Od środy nie tylko moja zmotoryzowana mysz ma prawo do jazdy po internetowej sieci dróg wszelakich. Ja też zostałam kierowniczką! ;) Nareszcie... choć zajęło mi to trochę więcej czasu niż zakładałam na samym początku ;) Ale co by nie było – właśnie mogę wykreślić z listy postanowień noworocznych punkt siódmy ;)
Natomiast niepisanym postanowieniem noworocznym – kulinarnym (takich zabrakło mi na mojej tajnej liście w wordzie) jest kolejne podejście do kwestii "brukselka mi smakuje, czy nie smakuje – oto jest pytanie".
W sprawie pozbycia się brukselskiej goryczy, wiem już, że można ją zlikwidować lub zminimalizować na kilka sposobów:
1. pakując ją na noc w arktyczny chłód zamrażalnika,
2. przed gotowaniem, nacinając jej nóżkę na krzyż,
3. gotować na parze,
4. gotować z odrobiną cukru,
5. podgotować ją na mleku lub w wodzie z mlekiem.
Czyli jest jakaś szansa na to, abym przestała się spierać z małymi kapustami? Niniejszym zrobiłam małe podchody.
Po pierwsze: bruksela na patelni.
To był obiad odświętny – w sensie świętujący moje prawne objęcie kierownicy.
Bruksela, kindziuk i czarnuszka zwana nigellą. Przepis Pinos:
pół kilo brukselki (obrać z wierzchnich liści, przeciąć na pół i usunąć głąbiki),
ok. 20 dag cienko krojonego kindziuka (kindziuku?) - w paseczkach,
łyżeczka nasion czarnuszki,
łyżka oleju
Na oleju lekko podsmażyć kindziuk. Dodać brukselkę i czarnuszkę. Smażyć, aż brukselka zacznie miejscami się "przypalać". Na początku można patelnię nakryć (brukselka się lekko poddusi).
Ja nieco to zmieniłam, ale tylko odrobinę. Po pierwsze: proporcje zrobiłam na oczko. Po drugie: najpierw na kapce oleju podsmażyłam chwilę kindziuk, potem dorzuciłam połówki brukseli i sypnęłam nigellą. I tutaj lekka zmiana – zamiast brązowić, podlałam tyćką wody, przykryłam i na chwilę zapomniałam. Potem odkryłam pokrywkę i pozwoliłam na wyparowanie płynu. Pod koniec dorzuciłam trochę masła do smaku i deczko przysoliłam brukseli.
A do tego podałam łosia – a jakże! Wszak obiad był świętujący. Łoś najpierw się zamarynował przez godzinę w chłodnicy w sosie sojowym, a potem wpadł na patelnię grillową. A do popitki – białe półwytrawne. Tym samym bruksela znalazła się w doborowym towarzystwie i smakowała całkiem nieźle, aczkolwiek nadal przypominała mi o tym, że jednak bywa złośliwie gorzka.
Po drugie: reaktywacja zupoholizmu ;)
Na pierwszy ogień poszła propozycja Liski, potraktowana jednak trochę orientacyjnie.
Najpierw nastawiłam superancki: woda, karota, pietruszka, seler, lubczyk (suszony i mrożony), ziele angielskie, pieprznięty w ziarnkach, zwycięski wawrzyn, kilka gałązek rozmarynu, zęby czosnkowe, cebulina, sól, oliwa i mały chlust białego wina. I na ogniste zapomnienie. Tamto sobie pyrkało po mału, a ja zwróciłam swoją uwagę na cebulinę – 3 sztuki popiórkowałam i rzuciłam na rozgrzaną oliwę i na bardzo małym ogniu pod przykryciem mdlały przez pół godziny. Za radą Liski, co jakiś czas robiłam zamieszanie łyżką. Po półgodzinie na kolejne 15 minut dorzuciłam łyżeczkę cukru, a do superanckiego połówki brukselskie. Po kwadransie cebulina wpadła do superanckiego. A ja w międzyczasie poleciałam sobie w kulki. Przysoliłam i dopieprzyłam mielonemu mięsu i utoczyłam kulki wielkości brukseli. A później na 5 minut przed końcem warzenia zupochy wrzuciłam te klopsy do zupy razem z pokawałkowanym pomidorem. Potem już tylko wszystko zostało opieprzone celem doprawienia smaku i obsypane mrożonym koperkiem. Dobre to było! W takiej wersji jestem skłonna polubić się z brukselską :)
Ale zadowolona zupą nie zamierzam bynajmniej już spocząć na laurach. Wciąż szukam brukseli idealnej ;)
A co na to Lec? ---> "Drogowskazy mogą zrobić z szosy labirynt."
piątek, 15 stycznia 2010
Czy 13 – ty może być dniem szczęśliwym?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Drogowskazy mogą zrobić z szosy labirynt".
OdpowiedzUsuńNoo, to trafnie ujęłaś oznakowanie irlandzkich dróg:)
P.S. Brukselkę uwielbiam!:)
(gapa!) I gratuluję prawa jazdy:)
OdpowiedzUsuńTrufelko - nie ja, tylko Lec ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, choć przyznam - to prawo rodziło się w bólach ;)) Ale jest, jest! A i ja jestem z siebie dumna, bo warunki pogodowe były co najmniej niesprzyjające. No i przede wszystkim - mocno się całym szczęśliwym faktem podbudowałam :)
Oj jak ja nie lubię brukselki... Wszystko zjem tylko nie brukselkę :P Ale pochwalę Cię za to za bardzo ładny sposób podania :)
OdpowiedzUsuńW bólach nie w bólach - ale JEST:)
OdpowiedzUsuńPoza tym co rodzi się w bólach bardziej doceniamy.
Wim, że Lec. Ale Ty wybierałaś cytat:)
Mężczyzno--->wiesz... ja już chyba patrzę na nią łaskawszym okiem ;) Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńTrufelko--->Racja! w obydwu ;))
A ja kocham brukselkę Sis! :)))
OdpowiedzUsuńNo,to w tym się różnimy, bo ja ją kocham, mniam,mniam i nawet tej goryczy nie czuję:)
Narobiłaś mi na nią takiej chęci,że szok:)
Ślinię się na jej widok :)
I zupkę zrobiłaś! Nareszcie!:))
Prawka gratuluję raz jeszcze moja Mała SiS :****
Bo my to chyba jednak jesteśmy... bliźniaczki dwujajowe, haha! Stąd sympatia i antypatia brukselska pewnie się wzięła ;))))
OdpowiedzUsuńTęskno mi do zup, oj tęskno! :)
Dzięki raz jeszcze! - za Maćka też ;)***
Mówiszże nie taka zła ta bruksela?? Ja też do niej nie pałam miłością i jak dotychczas akceptowałam ją tylko wtedy kiedy lądowała na talerzu mojego taty jedynego amamtora tego warzywka w domu. Może kiedyś zpróbuję się przemóc.
OdpowiedzUsuńGratuluję prawka ja jestem przed 2 podejściem :/
Pewnikiem tak jest jak mówisz , znaczy sie dwujajowe ;))
OdpowiedzUsuńA Maciek ma towarzystwo - jedno szarobure i dwa czarne. Ja nie wiem skąd tych kociaków tyle ;))
NIestety z brukselką sie jeszcze nie lubię, ale może i na nią przyjdzie czas po szpinaku i oliwkach, bez których teraz nie wyobrażam sobie kuchni.
OdpowiedzUsuńGratulancje z okazji kierownictwa. Z kolei nie zawsze można pobiesiadować... Jak to w życiu. Brukselkę próbowałem nacinać, gotować z cukrem i dupa, zawsze jakąś goryczkę ma. Kiedyś Makłowicz pokazywał fajny sposób na tę kapuchę, zapiekaną ze srem chyba i czymś jeszcze. Musze poszukać, bo mi się to podobało, a skojarzyłem, że nie jadłem tych kulek już ze trzy lata może.
OdpowiedzUsuńMądrala taka jesteś :D
OdpowiedzUsuńGratuluję Panienko :)
Ja jestem w tyyyyle i chyba nigdy nie zrobię :D
Ej wiesz co? Brukselka jest pycha :)
To chyba do zobaczenia już niedługo co? :D
Michrówku--->no właśnie o dziwo nie! :) Nawet całkiem niezła była ;)
OdpowiedzUsuń"akceptowałam ją tylko wtedy kiedy lądowała na talerzu mojego taty" - haha! ;DD
Trzymam kciuki!
Siostra--->możesz polować na resztę Maćków - chętnie się im przyjrzę ;)
Kabamaiga--->ja szpinak poznałam dość późno i mój zmysł nie był uprzedzony do zielonej papki - stąd rzeczonego pokochałam miłością od pierwszego kęsa. Z oliwkami potrzebowałam chwilę (wciąż stawiam zielone wyżej nad czarnymi). No a brukselka... ma widoki na lepszą przyszłość ;)))
Antoni--->no właśnie tutaj mały klops jest - chyba będę musiała ograniczyć ilość stakańczyków śliwowincji, kiedy będziemy rozwijać rozmaryna. No chyba, że opcja noclegu się pojawi - nawet obok kultywatora może być. Chociaż w tajemnicy powiem, że wolę miejscówkę przy piecu, bo jestem zmarźluchem ;)
A zapiekaną ze srem też chętnie wsunę :)
Polonio!--->e tam nigdy! Ja się zaparłam, utopiłam trochę kasiory, ale udało się. Teraz czekam na kartonik, a w międzyczasie - babiniec. Liczysz? ;)
Aha! mam nadzieję, że sprzedasz jakiś dobry przepis na brukselką, skoro jest pycha ;)*
pozdr!
gratulejszyns! jazda samochodem jest ekstra:D
OdpowiedzUsuńja miałam na egzaminie szczęście, dużo szczęścia bo dostałam samochód z zepsutym sprzęgłem o czym nie wiedziałam i dopiero łaskawie mnie uświadomił jak już się skończyła jazda że jest kaput...
automobil gasł mi co moment, więc byłam pewna że mnie obleje a tu niespodzianka, zdałam :PPP
i teraz już jeżdżę drugi rok po naszych 'pięknych' polskich szosach ;)
ja brukselki niet, i nie mam czasu się do niej przekonywać jak na razie ale może kiedyś... dobra lecem się uczyć bo przez ostatnie dwa dni coś mnie za dużo tutaj :P
Oczko, a ja brukselkę love, absolutnie love, a najbardziej w wydaniu podpieczonym, z kminkiem i ziołami - zrobię Ci we wtorek. Aaaa, no i lekką goryczkę w tej małej główce trzeba polubić, to jej czar i uroda :)
OdpowiedzUsuńA prawka gratuluję raz jeszcze :) No i mycha superzasta :D
Gdzie kupiłaś tę mysz? ja chcę taką dla syna, jest w kolorze naszego samochodu...
OdpowiedzUsuńA brukselke lubie bardzo, albo ja mrożę, albo gotuję z dodatkim cukru i jeszcze z odrobiną mleka i na gorzką raczej nie trafiam.
A Twoje brukselkowe propozycje - pychotki!
Dobra, będę polować;),ale one trochę dzikie są .
OdpowiedzUsuńWłaśnie, mysz masz bombową!:)) Moze kociaste się na nia skuszą?;)
Gratulacje! szybko zaczelas realizowac postanowienia. RISPEKT!
OdpowiedzUsuń13ty to dzien szczesliwy (dla mnie) gorzej z 14tym i 12 tym hehe ale to chyba jakies jing-jang w gre wchodzi tak jak z brukselka, marmite, czarnina etc
Gratulacje - to przede wszystkim :)))
OdpowiedzUsuńA poza tym - wzięłaś i mnie natchnęłaś ;) Nie wiedziałam co dziś na obiad upitrasić i już wiem - brukselkę zrobię zapiekaną, pyszną - wrzucę w tygodniu na bloga i zobaczysz - taka ci musi posmakować :)))
Gratulacje Pani Kierowniczko! Zdałaś w taką pogodę! Nonono!
OdpowiedzUsuńTo może i ja spróbuję brukselki :)
gratulacje , gratulacje ****
OdpowiedzUsuńp.s a ja lubię brukselkę i to bardzo :D
Viri--->podziękowawszy! Czytałam na forum, że bywają z kiepskim sprzęgłem, ale nie dawałam temu wiary, a tutaj mówisz, że jednak? Hm! To ja Ci powiem, że jak się przesiądzie z 5-cio biegowego yarisa na 6-cio też jest różnica. Dobrze, że sobie wzięłam godzinkę doszkolenia na takowym, bo mogłam sobie to wyczuć :) No to! - do zobaczenia gdzieś w trasie! :))
OdpowiedzUsuńA! Zrobiłam kolejną brukselkę - może się poczęstujesz? ;)PP
Lipka---> haha zabrzmiało jak z "Teatrzyka Zielona Gęś": "I love coffee. I love coffee. Kocham kawę. Pić. " ;))
Obie mamy jakieś zmory - Ty wątróbkę, ja brukselkę :)) Ale tę wtorkową to ja chętnie! :))
Grażka--->ja swoją kupiłam rok temu w oszą. Ale i na allegro bywają, bo ostatnio niesfornemu bratankowi kupowałam taką samą, ale srebrną i dałam razem z kosztami przesyłki 33 zeta. Wpisz w wyszukiwarkę "Mysz auto" albo "mysz samochód" i wyskoczy ich trochę z kryjówki ;))
To mówisz, że to mleko i chłodnica działają? To tchnie nadzieją! ;))
Sis--->hihi, to właśnie trochę obawiałam się ją wrzucać tutaj, bo wiesz, bełkoty mają koty ;)) Póki co - jeszcze żyje i ma się dobrze ;)))
Arku--->bo to trzeba z kopyta, z siłą wprostproporcjonalną do nieudanego minionego roku. Właśnie kreuję sobie lepszy rok od poprzednika ;)))
Monia---> dzięki! I wiesz co? - masz farta, bo nie pobieram opłaty za bycie muzą natchniuzą ;)))
Felicjo--->Haha! najlepsze w tym wszystkim było to, że egzamin, to był pierwszy raz jak jeździłam w takiej pogodzie i w stanie mocno - śnieżnym dróg. Postawiłam na jedną kartę, albo się uda, albo nie i z premedytacją nie wykupiłam jazdy doszkalającej w takich warunkach :)
Alutka--->cmok, cmok! Upitraś coś, to podwędzę Ci przepis ;)) Jestem w testowniczej formie właśnie ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie umawiamy się na wtorek - ja robię brukselkę, Ty von-trupkę :)
OdpowiedzUsuńJuż się boję ;)
OdpowiedzUsuńOczko, dzięki, poszukam! Aha, zapomniałam Ci pogratulować :) Tylko teraz ostroznie, bo trudno się jeździ!
OdpowiedzUsuńOjjj dałabym wiele, żeby móc sobie teraz pojeździć - już sama. Jest tylko jeden szkopuł - najpierw muszę sobie sprawić autko. A żeby to zrobić, najpierw muszę na nie zapracować. Trochę to potrwa...
OdpowiedzUsuńMoja Sis Informująca, jak znalazlaś ten artykuł ? :))
OdpowiedzUsuńU Betsi w komentarzach Moja Siostro Pytająca ;)
OdpowiedzUsuńgratuluję pani kierownik !
OdpowiedzUsuńa ja jeszcze nie dojrzałam do przyjaźni z brukselkami jak i z kierownicami :D:D:D
zmorka
Oczko, moje gratulacje, Pani Kierowniczko!:))
OdpowiedzUsuńBrukselka to moje ulubione warzywo, mówię serio:)
Oczko, z musztarda to nie jaja, moge przeslac, tylko nie wiem ktory nr zielonego oczka w orzecowce. Moja emalie masz na profajlu:)
OdpowiedzUsuńWielkie gratki!:D
OdpowiedzUsuńMysza pierwsza klasa:D
A co do bruksleki to telepatia Ci powiem, bo juttro zamierzam zrobić identyczną Liskową zupkę:D
, może i Ja do bruksleki się przekonam:P
Pozdr!
Gratulacje i witam koleżankę wśród kierowniczek!
OdpowiedzUsuńOczko, gratuluję!
OdpowiedzUsuńŁoś jest piekny:) a brukselka pyszna :)
Hihi, to super :) To będę się tu częściej natychać (cytując klasyka, tym razem reklamowego ;) ) :)))
OdpowiedzUsuńOczko, a ja właśnie brukselkowo sobie ostatnio poczynam! I - co najfajniejsze - też z patelni bruksellę robiłam, też o czarnuszce myślałam, ale w końcu jej nie dodałam. I o zupie liskowej też dumałam (ale na razie skończyło się na myśleniu:).
OdpowiedzUsuńSmaaaczne!
PS gratulacje!
Zmora--->yyy spoko! Młoda jesteś, jeszcze zdążysz ;) Najważniejsze, że poduszkowiec upieczony ;))))
OdpowiedzUsuńGoś--->no i proszę, kto by się spodziewał, że brukselka ma swoich fanów? ;)
Dzięki, dzięki! :)
Arku--->no wiadomo, że nie jaja, bo musztarda ;)Serio, serio? Wiesz co? Poważnie to rozważę, tylko najpierw opuszczę orzechówkę i udam się w nowe miejsce przeznaczenia. Jeszcze dam o sobie znać ;)))
Olu---> :)* dzięki! Czekam na zupę i brukselskie wrażenia :))))
Ati--->dziękuję Pani Kierowniczko! ;)
Wiedźmo Złota--->dziękuję - w imieniu swoim, łosia i kapustek ;)
Moni--->znaj moje dobre serce ;) czasem je miewam w przebłyskach ;)
Truskaweczko--->a ja Ci powiem, że z tą Liskową zupą to nie ma co zwlekać, jest warta zainteresowania ognia po garnkiem :)
Dzięki, dzięki! :)
pozdr!
Oczatko, gratulacje, no to bedzie z Ciebie kierowniczka :-D
OdpowiedzUsuńA z brukselka: gdy bylam mala, mala to balismy sie z rodzenstwem by nie przypadl nam ten talerz zupy do ktorego trafi jedna jedyna kulka brukselki! Najciekwasze jest to, ze juz pod koniec podstawowki bylam sie w stanie z nimi bic o ta mini-kapustke :D Choc wiesz, mam wrazenie, ze ona zawsze taka gorzkawa, tej z kindziukiem by sie jednak nie bala!
Basiula, ja nie tylko wyławiałam za pacholęcia z zupy bruksellę, ale i biednego Jasia - Fasolę
OdpowiedzUsuńDziękuję okrutnie i stokrotnie! :)))*
ten kindziuk, ten kindziuk mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńno i jeszcze raz gratki
:)* A kindziuk jest wporzo!
OdpowiedzUsuńjo wyobrażam se :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj! :)
OdpowiedzUsuńchyba już nie bede miała okazji... ale może kiedyś, wbrew wszystkiemu...
OdpowiedzUsuńJak to? Skoro kiedyś, to okazja będzie :)
OdpowiedzUsuń