Jestem jak marzec, który nie potrafi się zdecydować, czy chce być jeszcze zimą, czy może już wiosną. Odczuwam dysonans. Marzę o ramionach, przytulam poduszkę. Byłam żoną, zostałam koleżanką. Chcę wyjść, muszę siedzieć. Mam ochotę na książkę, chłonę ustawy. Wolę spodnie, ale zakładam spódnicę. Czekam na list, odbieram spam. Mam ochotę na earl grey’a, a opijam się miętową z limonką. Spieram się z patelnią i smażę placki. Gdzie w tym jakiś sens?

Placki cukiniowe z imbirową nutą (przerobiony przepis na ziemniaczane)
cukinia
jajco
mąka
sól, pieprznięty
kawałek kłącza imbiru
Obraną cukinię rzuciłam na wzrok tarki, która rozmieniła ją na drobno (jeżeli byłby z tego jakiś sok, pewnie bym go odcisnęła). Mniejsze oczy zajęły się tarciem imbiru. Do startych dorzuciłam jajco i mąki na tyle, aby konsystencja ciasta była gęstsza niż na naleśniki. Przysoliłam, pieprznęłam i rzuciłam na żar patelni. Smażyłam krótko – do zrumienienia, bo przecież z patelnią się nie lubię. A potem zjadłam* – z anyżkową konfiturą z karmelizowanej czerwonej cebuli, którą uszczęśliwiła mnie Lipka. A później? Później oddałam się. Nauce.
A co na to Lec? ---> "Słowa są nekrologami myśli."
* za pierwszym razem, kiedy je smażyłam wieki temu, jeszcze w czasach wrocławskich, a i drugi raz już w zacisznej – do ciasta dorzucałam świeży koperek i serwowałam z jogurtem czosnkowym. Też było dobrze.

Placki cukiniowe z imbirową nutą (przerobiony przepis na ziemniaczane)
cukinia
jajco
mąka
sól, pieprznięty
kawałek kłącza imbiru
Obraną cukinię rzuciłam na wzrok tarki, która rozmieniła ją na drobno (jeżeli byłby z tego jakiś sok, pewnie bym go odcisnęła). Mniejsze oczy zajęły się tarciem imbiru. Do startych dorzuciłam jajco i mąki na tyle, aby konsystencja ciasta była gęstsza niż na naleśniki. Przysoliłam, pieprznęłam i rzuciłam na żar patelni. Smażyłam krótko – do zrumienienia, bo przecież z patelnią się nie lubię. A potem zjadłam* – z anyżkową konfiturą z karmelizowanej czerwonej cebuli, którą uszczęśliwiła mnie Lipka. A później? Później oddałam się. Nauce.
A co na to Lec? ---> "Słowa są nekrologami myśli."
* za pierwszym razem, kiedy je smażyłam wieki temu, jeszcze w czasach wrocławskich, a i drugi raz już w zacisznej – do ciasta dorzucałam świeży koperek i serwowałam z jogurtem czosnkowym. Też było dobrze.
ale placuszki i ta konfitura
OdpowiedzUsuńJest Oczko jest. Bo zaraz będzie kwiecień.
OdpowiedzUsuńA placuszki cudne. Zazdroszczę tym bardziej, że mi cukiniowe wychodziło dotąd dość wodniste.
Placki super, ale z konfiturą bym ich po dobroci nie zjadła :) Już prawie połowa marca minęła, będzie lepiej!
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam tytuł to z lekkim strachem wchodziłam na stronę bo za takimi słowami oczekuje pewnej kwintesencji smaków ciała i duszy i się nie zawiodłam :-), zwłaszcza że ja od wczoraj chodzę z pypciem anyżowym !!!!!!!!!! Ale coś w tym jest co napisałaś o marcu w odniesieniu swojej osoby bo niby święta wielkanocne za pasem a mnie bierze na słodycze bożonarodzeniowe zwłaszcza anyżowe :D i piernikowe. Jak to mawia moja koleżanka: Jajek pod choinę :P
OdpowiedzUsuńkurczę, ja mam 'nieznośną ciezkość bytu...' i może tez dziś wolałabym być koleżanką...?
OdpowiedzUsuńTa konfitura to jak smakuje? Bo placki to kupuje w ciemno :)
Ciekawe przeróbki, ładne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak bywa w tym życiu. ;-) A zdjęcia super!!
OdpowiedzUsuńAlutka--->marzą mi się znowu. Chyba przeproszę się z patelnią ;) A tak w ogóle to między innymi przez Ciebie wzięłam się za placki. Jakaś fala Was ogarnęła i zaczęłyście smażyć. To sobie pomyślałam: "hmm, ja też mogę!" ;)))
OdpowiedzUsuńKabamaiga--->wodniste powiadasz? Mam na to 3 teorie:
1 - cukinia była ścierane na najmniejszych oczkach i puściła sok (u mnie jest na największych)
2 - sól wyciągnęła sok
3- za mało mąki.
Felicjo--->nie lubisz czerwonej cebuli, czy anyżku? A może wszystko razem? ;)
Michrówku--->z tym anyżem to ja się kocham od dzieciństwa. Pamiętam jeszcze takie cuksy w przezroczystych foliach. Nigdzie ich teraz nie ma.
Mafi--->konfitura smakuje...dobrze :) Tak, wiem! Dużo Ci to mówi ;)) Jest słodka z wytrawnym akcentem i mocno wyczuwalną nutą anyżu.
Any...(trudny nick ;))--->witam na Bełkotach! :) I dzięki za komplementa :)
Krokodillo--->bo raz jest zima, a raz lato. Po prostu :)
pozdr!
Takiej pogody to ja nie lubię,ale placuchy jak najbardziej tak, zwłaszcza, że jest w nich zielone:))
OdpowiedzUsuńAnyżek powiadasz? Jakoś tak mało go u mnie, mam gwiazdki ,ale jeszcze nawett do zdjęc nie wykorzystane;)
Ps. Kupiłam syrop miętowy:)
lubię cukiniowe placki, szczególnie z koperkowym sosikiem i parmezanem, często je robię w sezonie na cukinie, teraz za drogo ;D
OdpowiedzUsuńale może się na bakłażana skuszę w przyszłym tyg, ciut tańszy się wydawał :]
pozdrawiania ciepłe na skołatane myśli ślę ;)
Świetny cytat z Leca.
OdpowiedzUsuńI Twoja słowna przeplatanka też, Oczko.
Cukinia w marcu? Ty burżuju! ;)
Siostra--->ciastka zrób! z anyżkiem! (a potem możesz mi wysłać ;)) O miętowym już czytałam :) Też sobie na niego zapoluję :)
OdpowiedzUsuńViri--->parmezan? Dobra myśl! Ożenię go następnym razem z placami :)
Truskawka--->Lec chyba przeczytał moje myśli ;)))
No i okrzyczały mnie, że rozrzutna jestem, eh!
nie pozostaje ci nic innego jak stworzyć Twoje cuksy :P:) może i ja skorzystam :-) pzdr
OdpowiedzUsuńHehe :) Obawiam się, że temu wyzwaniu nie sprostam ;) Będę więc dalej marzyć ;)
OdpowiedzUsuńAnyżku oczywiście :)
OdpowiedzUsuńA on taki dobry, tak się stara być aromatycznym... ;) Chyba go nie doceniasz ;)
OdpowiedzUsuńbędę musiała spróbować wg Twojego przepisu, bo mi nawet placki cukiniowe dotąd nie wychodziły...
OdpowiedzUsuńTa komfitura wygląda tak, że mi się ślina zbiera w paszczy :) skąd taką wziąć jak się nia ma takiej Lipki?
a co do początku wpisu - zwaliłabym to na przesilenie wiosenne ;)
Skąd? Pojęcia nie mam. Chyba trzeba by zapytać o to Lipkę. Ale wiesz? - wpadła mi do głowy taka myśl, że można się pokusić o samodzielne zrobienie tej marmelady ;)))
OdpowiedzUsuńja oczywiście na to nie wpadłam - bo gdzieżbym ja potrafiła marmeladę zrobić? Ale za Twoją radą wygooglałam jakiś przepis i już mi się podoba - dodaje się porto :) Dawno go nie piłam, a warto po nie sięgnąć póki jeszcze zima za oknem, czyż nie? :)
OdpowiedzUsuńPewnie, pewnie! Trzeba się dogrzewać. Sama chętnie bym się dosiadła do tego porto. Jakoś się nie złożyło, żebym się z nim zapoznała wcześniej.
OdpowiedzUsuńjeśli dobrze pamiętam smak to jest jakby gęstsze i słodsze - o ile dobrze pamiętam to polecam! :)
OdpowiedzUsuńMoże warto spróbować placki z marmeladką popijane porto?
Z tą popitką to całkiem niezła myśl! ;)))
OdpowiedzUsuńEch, Oczko, 4 słowa zmienię i mogę się dziś pod Tobą podpisać.. I jeszcze śnieg leży, znowu - ten marzec..
OdpowiedzUsuńAle placki fajne, druknę żeby na lato zapamiętać :-) Ten na drugim zdjęciu wygląda jak taki ludzik okrągły z gry albo reklamy, packman czy jakoś tak ;-)
:-)))
Hehe! Zauważyłam to dopiero, jak zrzuciłam zdjęcia do laptoka ;))
OdpowiedzUsuńPlacuszki pierwsza klasa, tylko ten cytat od Leca troche niepokojacy:)
OdpowiedzUsuńUsciski.
Lec? Lec postawił kropkę...pod znakiem zapytania.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie cukiniowe placuszki - pycha :)
OdpowiedzUsuńJa też, tylko...nie lubię ich smażyć :)
OdpowiedzUsuńOczku, mnie rozwalil Lec dzisiaj u Ciebie. Z oddawaniem sie tez nie gorsze!
OdpowiedzUsuńAnyzek - cos sie nie lubimy, ale i tak bym sie na placuch z konfitura taka wprosila :-) A duzo sie do tych placuchow daje maki?
Basia, to zleży. Od tego ile tej cukinii, jak ją ścierasz (duże , małe oczy) i jak duże jajco jest. U mnie na niecałą cukinię (na dużych) i małe jajco było jakieś niecałe 2 łyżki. Wiesz, konsystencja taka gęstsza ma być, coby się nie rozlewało ciasto po całej patelni. Jak na ziemniaczane - mniej więcej.
OdpowiedzUsuńDziekuje Oczku, tom juz zrozumiala. A odcismnac ta cukinie pewnie i lepiej?
OdpowiedzUsuńBuziak niedzielny!
Jak jest co odciskać, to pewnie, że lepiej. Ja miałam na dużych oczach, więc odciskać nie miałam co. Dlatego od razu zabrałam się za bełtanie na zjednoczenie.
OdpowiedzUsuńściskam (i dziękuję za "pustą akcję dla oczka ;)) hehe )
Oczku, no musimy jakos myslec o Tobei i Twej nalewce, znajomosc zobowiazuje, a nie?
OdpowiedzUsuńSciskam cieplo :-)
Oczko oj ja takie placuszki to bym zjadła oj zjadła bom jest wielką fanką cukini :):)
OdpowiedzUsuńA co do marca mam go dość - rano pięknie świeciło słonko a teraz co sypie, że hej.
serdecznie pozdrawiam
Oczkownico...
OdpowiedzUsuńwiosna na horyzoncie, mimo iż za oknem tona śniegu.
z każdym dniem będzie lepiej, ju noł!
:)
cium cium:*
Basia--->no jak nie, jak tak, hehe :)) Słodziaki z Was, że tak się troszczycie o moją przyszłą nalewkę ;)))
OdpowiedzUsuńEwelka--->Och! jak dobrze, że piszesz. Wiesz, mam mały kłopot. Zapomniałam hasła do Ciebie i się zalogować nie mogę, a odzyskiwanie hasła nie działa, buuu! A ja maszkarony widziałam i chciałam deczko postrzępić klawiaturę o nich. Ech! Pech!
Karolu--->aj noł! Ale ten śnieg to mógłby już sobie dać na wstrzymanie. Ciumkam! :)**
Oczko kochana ja Cię poratowałam - zaraz @ skrobnę :)
OdpowiedzUsuńLubię takie cukiniowe.
OdpowiedzUsuńI jakoś tak się ucieszyłam, gdy przeczytałam o czasach wrocławskich :)
Sens. Czy wszędzie i zawsze musi być sens?
cudnie to napisałaś
OdpowiedzUsuńnaprawdę cudnie
i na placki smaka narobiłaś,o
Oczko, jak ja rozumiem Twoje marcowe dylematy !
OdpowiedzUsuńPlacki podobają mi się bardzo, jak wszystko, co z imbirem :)
Ewelka--->mam m@upę! Dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńAmarantka--->całe cztery lata się mieszkało we Wro :) Bo ja w ogóle niezbyt daleko Wro się urodziłam - tak bajdełejem. Wracając - fajnie było, bardzo mile wspominam tamte czasy :)
Karotkowa--->ale mnie dzisiaj chwalisz :)) A ja widzę nową miniaturkę :)
Grażka--->cieszę się, że mam odczuciowego sojusznika ;)))
Ale tym Lecem przywaliłaś, to tak żeby było zgodne klimatem z marcową pogodą, rozumiem. Zaś nieznośna lekkość bytu jak wiadomo w rzeczywistości bywa raczej przyciężkawa (zresztą ja się z Kunderą nie zgadzam, ale pewnie ze względu na czasy lepiej było pielęgnować w sobie nihilizm).
OdpowiedzUsuńA przechodząc na weselszą stronę rzeczywistości i przestając się wymądrzać, to się przez te Twoje placki głodna zrobiłam i przez konfiturę jeszcze bardziej, bo kiedyś zrobiłam taką cebulową, bez anyżku wprawdzie, ale już dawno jej nie ma i to jest dopiero dramat.
Z tym Lecem, Karola, to jest dziwna sprawa. Bo kiedy się go czyta, to się doznaje olśnienia: "rzeczywiście! tak jest!". Kiedy przeczytasz, to wydaje się takie oczywiste, ale zanim nie przeczytasz, to możesz na to nie wpaść. Za to go lubię :)
OdpowiedzUsuń