, wyd. Bellona, s. 278)

cebula biała i czerwona
łodyga selera naciowego
marchewka
oliwa
bulion wołowo - drobiowy
pieprz, sól
listki oregano
grzanki z chleba razowego

Na oliwie podduszałam pokrojone w piórka cebule, seler i marchewkę. Patelnię trzymałam na malutkim ogniu, aby cebula się nie przypaliła, ale udusiła, przy okazji często ją mieszając. Trwało to ok 20 minut, po tym czasie przyprawiłam solą i pieprzem i podlałam bulionem i gotowałam kolejne 20 minut dolewając jeszcze partiami bulion.
W miseczce na dnie położyłam grzanki, wlałam zupę i dodałam oregano z krzaczka (do zupy można jeszcze dodać pecorino).


Korzystając z antenowej chwili prywaty, serdecznie dziękuję za życzenia urodzinowe. A takich marchewkowych życzeń, jak na zdjęciu poniżej jak żyję nigdy wcześniej nie dostałam! ;)



(foto: rudomi.pl)


***

Zupę dodaję do akcji:

i


czwartek, 3 listopada 2011

Weekendowa Piekarnia # 123

Po raz kolejny przyszła pora mojego gospodarzenia w Weekendowej Piekarni. Przyznam się bez bicia, że gdyby nie przypominajka Tilii, to bym o tym kompletnie zapomniała. Miałam więc mało czasu na wybranie chlebów. W zasadzie problemu nie miałam z chlebem drożdżowym, ponieważ skoro jestem w tygodniu włoskiego gotowania zajrzałam do mojej księgi „Kuchnia włoska” i znalazłam tam bardzo szybko chleb, który niżej Wam proponuję.
Gorzej było z wyborem zakwasowca. Wprawdzie dostałam od Princess (jeszcze raz bardzo Ci dziękuję) na urodziny fajną książkę („Wypiekanie chleba krok po kroku” - Dan Lepard i Richard Whittington), ale na szybko nie znalazłam tam przepisu z wykorzystaniem gotowego już zakwasu. Wszystkie przepisy wykorzystywały zakwas robiony specjalnie pod zawarte w książce propozycje chlebowe, a jeśli mam być szczera – nowego zakwasu nie chce mi się robić. Mam obecnie na stanie dwa: orkiszowy Miły od Miłosza i żytni Gospodarny od Gospodarnej Narzeczonej. A poza tym, produkcja zakwasów z książki wymaga wysokiej temperatury (28 stopni), aby zaczątek się uaktywnił. Na razie sobie to darujmy i korzystajmy z zakwasów leżakujących tymczasem w lodówce. Dlatego też pobiegłam na stronę MirabBelki i stamtąd proponuję upiec chleb z piwem. Mam zaległości piekarnicze, więc nie wiem, czy taka propozycja chlebowa w Weekendowej Piekarni już się pojawiła. Jeżeli tak - wybaczcie moją ignorancję.
Przejdźmy zatem do przepisów:



CHLEB NA ZAKWASIE

Chleb mieszany na zaczynie piwnym (źródło: Mirabbelka, strona: chleb.info.pl)

zaczyn:
200g butelkowego jasnego piwa
100g maki żytniej chlebowej b
2-3 łyżki ( 50g) zakwasu żytniego
 
Piwo podgrzewamy, zdejmujemy z ognia, żeby lekko ostygło i wsypujemy mąkę mieszając, żeby nie było grudek. Po przestygnięciu, do letniej mieszaniny dodajemy zakwas. Przykrywamy i zostawiamy na noc w temperaturze pokojowej.

ciasto chlebowe:
350g zaczynu jw
130g letniej wody
200g maki pszennej chlebowej typ 650
100g maki żytniej chlebowej typ 720
100g maki żytniej razowej typ 2000
1,5 łyżeczki soli
1 łyżeczka zmielonego kminku
1 łyżka melasy

W dniu wypieku mieszamy zaczyn z wodą. Dodajemy makę, sol i resztę składników, aż utworzy się miękkie i lekko klejące ciasto. Przykrywamy i zostawiamy na 40 minut.
Wkładamy łyżką do formy i odstawiamy do wyrośnięcia (4-5 godzin).
Pieczemy w temperaturze 230°C 10 minut, zmniejszamy temperaturę do 210°C i kontynuujemy pieczenie jeszcze około 35 minut do zbrązowienia skorki.



CHLEB NA DROŻDŻACH

Chleb z orzechami włoskimi - Pane alle noci (źródło: „Kuchnia włoska, wyd. Bellona, str. 390)

Jest to uzupełniona o sól i niezupełnie wierna tradycji wersja pannociato z regionu Marches w centralnych Włoszech. Chleb ten doskonale nadaje się na przekąski i świetnie pasuje do świeżych miękkich serów, takich jak mascarpone i robiola. (cytat z książki)

30 g świeżych drożdży lub 2 paczki aktywnych suszonych drożdży
1 łyżeczka cukru
300 ml letniej wody
500 g nieoczyszczonej białej mąki
150 g sera pecorino pokrojonego w kostkę
150 g orzechów włoskich, grubo posiekanych
3 łyżeczki soli
czarny pieprz
2 łyżki smalcu o temperaturze pokojowej albo 3 łyżki stołowe oliwy

Przygotuj drożdżowy zaczyn ( w małej misce umieść drożdże z cukrem i letnią wodą, wymieszaj delikatnie aż się rozpuszczą, mieszankę odstaw na 10-15 minut, aby drożdże ruszyły)
W dużej misce połącz mąkę, pecorino, orzechy, sól i pieprz. Wymieszaj dobrze i dodaj smalec (lub oliwę) oraz zaczyn drożdżowy i wyrabiaj ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne. Kulę włóż do natłuszczonej miski, przykryj i odstaw na godzinę. Po tym czasie zagniataj jeszcze przez 2-3 minuty, następnie podziel ciasto na 8-10 porcji i uformuj długie bułki. Odstaw do wyrośnięcia na 1 godzinę (lub do czasu podwojenia objętości). Piecz przez 25-30 minut w temperaturze 200 stopni.


środa, 2 listopada 2011

Viva Italia! - Primi Piatti. Minestrone

"Ponieważ mój ojciec dorastał w Europie w czasach drugiej wojny światowej, kiedy głód był na porządku dziennym, nienawidził patrzeć, jak w naszym domu cokolwiek się marnuje. Potrafił ugotować tylko jedno danie: minestrone, zupę jarzynową, która powstała z jego głębokiego lęku przed marnowaniem żywności. W każdą sobotę, kiedy nie było zbyt mokro lub zimno na partyjkę golfa, przeszukiwał naszą lodówkę i wyciągał wszystko, co wydawało się zagrożone zepsuciem, żeby dorzucić to do swojej zupy. Niezależnie od jej podstawy, niezmiennie miała ten sam wspaniały smak pomidorów, pachnącego dymem boczku i warzyw. Zawsze dodawał też kaszę jęczmienną, aby nadać zupie cudowną gęstość. Najbardziej niezwykła cechę tej minestrone stanowił fakt, że wszystkie składanki ojciec kroił z precyzją godną chirurga, którym przecież był."*
 
* Giulia Melucci -  "Miłość, zdrada i spaghetti" (I Loved, I Lost, I Made Spaghetti); Wyd. Prószyński i S-ka (2010)
 

Ja chirurgiem nie jestem, ani być nie zamierzam, ale kroić warzywa bardzo lubię. Szczególnie, kiedy mam do tego dobrze naostrzony nóż.
Minestrone to jedno z tych dań, które potraf przybrać wiele „twarzy”. Wszak nie ma sztywnego przepisu mówiącego, co w minestrone musi być, a czego kategorycznie się zabrania. Jest to zupa bardzo kreatywna i oszczędna zarazem, bo wykorzystać w niej można te warzywa, które akurat ma się pod ręką – ja właśnie tak zrobiłam. Czy będzie z boczkiem, czy z groszkiem lub z kaszą zamiast makaronu - zawsze jest pyszna.



Minestrone – włoska zupa jarzynowa z bazyliowym pesto (źródło: „Biblioteka smakosza – Makaron”, wyd. Parragon, str. 10)

bulion wołowo – drobiowy
oliwa
marchew
pietruszka
kawałek selera
3 łodygi selera naciowego
2 pomidory
żółta fasolka szparagowa
ziemniak
czerwona cebula (pokrojona w piórka)
3 ząbki czosnku (pokrojone)
3 gałązki oregano
makaron anellinni
pesto bazyliowe
starty parmezan
pieprz

Warzywa pokroiłam na kawałki i w międzyczasie, kiedy w garnku rozmrażał się bulion – dusiłam na oliwie wszystkie warzywa (jednego pomidora zostawiłam na koniec gotowania) razem z trzema gałązkami oregano. Kiedy bulion był już płynny i zaczął wrzeć, dodałam do niego warzywa z patelni i gotowałam, aż będą miękkie. Pod koniec gotowania dodałam drugiego pomidora, 2 łyżki pesto bazyliowego i solidną garść drobnego makaronu. Na koniec doprawiłam pieprzem, a na talerzu posypałam zupę parmezanem.



Dodaję do akcji:

i

wtorek, 1 listopada 2011

Viva Italia! - Primi Piatti. Pancotto

Zauważam, że znowu uaktywnia się mój zupoholizm. Od kiedy mieszkam w Gawrze, zamrażalnik ma stały dopływ świeżo warzonego bulionu do zamrożenia. W odróżnieniu jednak od czasów zamrażalnika w Zacisznej pod Kosą – tym razem składuję w nim nie tylko buliony warzywne, ale również mięsne. Na ten przykład tradycyjną zupę toskańską, czyli chlebowo – czosnkowe Pancotto sponsorował bulion drobiowo – wołowy.

Sama zupa jest bajecznie prosta i warzy się ekspresowo. Na dodatek syci, choć wcale nie wymaga wielu ingrediencji. A przy okazji - dzięki zębom czosnkowym - jest dobra na jesienną porę, kiedy potrzeba zwiększyć odporność.



Pancotto – toskańska zupa chlebowo – czosnkowa (źródło: Kuchnia włoska, wyd. Bellona, s. 266)

bulion drobiowo - wołowy
oliwa
pokrojony, starty lub przeprasowany czosnek
kilka kromek wczorajszego razowego chleba
sól, pieprz
starty parmezan

Na oliwie przez 2 minuty podsmażałam pokrojone zęby czosnkowe, następnie zalałam bulionem, dodałam pokrojony na kawałki chleb i gotowałam przez 15 min. Następnie doprawiłam, wyłączyłam gaz, wrzuciłam starty parmezan, przykryłam rondel pokrywką i odstawiłam na 10 min. Gotowe! :)

ps. Aby zupa była jeszcze bardziej aromatyczna, polecam wrzucić podczas gotowania gałązkę rozmarynu.



Dodaję do akcji:

i

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...