W kuchni roślinnej (pomijając aspekt etyczny) podoba mi się to, że jest ona kolorowa. Nie ogranicza się do czerwieni, bieli i szarości jak w przypadku mięsa. Spójrzcie na zdjęcia poniżej - każde danie kolorem cieszy oko. Przygotowane mięso na zdjęciach zyskuje dopiero z dodatkami (nawet wędliny często fotografuje się na liściach sałaty), kuchnia roślinna broni się sama. Nie chcę tu zabrzmieć jak mądrala – ot takie mnie naszły po prostu przemyślenia.
Swoją drogą – trafiłam ostatnio na blog
„Potrawy półgodzinne” i wsiąkłam. Głównie przez te kolory. I chociaż na co dzień ponad papuzie barwy stawiam monochromatyczność, to na talerzu wolę feerię barw.
A co się działo przez tydzień u nas w kuchni?
Najpierw pasta do pieczywa. Ugotowałam tradycyjnie 5 litrów warzywnego bulionu do zamrożenia. Zwykle z ugotowanych warzyw Pan R. prosi o polską sałatkę warzywną. Tym razem nie miałam majonezu, a szkoda mi było wyrzucać jedzenia. To nie w moim stylu ;) Ugotowałam więc połówki żółtego grochu i zmiksowałam je z marchewką i pietruszką z bulionu. Doprawiłam, lekko podlałam oliwą. Tutaj widzicie pastę w towarzystwie mojego ulubionego sera korycińskiego – z czarnuszką.
Ta potrawka również jest z serii
„ekonomia – gastronomia”. Pierwotnie z kalafiora miała być zupa Marty z Jadłonomii, ale wszystkiego miałam za mało. Dużo miałam jedynie przestrzeni i światła w lodówce. A w niej znalazł się też m. in. kawałek pora, a w słoiku na półce - ryż. Zrobiłam zupę, odparowałam (bulionu też nie było dużo), na patelni poddusiłam na oleju krążki pora, dosypałam ryż, zalałam wodą i ugotowałam. Na koniec wymieszałam z zupą i wyszła z tego świetna potrawka, która smakowała również jedzona na zimno.
Zupę zieloną nazwałabym kartoflanką zbieracza. Inspirację do jej ugotowania znalazłam na portalu
Dzieci są ważne. To taka strona o świadomym i ekologicznym nie tylko rodzicielstwie, ale i stylu życia.
Zamiast liści rzodkiewki z ogródka przyniosłam po garstce pokrzywy (ała!) i szpinaku nowozelandzkiego, z krzaczka na kuchennym parapecie zerwałam liście mięty, z zamrażalnika wzięłam troszkę szczawiu, lubczyku i duuużo zielonej pietruszki. Wyszła super zupa. Następnym razem będę pamiętać jeszcze o koperku :)
A tutaj proszę - nadziewana papryka. Kiedy ostatnio zerknęłam na statystyki bloga (co na Kotach zbyt często nie uskuteczniam) okazało się, że jednym z częściej szukanych przepisów jest
właśnie to. Tym razem zapiekałam bez mięsa, za to z moim ostatnim odkryciem – kaszą jęczmienną „niby tabouleh”. Tylko ser polecam zmieszać razem z nadzieniem, albo przy zawijaniu uważać, aby nie stykał się z folią.
Jeszcze nie wspominałam, że
Jadłonomia to mój jeden z bardziej lubianych blogów – nie tylko tych wegetariańskich. Po zupie, z której powstała potrawka, postanowiłam przetestować przepis na chipsy z jarmużu. Jedną blaszkę liści spaliłam ;), ale pozostałe wyszły super. Polecam. Następnym razem będzie chyba burak lub marchewka. Bo ziemniak jest zbyt oczywisty ;)
Zaś dzisiaj obiad robił Pan R. z pomocą Lilianki, która przy produkcji beszamelu była operatorem butelki z mlekiem. Ich współpraca spowodowała powstanie jednego z lepszych (bardzo mleczny w smaku) sosu beszamelowego, jakie powstały w naszej Gawrze. W beszamelu maczaliśmy ugotowane brokuły. To naprawdę było syte :)
Zajadaliśmy się też borówczankami, czyli drożdżówkami z borówkami (16 zł za 1 kg! :)), kakaowym ciastem z gruszkami oraz ossssstrrrą pomidorową salsą z nachosami.
Generalnie – jest smacznie.
***
Grochowo – warzywna pasta do pieczywa (pomysł własny)
ugotowany żółty groch
ugotowana marchewka i pietruszka
sól, pieprz
oliwa
Warzywa i ugotowany groch (połówki grochu najpierw zalewam wrzątkiem i pod przykryciem trzymam ok. 30 minut, płuczę, zalewam świeżą wodą i gotuję do miękkości, czyli ok. 40 minut, pod koniec gotowania solę) zmiksowałam, do smaku dodałam oliwę i przyprawy. Przechowywałam w słoiczku w lodówce.
olej słonecznikowy
cebula żółta
pokrojony ziemniak
kalafior podzielony na małe różyczki
1 1/2 l bulionu warzywnego
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1/2 łyżeczki imbiru
1/4 łyżeczki chili
1/4 łyżeczki kurkumy
na czubku noża kardamon i cynamon
bulion warzywny
kawałek pora
ryż długoziarnisty
Cebulę pokroiłam w drobną kostkę, ziemniaka w większą, kalafiora podzieliłam na małe różyczki. Warzywa podsmażyłam na oleju, następnie dodałam wszystkie przyprawy, podsmażyłam jeszcze chwilę, zalałam bulionem i gotowałam do miękkości warzyw i odparowania większości płynu (dusiłam w małej ilości bulionu). Na osobnej patelni na oleju poddusiłam krążki pora, wsypałam przepłukany ryż, chwilę podsmażałam, zalałam wodą i gotowałam do miękkości ryżu soląc pod koniec. Wszystko połączyłam razem. Dobre do jedzenia zarówno na ciepło, jak i na zimno.
bulion warzywny
ziemniak pokrojony w kostkę
po małej garstce zieleniny: pokrzywa, szpinak nowozelandzki, mięta, szczaw, lubczyk i zielona pietruszka
sól i pieprz do smaku
oliwa
Rozmroziłam bulion, do gorącego wrzuciłam ziemniaki i gotowałam do miękkości. Zieleninę zalałam chochlą bulionu z kilkoma kawałkami ziemniaków i zmiksowałam, następnie wymieszałam z resztą zupy i dosoliłam do smaku. Zupę na talerzu obsypałam świeżo zmielonym kolorowym pieprzem i wlałam łyżkę oliwy.
Zapiekana papryka z mozzarellą nadziewana kaszą jęczmienną (pomysł własny)
oliwa
cukinia i pomidor (pokrojone w małą kostkę)
tymianek
sól i pieprz
czerwona papryka (przekrojona wzdłuż i oczywiście pozbawiona gniazd nasiennych)
plastry mozzarelli
Na oliwie poddusiłam do miękkości cukinię, pomidor rozgotował się tworząc pomidorowy sos. Nadzienie w trakcie smażenia doprawiłam tymiankiem, a pod koniec solą i pieprzem. Połączyłam z kaszą jęczmienną ala tabouleh, nadziałam czerwoną paprykę, na górę kładłam plastry mozzarelli. Zawijałam każdą połówkę papryki osobno w folię aluminiową, przełożyłam do ceramicznego pojemnika (do zapiekania lasagne) i piekłam 30 minut w 200 stopniach.
Po upieczeniu papryka stała się jeszcze bardziej słodka.
Uwaga: ponieważ mozzarella w części stopiła się na folii aluminiowej, polecam zamiast dawać na wierzch – zmieszać razem z nadzieniem.
Liście jarmużu (bez łodyg i twardych włókien, umyte i porwane na małe kawałki)
Wymieszane razem: olej słonecznikowy, sól himalajska i sproszkowana wędzona papryczka z Esplette
Przygotowane liście maczałam w smakowym oleju i wykładałam na blaszkach na folii aluminiowej obok siebie uważając, aby liście na siebie nie zachodziły. Piekłam ok. 7 do 10 minut w różnej temperaturze. Marta podaje w przepisie „150 stopni przez 3 - 5 minut do czasu, aż będą chrupkie ale nie spalone.”
Mój piekarnik jest gazowy, więc piecze różnie. Aby chipsy wyszły - muszą być chrupkie, ale nie spalone.
Brokuły w beszamelu (pomysł rodzinny)
brokuł podzielony na różyczki i ugotowany
ewentualnie starty żółty ser
Najlepiej trochę beszamelu wlać do miseczki i trzymając brokuła za „nóżkę” maczać w sosie. Lila poleca jeszcze na wierzch starty żółty ser.
1/2 szklanki cukru,
4,5-5 szklanki mąki (pół na pół tortowa z pszenną Szymanowską 480)
2 szklanki mleka
szczypta soli himalajskiej
50g masła
1 opakowanie suchych drożdży
borówki (dużo) – u Majany było to ok. 350 g jagód
ewentualnie lukier na wierzch
Mleko podgrzałam jednocześnie rozpuszczając w nim masło pocięte na małe kawałki. W misce połączyłam z mąką drożdże, cukier i sól. Dodałam ciepłe maślane mleko, połączyłam i wyrobiłam ciasto, aż przestało się kleić do rąk. Przełożyłam do miski i dostawiłam na ok. pół godziny, aż ciasto podrosło. Lekko je odgazowałam, nożem odkrajałam po kawałku ciasta, rozpłaszczałam na dłoni, robiąc dołek jak w przypadku pierogów, do którego dawałam po kilka borówek, zaklejałam, formowałam zgrabne okrągłe bułeczki i odkładałam na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę (klejonym do dołu). Zostawiłam na ok. 10 minut (w międzyczasie nagrzewał się piekarnik), pomalowałam rozbełtanym żółtkiem i piekłam ok. 25 minut w 200 stopniach.
Na wierzchu Pan R. kilka bułek posmarował po upieczeniu lukrem.