Dzień Dobry Państwu. Jestem właśnie świeżo po premierze najnowszego spektaklu z serii przedstawień „Maskarada – czyli słodki czwartek”. I muszę przyznać, że jak do tej pory teatr spisuje się znakomicie, publiczność dopisuje, więc i sztuka nie schodzi z afisza. Jednakowoż, tutaj zdradzę wieść, która pomiędzy recenzentami rozeszła się drogą pantoflową: przyszło - czwartkowy spektakl stoi pod dużym znakiem zapytania. Wszystko przez to, że jedna z osób obsługi została wezwana na pilne rozmowy na górze. Ale co nas obchodzi przyszłość, skoro na świeżo mamy jeszcze w pamięci ostatnią „Maskaradę”. To lekka komediowa sztuka, acz nie pozbawiona elementów dramatu. Tym razem widzom trafiło się novum w postaci odejścia od tradycyjnej, jak dotąd, receptury zapisanej w scenariuszu. Otóż, co udało mi się potwierdzić bezpośrednio u pani reżyser, zmiana nastąpiła nie tylko w odniesieniu do ciał, ale i do nadzienia. Zacznijmy jednak, od tego, że sami aktorzy też na bieżąco improwizowali. Panie reżyserki: główna i pomocnicza planowały wprowadzić na scenę ciała w kolorze czarnym. W tym celu zaangażowały do pierwszych scen z udziałem białka – czarny barwnik.
Po zrobieniu lekkiego zamieszania, barwnik pokazał na co go stać. Reżyserki były kontente.
Jak się jednak okazało, za bardzo zawierzyły rzeczonemu. Bo oto po grze z migdałową mąką, cukrem i kakao – zaczął stroić fochy. A potem się rozjaśnił. I same ciała w efekcie, też spontanicznie zagrały na jaśniejszy, kakaowy kolor. Dość jeszcze dodać, że same ciała w scenariuszu zapisane miały, że mają być z bezy włoskiej. Te didaskalia akurat urzeczywistniły się podczas przedstawienia doskonale. Zebrały całkowicie zasłużone oklaski i zachwyty. Ponieważ gra była na żywo, nastąpiło spontaniczne przejście do aktu drugiego, również zmienionego w stosunku do sztuk minionych.
Scena nazywała się: „Krem cukierniczy Eli”. W roli głównej wystąpił kogel – mogel, który w połączeniu z mazeiną rzucił się żywiołowo w odmęty gorącego mleka. W międzyczasie, kiedy gra posuwała się w czasie, dołączali kolejni aktorzy: miętowa esencja, zielony barwnik, zmielone pistacje i masło.
Najlepsza była jednak scena finałowa, kiedy wszyscy aktorzy pojawili się (w różnych stanach skupienia) wspólnie, aby uskutecznić zakończenie. Można powiedzieć, iż mogliśmy obserwować love story z happy – endem. Aktorzy się połączyli i zrobiło się słodko. Przedstawienie było nad wyraz realistyczne. Jeśli odczuwacie niedosyt, namawiam Was na udanie się na najbliższy spektakl w kuchni własnej. Naprawdę warto ;)
A po przedstawieniu warto wybrać się do restauracji na coś lekkiego. Tylko uwaga! Jeżeli jesteście rozpoznawalną personą, uważajcie na paparazzi. Ostatnio wszędzie ich pełno ;)
A co na to Lec? ---> "Wrzawa wokół mnie wyzwala we mnie moją wielką ciszę."
(foto: szklanego oka, oczka ze szklanym i zupy - by Lipka)
pees. wiadomość z ostatniej chwili: przepis na sztukę pojawi się, kiedy główna pani reżyser przedstawi scenariusz na Szczęściu.
_____________________________________
Edit: 07.03.2010 - przepis za Lipką, szczegóły tutaj
Makaroniki wiosenne: do makaroników (z ok. 7 wysuszonych białek przez 2 dni - łącznie 210 g) dodana 1 czubata łyżka gorzkiego kakao i ok. 1/8 łyżeczki czarnego barwnika w żelu (dałyśmy go stanowczo za mało - myślę, że na tą ilość powinnyśmy dać ok. 1 łyżeczkę). Nadzienie zrobiłyśmy z kremu cukierniczego z wanilią (porcja z 6 żółtek), z dodatkiem blisko 6-7 kropel ekstraktu miętowego, ok. 1/2 łyżeczki barwnika zielonego, ok. 125 g ubitego na puch masła i ok. 100 g zmielonych, niesolonych i łuskanych pistacji. Ten krem należy też schłodzić, by stężał i dał się ładnie wyciskać z rękawa.
A gdzie przepis na krem?
OdpowiedzUsuńA dlaczego nie wyszedł czarny? mam takowe w planie, ale będą bardziej perwersyjne w swym wyrazie ;) na szczęście mam inny barwnik ;P
jak się robi, ze takie wielgachne zdjęcia się wstawiają?
:*
Ojj co się niecierpliwi. Będzie, tylko karteczki z przepisem nie mam przed sobą. Bajdełejem - Ty Mafi powinnaś akurat wykazywać więcej zrozumienia, tyle kazałaś mi czekać na suflet, eh! ;)P
OdpowiedzUsuńNie wyszedł czarny, bo strzelił focha. Widzisz: białca zabarwił, a później wszystko i tak jasne wyszło.
Zdjęcia trzeba sobie powiększyć samemu uwzględniając szerokość w kodzie htmla. Mrugnij do Polci, ona Ci to wszystko ładnie wytłumaczy, bo ja nie mam daru do opisywania rzeczy sticte technicznych. Tyle tylko, że ona teraz na weekend u Połówka jest...
Rany, gdzie Wy te foty drogie panie strzelałyście? Morze w tle?!
OdpowiedzUsuńTe makarony - marzenie :)))
A bo wiesz Moni tak się... bujałyśmy po kuchni ;)
OdpowiedzUsuńToz o kremie od wczoraj mi opowiadasz... a cierpliwość mi się kończy na moich dzieciach... ;)
OdpowiedzUsuńtak myślalam, ze to ma coś wspólnego z tym diabelskim językiem html, którego to za nic w świecie pojąć nie mogę;(
a ten czarny to mnie teraz będzie nurtował cholerka... no chyba, że cichaczem do kuchni sie udam i...;) a mówisz, że wyblakł przy migdałkach? ciekawe, ciekawe...
jak oglądam te Wasze poczynania to aż się z lekka boję , co też będzie dalej , czarne makaroniki?Kurcze strach się bać:PPP
OdpowiedzUsuńTe różowo zielone to z jakim kremem , takie słodziutkie wygladają
Moją Siostrę widzę:)))
OdpowiedzUsuńŁadne te makaroniki, mówisz,ze miały być czarne? ;))
A z jakim wtedy kremem?
Ściskam Sis:**
ten krem... taki aksamitny :) no i pistacje na wierzchu, pięknie.
OdpowiedzUsuńMafi--->od wczoraj? Jakąś bajkę mi tutaj chcesz wcisnąć, żem bałamutnica.
OdpowiedzUsuńNo wziął się i wyblakł. Niewdzięcznik jakiś. Czarna owca w barwnikowej skórze, chaliera! (jak to Czyprak gada)
Alutka--->no i tutaj właśnie jest ten element dramatu, czarny barwnik był? - był! A ciała czarne nie są. One nie są różowe, to takie...ekhem... wyblaknięte kakao.
Siostra--->no miały być. Z kremem tym tutaj, co jest.
Ania--->dzięki! wciąż wywołujemy wiosnę ;)
A bo wiesz, ja sobie takie grzeczne wyobraziłam, na galowo ;)
OdpowiedzUsuńOczko, Pani Reżyser Kochana, no recenzja jak się patrzy :) Obśmiałam się ja ogromnie przez zatkany nos i spuchnięte gardło :( Buuuu, chyba mnie choróbsko wzięło ... odezwę się niedługo to obaczym co zrobić z dzisiejszym dniem :(
OdpowiedzUsuńA tymczasem powiem, że szczęściarska recenzja dziś, najdalej jutro się pojawi :) Zdjęcia już są, jeszcze literki trzeba pogonić :)
Ale się rozszalałyście z tymi maszkaronami... Reżyseria bardzo fachowa, może pomyśl o zmianie fachu... Niedługo rozdanie Oscarów, w tym roku się już nie załapiesz, ale może w przyszłym? :)))
OdpowiedzUsuńa ja bym dała się posiekać twierdząc ze różowe :DDDD
OdpowiedzUsuńDziś w swietle dziennym widzę ,ze nie do końca różowe :P
Oczko makaroniki pierwsza klasa - ja to się chyba na korespondencyjny kurs maszkaronkowy do Was dwóch wybiorę ?
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam
Z zapartym tchem czytałam relację - się rozbawiłam bardzo!
OdpowiedzUsuńA panie to nie mieszały nigdy kolorów? toż to wiadomo, że czarny po zmieszaniu z białą mąką już raczej czarny nie będzie ;)
Makaroniki - cudeńka!
Niedosyt odczuwam, więc może w końcu sama się na ten spektakl udam?
Miłego dnia!
Oczku cudo! te są zdecydowanie najładniejsze, u mnie na kompie to one bardziej wyglądają na fioletowe niż różowe, a dlatego mi się tak podobają bo ja mam od niedawna fazę na kolor zielony&fiolet, i na mnie ostatnio goszczą właśnie takie kolory ;D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam zimowo :)
ps. ja na Święta planuję następne makaroniki dopiero, wiem już jaki kolor będą miały ale jeszcze nie podjęłam decyzji jaki krem zrobię...
ach, uwielbiam te Twoje słodkie bełkoty :-)
OdpowiedzUsuńSiostra--->jak na galowo, to kremik biały. Koniecznie! ;)
OdpowiedzUsuńPani Główna Reżyser--->Ty się tam kuruj, co by w kwietniu bo zającach jajca robić.
Tymczasem czekam na scenariusz.
Grażka--->a propos Oskarów - czekam na nagrodę dla Christopera Waltza vel Hansa Lanzy. To już teraz w niedzielę, jeśli się nie mylę.
Alutka--->no tak nie do końca ;)
Ewelka--->korespondencyjny? Korespondencyjny to teraz masz ;) Na żywo jest lepszy - mówię Ci ;)
Amarantka--->barwnik wydawał się mocny, brałyśmy pod uwagę, nie nieco zblaknie, no ale nie aż tak! ;)
Viri--->zielony i fiolet? To tak jak ja :) Marzę o śliwkowych spodniach, hehe ;)
Karotkowa--->och tak! mówi mi jeszcze ;) Dzięki! :)))
pozdr!
Aleście się rozpędziły! I jak zwykle wyszło pięknie, mimo przejściowych trudności. Chociaż ja się jakoś do tych sztucznych barwników nie umiem przekonać, ale robi to wrażenie. Może też uda mi się w przyszłym tygodniu zrobić mały spektakl, bo pomysł mam od dawna, tylko chwilowo godnego zaufania piekarnika brak.
OdpowiedzUsuńHa. Ha.
OdpowiedzUsuńKarola--->ten spektakl jest nad wyraz słodki. Nie poddawaj się zbyt szybko :)
OdpowiedzUsuńKrokodillo--->zachodzę w głowę, czy jest to okrzyk radosny, czy może kpiący, zważywszy na to, że maszkarony postanowiły zostać czarnymi owcami, ot tak - nam na przekór ;)
Moje maskarady tez już uwiecznione :) Oczko, buziak jeszcze raz, baaardzo cieplutki Ci ślę :*** Dzięki za wspaniałą zabawę :)
OdpowiedzUsuńBiegnę zatem :)
OdpowiedzUsuńNo i to są makarony!
OdpowiedzUsuńOj na pewno kiedyś odbędzie się taka sztuka w mej kuchni;)
W to nie wątpię :) Ćwiczenie czyni...itd ;)
OdpowiedzUsuńWyjątkowo ładny odcień czarnego :D
OdpowiedzUsuńFelicjo!--->nie kpij ;)) Zdaję sobie sprawę, że jesteś naszym maszkaronowym guru, ale następnym razem obiecujemy się zreflektować jakiś bardziej wyrazistym odcieniem ;)))
OdpowiedzUsuńTo żadna kpina, cudne makarony :) Niedługo ja przyjdę do Was na kurs :D
OdpowiedzUsuńA co do odcieni, ja raz zrobiłam makarony bordowe, z moimi zabójczymi kolorami w proszku. Dałam pół łyżeczki i były cztery razy zbyt bordowe a paszcze mieliśmy kolorowe przez kilka godzin. Także wolę Wasze czarne :)
Obawiałyśmy się właśnie tego, że po zjedzeniu będziemy wyglądać jak po spożyciu atramentu kałamarnicy. Jak widać, maszkarony o nas zadbały i tym samym odmówiły zabarwienia. Pewnie przezorne były, że możemy na nie pomstować ;))
OdpowiedzUsuńNa kurs powiadasz, hehe. Dobre sobie! My tutaj ledwie licencjat robimy, Ty byś od razu nas doktoratem zakasowała ;)
Ciekawe kto mógłby zostać promotorem takiej pracy? :)
OdpowiedzUsuńTeż nad tym zachodzę w głowę ;)
OdpowiedzUsuńI would like to exchange links with your site belkoty.blogspot.com
OdpowiedzUsuńIs this possible?