piątek, 15 stycznia 2010

Czy 13 – ty może być dniem szczęśliwym?

Od środy nie tylko moja zmotoryzowana mysz ma prawo do jazdy po internetowej sieci dróg wszelakich. Ja też zostałam kierowniczką! ;) Nareszcie... choć zajęło mi to trochę więcej czasu niż zakładałam na samym początku ;) Ale co by nie było – właśnie mogę wykreślić z listy postanowień noworocznych punkt siódmy ;)


Natomiast niepisanym postanowieniem noworocznym – kulinarnym (takich zabrakło mi na mojej tajnej liście w wordzie) jest kolejne podejście do kwestii "brukselka mi smakuje, czy nie smakuje – oto jest pytanie".

W sprawie pozbycia się brukselskiej goryczy, wiem już, że można ją zlikwidować lub zminimalizować na kilka sposobów:

1. pakując ją na noc w arktyczny chłód zamrażalnika,
2. przed gotowaniem, nacinając jej nóżkę na krzyż,
3. gotować na parze,
4. gotować z odrobiną cukru,
5. podgotować ją na mleku lub w wodzie z mlekiem.

Czyli jest jakaś szansa na to, abym przestała się spierać z małymi kapustami? Niniejszym zrobiłam małe podchody.


Po pierwsze: bruksela na patelni.


To był obiad odświętny – w sensie świętujący moje prawne objęcie kierownicy.
Bruksela, kindziuk i czarnuszka zwana nigellą. Przepis Pinos:

pół kilo brukselki (obrać z wierzchnich liści, przeciąć na pół i usunąć głąbiki),
ok. 20 dag cienko krojonego kindziuka (kindziuku?) - w paseczkach,
łyżeczka nasion czarnuszki,
łyżka oleju
Na oleju lekko podsmażyć kindziuk. Dodać brukselkę i czarnuszkę. Smażyć, aż brukselka zacznie miejscami się "przypalać". Na początku można patelnię nakryć (brukselka się lekko poddusi).


Ja nieco to zmieniłam, ale tylko odrobinę. Po pierwsze: proporcje zrobiłam na oczko. Po drugie: najpierw na kapce oleju podsmażyłam chwilę kindziuk, potem dorzuciłam połówki brukseli i sypnęłam nigellą. I tutaj lekka zmiana – zamiast brązowić, podlałam tyćką wody, przykryłam i na chwilę zapomniałam. Potem odkryłam pokrywkę i pozwoliłam na wyparowanie płynu. Pod koniec dorzuciłam trochę masła do smaku i deczko przysoliłam brukseli.


A do tego podałam łosia – a jakże! Wszak obiad był świętujący. Łoś najpierw się zamarynował przez godzinę w chłodnicy w sosie sojowym, a potem wpadł na patelnię grillową. A do popitki – białe półwytrawne. Tym samym bruksela znalazła się w doborowym towarzystwie i smakowała całkiem nieźle, aczkolwiek nadal przypominała mi o tym, że jednak bywa złośliwie gorzka.


Po drugie: reaktywacja zupoholizmu ;)

Na pierwszy ogień poszła propozycja Liski, potraktowana jednak trochę orientacyjnie.


Najpierw nastawiłam superancki: woda, karota, pietruszka, seler, lubczyk (suszony i mrożony), ziele angielskie, pieprznięty w ziarnkach, zwycięski wawrzyn, kilka gałązek rozmarynu, zęby czosnkowe, cebulina, sól, oliwa i mały chlust białego wina. I na ogniste zapomnienie. Tamto sobie pyrkało po mału, a ja zwróciłam swoją uwagę na cebulinę – 3 sztuki popiórkowałam i rzuciłam na rozgrzaną oliwę i na bardzo małym ogniu pod przykryciem mdlały przez pół godziny. Za radą Liski, co jakiś czas robiłam zamieszanie łyżką. Po półgodzinie na kolejne 15 minut dorzuciłam łyżeczkę cukru, a do superanckiego połówki brukselskie. Po kwadransie cebulina wpadła do superanckiego. A ja w międzyczasie poleciałam sobie w kulki. Przysoliłam i dopieprzyłam mielonemu mięsu i utoczyłam kulki wielkości brukseli. A później na 5 minut przed końcem warzenia zupochy wrzuciłam te klopsy do zupy razem z pokawałkowanym pomidorem. Potem już tylko wszystko zostało opieprzone celem doprawienia smaku i obsypane mrożonym koperkiem. Dobre to było! W takiej wersji jestem skłonna polubić się z brukselską :)


Ale zadowolona zupą nie zamierzam bynajmniej już spocząć na laurach. Wciąż szukam brukseli idealnej ;)


A co na to Lec? ---> "Drogowskazy mogą zrobić z szosy labirynt."


47 komentarzy:

  1. "Drogowskazy mogą zrobić z szosy labirynt".
    Noo, to trafnie ujęłaś oznakowanie irlandzkich dróg:)

    P.S. Brukselkę uwielbiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. (gapa!) I gratuluję prawa jazdy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trufelko - nie ja, tylko Lec ;)

    Dziękuję, choć przyznam - to prawo rodziło się w bólach ;)) Ale jest, jest! A i ja jestem z siebie dumna, bo warunki pogodowe były co najmniej niesprzyjające. No i przede wszystkim - mocno się całym szczęśliwym faktem podbudowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj jak ja nie lubię brukselki... Wszystko zjem tylko nie brukselkę :P Ale pochwalę Cię za to za bardzo ładny sposób podania :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W bólach nie w bólach - ale JEST:)
    Poza tym co rodzi się w bólach bardziej doceniamy.
    Wim, że Lec. Ale Ty wybierałaś cytat:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mężczyzno--->wiesz... ja już chyba patrzę na nią łaskawszym okiem ;) Dzięki! :)

    Trufelko--->Racja! w obydwu ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja kocham brukselkę Sis! :)))
    No,to w tym się różnimy, bo ja ją kocham, mniam,mniam i nawet tej goryczy nie czuję:)
    Narobiłaś mi na nią takiej chęci,że szok:)
    Ślinię się na jej widok :)
    I zupkę zrobiłaś! Nareszcie!:))

    Prawka gratuluję raz jeszcze moja Mała SiS :****

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo my to chyba jednak jesteśmy... bliźniaczki dwujajowe, haha! Stąd sympatia i antypatia brukselska pewnie się wzięła ;))))

    Tęskno mi do zup, oj tęskno! :)

    Dzięki raz jeszcze! - za Maćka też ;)***

    OdpowiedzUsuń
  9. Mówiszże nie taka zła ta bruksela?? Ja też do niej nie pałam miłością i jak dotychczas akceptowałam ją tylko wtedy kiedy lądowała na talerzu mojego taty jedynego amamtora tego warzywka w domu. Może kiedyś zpróbuję się przemóc.
    Gratuluję prawka ja jestem przed 2 podejściem :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Pewnikiem tak jest jak mówisz , znaczy sie dwujajowe ;))
    A Maciek ma towarzystwo - jedno szarobure i dwa czarne. Ja nie wiem skąd tych kociaków tyle ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. NIestety z brukselką sie jeszcze nie lubię, ale może i na nią przyjdzie czas po szpinaku i oliwkach, bez których teraz nie wyobrażam sobie kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratulancje z okazji kierownictwa. Z kolei nie zawsze można pobiesiadować... Jak to w życiu. Brukselkę próbowałem nacinać, gotować z cukrem i dupa, zawsze jakąś goryczkę ma. Kiedyś Makłowicz pokazywał fajny sposób na tę kapuchę, zapiekaną ze srem chyba i czymś jeszcze. Musze poszukać, bo mi się to podobało, a skojarzyłem, że nie jadłem tych kulek już ze trzy lata może.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mądrala taka jesteś :D
    Gratuluję Panienko :)
    Ja jestem w tyyyyle i chyba nigdy nie zrobię :D
    Ej wiesz co? Brukselka jest pycha :)
    To chyba do zobaczenia już niedługo co? :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Michrówku--->no właśnie o dziwo nie! :) Nawet całkiem niezła była ;)
    "akceptowałam ją tylko wtedy kiedy lądowała na talerzu mojego taty" - haha! ;DD
    Trzymam kciuki!

    Siostra--->możesz polować na resztę Maćków - chętnie się im przyjrzę ;)

    Kabamaiga--->ja szpinak poznałam dość późno i mój zmysł nie był uprzedzony do zielonej papki - stąd rzeczonego pokochałam miłością od pierwszego kęsa. Z oliwkami potrzebowałam chwilę (wciąż stawiam zielone wyżej nad czarnymi). No a brukselka... ma widoki na lepszą przyszłość ;)))

    Antoni--->no właśnie tutaj mały klops jest - chyba będę musiała ograniczyć ilość stakańczyków śliwowincji, kiedy będziemy rozwijać rozmaryna. No chyba, że opcja noclegu się pojawi - nawet obok kultywatora może być. Chociaż w tajemnicy powiem, że wolę miejscówkę przy piecu, bo jestem zmarźluchem ;)
    A zapiekaną ze srem też chętnie wsunę :)

    Polonio!--->e tam nigdy! Ja się zaparłam, utopiłam trochę kasiory, ale udało się. Teraz czekam na kartonik, a w międzyczasie - babiniec. Liczysz? ;)
    Aha! mam nadzieję, że sprzedasz jakiś dobry przepis na brukselką, skoro jest pycha ;)*


    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  15. gratulejszyns! jazda samochodem jest ekstra:D

    ja miałam na egzaminie szczęście, dużo szczęścia bo dostałam samochód z zepsutym sprzęgłem o czym nie wiedziałam i dopiero łaskawie mnie uświadomił jak już się skończyła jazda że jest kaput...
    automobil gasł mi co moment, więc byłam pewna że mnie obleje a tu niespodzianka, zdałam :PPP
    i teraz już jeżdżę drugi rok po naszych 'pięknych' polskich szosach ;)

    ja brukselki niet, i nie mam czasu się do niej przekonywać jak na razie ale może kiedyś... dobra lecem się uczyć bo przez ostatnie dwa dni coś mnie za dużo tutaj :P

    OdpowiedzUsuń
  16. Oczko, a ja brukselkę love, absolutnie love, a najbardziej w wydaniu podpieczonym, z kminkiem i ziołami - zrobię Ci we wtorek. Aaaa, no i lekką goryczkę w tej małej główce trzeba polubić, to jej czar i uroda :)
    A prawka gratuluję raz jeszcze :) No i mycha superzasta :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdzie kupiłaś tę mysz? ja chcę taką dla syna, jest w kolorze naszego samochodu...
    A brukselke lubie bardzo, albo ja mrożę, albo gotuję z dodatkim cukru i jeszcze z odrobiną mleka i na gorzką raczej nie trafiam.
    A Twoje brukselkowe propozycje - pychotki!

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobra, będę polować;),ale one trochę dzikie są .

    Właśnie, mysz masz bombową!:)) Moze kociaste się na nia skuszą?;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Gratulacje! szybko zaczelas realizowac postanowienia. RISPEKT!
    13ty to dzien szczesliwy (dla mnie) gorzej z 14tym i 12 tym hehe ale to chyba jakies jing-jang w gre wchodzi tak jak z brukselka, marmite, czarnina etc

    OdpowiedzUsuń
  20. Gratulacje - to przede wszystkim :)))
    A poza tym - wzięłaś i mnie natchnęłaś ;) Nie wiedziałam co dziś na obiad upitrasić i już wiem - brukselkę zrobię zapiekaną, pyszną - wrzucę w tygodniu na bloga i zobaczysz - taka ci musi posmakować :)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Gratulacje Pani Kierowniczko! Zdałaś w taką pogodę! Nonono!
    To może i ja spróbuję brukselki :)

    OdpowiedzUsuń
  22. gratulacje , gratulacje ****


    p.s a ja lubię brukselkę i to bardzo :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Viri--->podziękowawszy! Czytałam na forum, że bywają z kiepskim sprzęgłem, ale nie dawałam temu wiary, a tutaj mówisz, że jednak? Hm! To ja Ci powiem, że jak się przesiądzie z 5-cio biegowego yarisa na 6-cio też jest różnica. Dobrze, że sobie wzięłam godzinkę doszkolenia na takowym, bo mogłam sobie to wyczuć :) No to! - do zobaczenia gdzieś w trasie! :))
    A! Zrobiłam kolejną brukselkę - może się poczęstujesz? ;)PP

    Lipka---> haha zabrzmiało jak z "Teatrzyka Zielona Gęś": "I love coffee. I love coffee. Kocham kawę. Pić. " ;))
    Obie mamy jakieś zmory - Ty wątróbkę, ja brukselkę :)) Ale tę wtorkową to ja chętnie! :))

    Grażka--->ja swoją kupiłam rok temu w oszą. Ale i na allegro bywają, bo ostatnio niesfornemu bratankowi kupowałam taką samą, ale srebrną i dałam razem z kosztami przesyłki 33 zeta. Wpisz w wyszukiwarkę "Mysz auto" albo "mysz samochód" i wyskoczy ich trochę z kryjówki ;))
    To mówisz, że to mleko i chłodnica działają? To tchnie nadzieją! ;))

    Sis--->hihi, to właśnie trochę obawiałam się ją wrzucać tutaj, bo wiesz, bełkoty mają koty ;)) Póki co - jeszcze żyje i ma się dobrze ;)))

    Arku--->bo to trzeba z kopyta, z siłą wprostproporcjonalną do nieudanego minionego roku. Właśnie kreuję sobie lepszy rok od poprzednika ;)))

    Monia---> dzięki! I wiesz co? - masz farta, bo nie pobieram opłaty za bycie muzą natchniuzą ;)))

    Felicjo--->Haha! najlepsze w tym wszystkim było to, że egzamin, to był pierwszy raz jak jeździłam w takiej pogodzie i w stanie mocno - śnieżnym dróg. Postawiłam na jedną kartę, albo się uda, albo nie i z premedytacją nie wykupiłam jazdy doszkalającej w takich warunkach :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Alutka--->cmok, cmok! Upitraś coś, to podwędzę Ci przepis ;)) Jestem w testowniczej formie właśnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. W takim razie umawiamy się na wtorek - ja robię brukselkę, Ty von-trupkę :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Oczko, dzięki, poszukam! Aha, zapomniałam Ci pogratulować :) Tylko teraz ostroznie, bo trudno się jeździ!

    OdpowiedzUsuń
  27. Ojjj dałabym wiele, żeby móc sobie teraz pojeździć - już sama. Jest tylko jeden szkopuł - najpierw muszę sobie sprawić autko. A żeby to zrobić, najpierw muszę na nie zapracować. Trochę to potrwa...

    OdpowiedzUsuń
  28. Moja Sis Informująca, jak znalazlaś ten artykuł ? :))

    OdpowiedzUsuń
  29. U Betsi w komentarzach Moja Siostro Pytająca ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. gratuluję pani kierownik !
    a ja jeszcze nie dojrzałam do przyjaźni z brukselkami jak i z kierownicami :D:D:D

    zmorka

    OdpowiedzUsuń
  31. Oczko, moje gratulacje, Pani Kierowniczko!:))
    Brukselka to moje ulubione warzywo, mówię serio:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Oczko, z musztarda to nie jaja, moge przeslac, tylko nie wiem ktory nr zielonego oczka w orzecowce. Moja emalie masz na profajlu:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Wielkie gratki!:D
    Mysza pierwsza klasa:D
    A co do bruksleki to telepatia Ci powiem, bo juttro zamierzam zrobić identyczną Liskową zupkę:D
    , może i Ja do bruksleki się przekonam:P

    Pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  34. Gratulacje i witam koleżankę wśród kierowniczek!

    OdpowiedzUsuń
  35. Oczko, gratuluję!
    Łoś jest piekny:) a brukselka pyszna :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Hihi, to super :) To będę się tu częściej natychać (cytując klasyka, tym razem reklamowego ;) ) :)))

    OdpowiedzUsuń
  37. Oczko, a ja właśnie brukselkowo sobie ostatnio poczynam! I - co najfajniejsze - też z patelni bruksellę robiłam, też o czarnuszce myślałam, ale w końcu jej nie dodałam. I o zupie liskowej też dumałam (ale na razie skończyło się na myśleniu:).

    Smaaaczne!

    PS gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  38. Zmora--->yyy spoko! Młoda jesteś, jeszcze zdążysz ;) Najważniejsze, że poduszkowiec upieczony ;))))

    Goś--->no i proszę, kto by się spodziewał, że brukselka ma swoich fanów? ;)
    Dzięki, dzięki! :)

    Arku--->no wiadomo, że nie jaja, bo musztarda ;)Serio, serio? Wiesz co? Poważnie to rozważę, tylko najpierw opuszczę orzechówkę i udam się w nowe miejsce przeznaczenia. Jeszcze dam o sobie znać ;)))

    Olu---> :)* dzięki! Czekam na zupę i brukselskie wrażenia :))))

    Ati--->dziękuję Pani Kierowniczko! ;)

    Wiedźmo Złota--->dziękuję - w imieniu swoim, łosia i kapustek ;)

    Moni--->znaj moje dobre serce ;) czasem je miewam w przebłyskach ;)

    Truskaweczko--->a ja Ci powiem, że z tą Liskową zupą to nie ma co zwlekać, jest warta zainteresowania ognia po garnkiem :)
    Dzięki, dzięki! :)


    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  39. Oczatko, gratulacje, no to bedzie z Ciebie kierowniczka :-D
    A z brukselka: gdy bylam mala, mala to balismy sie z rodzenstwem by nie przypadl nam ten talerz zupy do ktorego trafi jedna jedyna kulka brukselki! Najciekwasze jest to, ze juz pod koniec podstawowki bylam sie w stanie z nimi bic o ta mini-kapustke :D Choc wiesz, mam wrazenie, ze ona zawsze taka gorzkawa, tej z kindziukiem by sie jednak nie bala!

    OdpowiedzUsuń
  40. Basiula, ja nie tylko wyławiałam za pacholęcia z zupy bruksellę, ale i biednego Jasia - Fasolę


    Dziękuję okrutnie i stokrotnie! :)))*

    OdpowiedzUsuń
  41. ten kindziuk, ten kindziuk mnie kusi :)
    no i jeszcze raz gratki

    OdpowiedzUsuń
  42. chyba już nie bede miała okazji... ale może kiedyś, wbrew wszystkiemu...

    OdpowiedzUsuń
  43. Jak to? Skoro kiedyś, to okazja będzie :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...