piątek, 30 września 2011

I love aceite, czyli słowo o oliwie i biszkopt z oliwą i winem

Broniłam się długo przed podawaniem nazwy jakiejkolwiek marki produktu, które zdarza mi się wykorzystywać w kuchni. W głównej mierze dlatego, aby blog nie był komercyjny, gdyż nie prowadzę go dla pieniędzy, ale dla przyjemności. Tym samym, gotuję na co mam ochotę, piszę co chcę i kiedy chcę.
Z drugiej strony pomyślałam sobie, że oprócz tego, że jestem blogerką, to jestem również konsumentką. Z reguły świadomą, nie daję się łatwo nabierać na promocje – pod tym względem jestem okropnym klientem dla supermarketów. Skoro jednak rozważnie wkładam produkty do koszyka, dbam o to, aby nie były one marnej jakości, czasem lubię poczytać etykiety (niekiedy dla własnego komfortu, zwykle zaś dla świadomości, że zapłacę za coś dobrego), tym samym mogę napisać o czymś, co jest tego warte.

Dlatego dzisiaj możecie poczytać o czymś właśnie takim dobrym. Zostałam zaproszona na degustację oliwy, która szerszemu gronu konsumentów jeszcze nie jest znana, gdyż dopiero wchodzi na rynek. Spotkanie składało się z części teoretycznej i organoleptycznej (mmm! ta druga zdecydowanie bardziej mi się spodobała).
Czy zwracacie uwagę, na to, jaką kupujecie oliwę? Czy jest to oliwa extra virgin? Czy jeżeli rozlejecie jej sobie trochę na spodek i zanurzycie kawałek ciabatty (a czasem jeszcze lekko posolicie), to jest ona smaczna? Czy używacie oliwy do smażenia?* Dobra oliwa, porządnej jakości na każde pytanie odpowie twierdząco.



Oliwę z Andaluzji wyróżniającą się denominacją „Sierra de Cazorla” z regionu Peal de Becerro (Jaén), którą degustowałam razem z innymi blogerkami (Olu, dziękuję) mogę Wam śmiało polecić. Jest pyszna, zarówno filtrowana (piękny żółty kolor), jak i niefiltrowana (odcień zielonkawy, czasem z naturalnym osadem). I piszę to nie dlatego, że mi za to płacą (bo nie płacą), że mi tak kazali (bo nie kazali – to moja dobra wola), tylko dlatego, że o dobrych rzeczach, należy pisać dobrze i się tym dzielić. Ja już zostałam jej fanką. A butelka 250 ml (którą każda z nas dostała na odchodne), już została otwarta i użyta - do pysznego biszkopcika z oliwą i białym winem.
Z tego miejsca zapraszam Was do zajrzenia na stronę I love aceite (angielska i dla polskich konsumentów). Może znajdziecie swój smak oliwy?



Biszkopt z oliwą i białym winem (przepis z broszurki dodanej do prezentowej oliwy na degustacji)

3 jajka
150 g cukru (dałam 90 g – ilość zupełnie wystarczająca, gdyż słodyczy ciastu dodaje jeszcze wino)
0,5 szkl oliwy Iloveaceite
0,5 szkl białego słodkiego wina (Roc de Miremont Monbazillac)
200 g mąki
torebka proszku do pieczenia
szczypta soli

Najpierw zmiksowałam porządnie na krem jajka z cukrem, wlałam płyny, a na koniec wymieszałam z przesianą mąką z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Piekłam 30 min w temp. 190 stopni (w przepisie jest 35-40 min w 200 stopniach).
Kawałki ciasta jadłam maczane dodatkowo w kapce oliwy. Ciasto jest najlepsze i najbardziej aromatyczne prosto po upieczeniu i odstawieniu do ostudzenia. Polecam!



* Wbrew obiegowej opinii oliwa jak najbardziej nadaje się do smażenia. Idealna temperatura smażenia wynosi 180 stopni. Masło dymi się już w temperaturze 110 stopni, olej rzepakowy w 160 stopniach, olej sojowy i słonecznikowy w 170 stopniach, oliwa z oliwek dopiero w 210 stopniach. Olej palmowy zaś w temperaturze 240 stopni.

** Post otagowałam "wpis z marką", będę go używać za każdym razem, gdy będę dzielić się wrażeniami po testowaniu produktów, których nazwę marketingową będę używać na blogu.



środa, 28 września 2011

Dzień Jabłka: pieczona wątróbka z jabłkiem i śliwkami

Na wstępie ustalmy jedno: wątróbka ma albo zdeklarowanych wielbicieli albo takich samych wrogów. Na nic się zdają peany na jej cześć i próby przekonywania o walorach smakowych w kierunku tych drugich – nie ma co się oszukiwać, nie docenią smaku. Pan R. też tylko się wzdrygnął kiedy powiedziałam, co sobie położę na talerz. Nie chcesz? Ależ nie szkodzi! Więcej dla mnie! ;)

2 lata temu u Ptasi wypatrzyłam wątróbkę z jabłkami. Zrobiłam – była pyszna. Ale kiedy znalazłam w środku zimy ten przepis poniżej – postanowiłam go zapamiętać, gdy przyjdzie jesienny sezon na śliwki i większy wybór jabłek. Trochę musiałam poczekać. Ale warto było! Jeżeli lubisz wątróbkę, a rzeczona z jabłkami, ze śmietaną, z pomidorami, z dżemem malinowym, a także z rodzynkami i cynamonem już za Tobą – skuś się na tę ze śliwkami i jabłkiem. Pycha!



Pieczona wątróbka z jabłkiem i śliwkami (przepis z Ugotuj.to)

50 dag wątróbek kurzych (na jedną porcję zrobiłam z 30 dag wątróbki indyczej, ale wystarczy z 20 dag – danie jest naprawdę syte)
1 cebula (średniej wielkości cebula czerwona)
10 węgierek
duże jabłko (lekko kwaskowe)
sól
pieprz kolorowy
majeranek

Śliwki umyć, przekroić na pół, ale tylko tak, by wyjąć pestkę. Jabłka obrać, pokroić na cząstki. Cebulę pokroić w grube krążki (pokroiłam w piórka). Wątróbkę umyć, oczyścić (pokroiłam na niezbyt małe kawałki). W naczyniu do zapiekania układać wątróbkę, śliwki, jabłka. Można posypać kminkiem (pominęłam), majerankiem (polecam). Zapiekać pół godziny w temperaturze 160 st. C. (posoliłam dopiero po 20 minutach pieczenia i zostawiłam na jeszcze 10 min)
Uwaga! Nie dodaję tłuszczu, owoce stworzą pyszny sos (rzeczywiście tak było).





Dzień Jabłka u Tatter:



i jeszcze:

oraz

sobota, 24 września 2011

Staroświeckie ciastka: kruche ciotki Loli i amoniaczki

Z domu pamiętam trzy rodzaje ciastek: ciastka wyciskane przez specjalną foremkę, którą nakładało się na maszynkę do mięsa, amoniaczki i duże, okrągłe ciastka (na wielkość otwartej dłoni) posypane cukrem – te ostatnie jadałam zawsze u babci.
Postanowiłam przypomnieć sobie smak dzieciństwa. Ponieważ nakładki na maszynkę nie mam, a ciastka babci są tajemnicą (babcia nie żyje od 14 lat) – pozostały mi amoniaczki.

To ciekawe ciastka, jego struktura po wyrobieniu jest cudownie elastyczna, ciasto świetnie się wałkuje, bezproblemowo wycina i szybko piecze. Zaś dodatek wodorowęglanu amonu (który spulchnia ciasto), powoduje w środku porowatą przestrzeń. Ciastka nieco rosną w górę, a po upieczeniu są przyjemnie chrupiące.
Piekąc je korzystałam ze sprawdzone przepisu ze starego zeszytu mamy. Według niego amoniak dodaje się razem z mąką. Natomiast w przepisie na opakowaniu wodowęglanu amonu – środek można rozpuścić najpierw w mleku.

Drugie ciastka wzięłam od Ani – Truskawki, która też wykorzystała stary, sprawdzony przepis. Chrupkie (choć nie do końca kruche), słodkie (zalecam ograniczyć ilość cukru) – miały leżeć szczelnie zamknięte w słoiku z przeznaczeniem do herbaty na jesienne wieczory – hmmm, cóż nie ma już po nich śladu ;)

Tak czy siak - wygląda na to, że dzisiaj częstuję Was staroświeckimi ciastkami ;)

Edit: a o ciastkach z maszynki możecie poczytać u Kumy Moniki



Amoniaczki (przepis z zeszytu mamy)

250 g mąki
1/4 szklanki cukru
2 łyżki masła
1 jajko
1/4 szklanki mleka
1 płaska łyżeczka wodorowęglanu amonu - "amoniaku"
szczypta soli

Do stopionego masła dodałam cukier i jajko, wlewając mleko ucierałam ciasto mikserem na gładką masę. Następnie dodałam mąkę i amoniak. Zagniotłam ciasto (w przepisie była wstawka: „jak na pierogi”), rozwałkowałam, wycinałam ciastka i piekłam w 180 stopniach do lekkiego zezłocenia na brzegach(uwaga: przy układaniu na blaszce surowych ciastek – rosną trochę wszerz i w górę).




Kruche cukrowe ciastka do herbaty cioci Loli (cytuję w całości za Anią Truskawką); moje uwagi tłustym drukiem

170 g masła
110 g cukru (dałam 80 g, ale jak będę je piekła następnym razem dam połowę max. 60 g – wolimy mniej słodko)
220 g mąki
1 jajko
+ 3 łyżki cukru

Schłodzone masło, mąkę i cukier mieszam siekam tak, jak na kruche ciasto, czyli szybko i zwinnie (ciasto powinno uzyskać strukturę okruszków przypominających bułkę tartą). Następnie dodaję jajko, mieszam z resztą składników. Ciasto zbijam w kulę, a następnie formuję na kształt wałka. Wkładam do woreczka foliowego i chowam do zamrażarki na ok. 15 minut.

Po wyciągnięciu obtaczam ciasto w 3 łyżkach cukru
(co nie jest konieczne – podzieliłam ciasto na 4 mniejsze wałki, w cukrze obtoczyłam tylko jeden, następnym razem zrezygnuję i z tego jednego) i kroję w plastry grubości do 1 cm. Rozkładam je na blasze w pewnych odstępach, ponieważ ciastka się lekko rozchodzą. Piekę w 190 st. C. przez 10-15 minut (aż się zezłocą). Po ostygnięciu ciasteczka twardnieją i stają się chrupiące.

czwartek, 22 września 2011

Dwie zielone zupy - kremy

Bardzo lubię przełom sierpnia i września, lubię to, że nie ma już upałów, ale nie jest jeszcze zimno, lubię znowu gromady ludzi w zbiorkomie, który wozi mnie do i z pracy. Lubię wreszcie też ten sezonowy szał warzywno – ogrodniczy, nieco inny od wakacyjnego i czas dla rozgrzewających dań. Tylko szybszy zmrok i niżej położone na niebie słońce nie napawa już takim entuzjazmem. Całe szczęście jeszcze dużo zielonych liści uporczywie trzyma się gałęzi.

Dzisiaj dużo ciepła w kubkach – zielonego jak liście ;) Selerowa, to tzw. sprzątanie lodówki, brokułową zaś zrobiłam (pod koniec wakacji) z przepisu Bei.



Krem z selera naciowego z groszkiem, rukolą i pieczonym indykiem (przepis własny)

bulion wołowo – drobiowy
oliwa
kilka łodyg selera naciowego
groszek mrożony
świeża rukola
śmietana
czubrzyca, pieprz
pieczony indyk

Na oliwie poddusiłam chwilę seler w plasterkach i zalałam rozmrożonym bulionem dosypując czubrzycę. Pod koniec gotowania wrzuciłam groszek. Dodałam zahartowaną śmietanę i zmiksowałam z pokrojoną rukolą. Doprawiłam pieprzem i podawałam z pieczonym indykiem.




Kremowa zupa brokułowa z niebieskim serem (podaję łącznie z proporcjami za Beą, ja robiłam tradycyjnie "na oko")

2 łyżki oliwy
1 cebula
1-2 ząbki czosnku
500 g różyczek brokuła (teraz, poza sezonem można użyć mrożonych)
1 duży ziemniak (ok. 200g)
ok. 1 – 1,2 litra bulionu
sól, pieprz do smaku
spora garść (ok. 50 g) orzechów włoskich
niebieski ser pleśniowy (ok. 100-150g)
opcjonalnie : grzanki

Cebulę i czosnek obrać; cebulę drobno posiekać, czosnek zmiażdzyć. Ziemniak obrać, pokroić w kostkę, opłukać. Różyczki brokuła (świeże) opłukać.
Cebulę i czosnek udusić na rozgrzanej oliwie (kilka minut), dodać ziemniaki, zalać bulionem, zagotować i po ok. 5-7 minutach dodać brokuły. Gotować jeszcze ok. 8-10 minut (w zależności od wielkości różyczek), do miękkości (mrożone brokuły gotujemy nieco krócej niż świeże). Zupę zmiksować, doprawić do smaku (uwaga : nie solimy zbytnio zupy, ser bowiem nada jej odpowiedniego smaku).
Orzechy zrumienić na suchej patelni.
Każdą porcję zupy udekorować orzechami i kawałkami sera pleśniowego (opcjonalnie – możemy też przygotować w piekarniku grzanki z serem pleśniowym).

poniedziałek, 19 września 2011

Krótko o pieczeniu mięs i chutney śliwkowy.

Od dłuższego już czasu, zamiast wędlin, kupujemy kawałek mięsa, nacieramy oliwą, przyprawiamy, pieczemy, a potem kroimy w chwili potrzeby w plasterki na kanapki. Na początku zaczynaliśmy z zakrytym naczyniem żaroodpornym, potem z rękawem do pieczenia, aż zamarzyliśmy o termometrze. Chwilę nam zajęło jego poszukiwanie, aż wreszcie udało się go kupić. Najzwyklejszy, niezbyt drogi (nie pamiętam dokładnie, ale wyniósł między 10 a 20 zł), rewelacyjny.


Wystarczy wbić szpikulec w mięso, ustawić w piekarniku niską temperaturę (nasze piekło jest w stanie utrzymać najniższą temperaturę na poziomie 140-150 stopni) i w takiej temperaturze piec mięso do tego momentu, aż uzyska pożądaną temperaturę: wołowina piecze się najszybciej (bo potrzebuje osiągnąć mniejszą temperaturę), najdłużej drób (potrzeba mu najwyższej temperatury w środku).
Przy zakupie warto jednak sprawdzić, czy dany egzemplarz producent pozwala trzymać przez cały czas w piekle, czy tylko zaleca do chwilowego wbijania celem skontrolowania temperatury. My mamy taki, który siedzi w mięsie cały czas, aż do końca pieczenia.

Po doświadczeniach z termometrem, bezapelacyjnie stwierdzamy, że jest to prosty, a jednocześnie genialny sposób na upieczenie idealnego kawałka mięsa. Teraz już tylko wystarczy się zdecydować co mamy ochotę upiec, aby potem smacznie sobie podjeść coś dobrego.

My ostatnio piekliśmy pierś z indyka (natarte przyprawą do dań kuchni greckiej) oraz schab nadziewany suszoną żurawiną (natarty z wierzchu majerankiem, kminkiem i młotkowanym pieprzem).




Pomimo tego, że tak upieczone mięso samo w sobie jest idealne, zapragnęłam jednak jeszcze jakiegoś dodatku. Z tą właśnie myślą zrobiłam chutney śliwkowy. No cóż, muszę stwierdzić, że to naprawdę jest ambrozja.



Chutney śliwkowy (Przepis z programu Kuchnia.tv -Przysmaki Jamesa Martina, odc. 9)

Składniki:
500 g różnych śliwek (u mnie 400 g węgierek)
100 ml białego winnego octu (50 ml octu jabłkowego + ekstra 1 łyżka octu balsamicznego)
100 g brązowego cukru demerara (50 g zwykłego)
3 łyżki wody
2-3 szalotki (1 mała czerwona cebula)
1 laska cynamonu
sól
pieprz (kolorowy)

Przygotowanie:
Wydrylowane śliwki kroimy na kawałki i wrzucamy do garnka. Dodajemy ocet (i ocet balsamiczny), cukier, wodę i cynamon (można doprawić też gałką muszkatołową i zielem angielskim). Dorzucamy pokrojone szalotki (czerwoną cebulę), mieszamy i gotujemy na wolnym ogniu od 15 do 20 minut (aż śliwki zaczną się rozpadać, nie podkręcać za mocno ognia). Doprawiamy solą i pieprzem i przekładamy do słoika. Przechowujemy nie dłużej niż tydzień.


Dodaję do akcji:

i

sobota, 17 września 2011

Tarta śliwkowo - migdałowa

Śliwę do uprawy wprowadzili Persowie, natomiast rozpowszechnienie na terenie Europy zawdzięczamy Grekom i Rzymianom. Co ciekawe – do rodzaju śliwy Prunus zaliczane są też takie gatunki jak: morela, brzoskwinia, wiśnia i czereśnia.

Kiedy trafiłam w książce na ten podany poniżej przepis, wiedziałam, że niebawem go zrobię. Tym bardziej, że właśnie nastał sezon na śliwki, a ja w tym samym stopniu jak renklody i mirabelki lubię też węgierki. A ponieważ Pan R. lubi tarty wszelakie, nie pozostawało już nic innego, jak zarezerwować sobie chwilę w kuchni.



Tarta śliwkowo – migdałowa (źródło: Desery, wyd. Parragon, str. 82)

kruche ciasto:
zrobiłam z własnego, sprawdzonego przepisu: 150 g mąki, 100 g masła i 1 jajko, pieczenie ok. 25 min w 180 stopniach (z fasolą i dopiekaniem)

nadzienie:
1 jajko i 1 żółtko
140 g nierafinowanego cukru (dałam 88 g zwykłego)
55 g roztopionego masła
100 g mielonych migdałów (dałam 60 g płatków migdałowych zmiażdżonych w moździerzu)
1 łyżka brandy (dałam 1 łyżkę białego słodkiego wina)
900 g drylowanych śliwek (węgierki)

Wszystkie składniki nadzienia zmiksowałam mikserem i wyłożyłam na upieczony kruchy spód. Na wierzch ułożyłam połówki węgierek i leciutko obsypałam cukrem. Zapiekałam 35 min w 180 stopniach (do momentu aż nadzienie się ścięło)




Dodaję do akcji:

i


czwartek, 15 września 2011

Sorbet melonowy "zachodzącego słońca"

Lato nieubłaganie dobiega końca. Czas pomału przygotować się na ciepłą odzież, odkręcony kaloryfer, cięższe, rozgrzewające dania oraz mniej słońca. Dlatego, aby nieco ciepłych promieni zatrzymać na dłużej - sięgam pamięcią do lata sorbetem „zachodzącego słońca” o smaku melonowym.



Sorbet melonowy zwany sorbetem „zachodzącego słońca” (pomysł własny)

1,5 bardzo dojrzałego melona galia
1/4 szklanki przegotowanej wody
łyżka miodu wielokwiatowego
świeża mięta

Melona pozbawiłam skórki i pestek, pokroiłam w kostkę i zmiksowałam żyrafą.
Wymieszałam z wodą posłodzoną miodem, przełożyłam do pojemnika i włożyłam do zamrażalnika. 3 razy co 3 godziny przemieszałam dokładnie widelcem (a to co się zmroziło za bardzo rozbiłam blenderem). Podawałam ze świeżą miętą.




Dodaję do akcji:

i



wtorek, 13 września 2011

Pieczona papryka nadziewana mięsem

Naprawdę lubię sos pomidorowy – domowy, dobrze doprawiony mogłabym jeść praktycznie codziennie w różnych wariantach: w leczo, jako sos do makaronu, w gulaszu paprykarzu, podkręcony tymiankiem lub pastą garam masala, czy z mięsem mielonym – jak w przypadku tej nadziewanej papryki. A papryka to naprawdę prosta sprawa. Pyszna jest pieczona zarówno w piekarniku, lub jak uskuteczniał to tego lata szwagier Pana R. - w zamkniętym grillu. Wolę bardziej zieloną niż czerwoną, bo ma mniej oczywistej słodyczy i jest bardziej zdecydowana w smaku. Ale i tę pierwszą zjem ze smakiem :) Prosty przepis znany i wykorzystywany w wielu kuchniach.




Nadziewane mięsem pieczone papryki (przepis jest tak uniwersalny, że robiłam go z głowy)

kilka papryk
cebula drobno pokrojona
mięso mielone
pasta garam masala
ugotowany ryż
pomidory świeże lub z puszki
oliwa
pieprz

Najpierw zeszkliłam cebulę, następnie dodałam do niej mięso i smażyłam. Potem połączyłam z pomidorami i pastą i dusiłam na ogniu dobrą chwilę, aż mięso było gotowe, wtedy doprawiłam jeszcze pieprzem. Wymieszałam z ugotowanym ryżem, nadziałam papryki, zawinęłam każdą osobno w folię aluminiową, wsadziłam do naczynia żaroodpornego i piekłam ok 20-30 min w 180 stopniach.


Z papryką dołączam się do akcji na Durszlaku:

, i


sobota, 10 września 2011

Muffinki. Banan, żurawina, biała czekolada.

Pora na muffinki. Papilotki to jednak świetna sprawa. Kiedyś bawiłam się w smarowanie foremek masłem, ale papierki znacznie upraszczają sprawę.

Natomiast same muffinki są lekko wilgotne, a żurawina je nieco dosładza. Poszły migiem.



Muffinki bananowe z żurawiną i białą czekoladą (źródło: Ugotuj to z moimi modyfikacjami)

125 g masła
120 g cukru pudru (ograniczyłam ilość o 40g)
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (wyskrobałam laskę wanilii)
3 dojrzałe banany (3 mniejsze)
4 łyżki kwaśnej śmietany
2 jajka
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki proszku
300 g mąki
40 g posiekanej suszonej żurawiny
50 g posiekanej białej czekolady

Rozpuścić masło. Ściągnąć z palnika, dodać cukier, wanilię, rozgniecione banany. Wlać śmietanę, dodać jajka i wymieszać. Dodać sodę, proszek, mąkę, wymieszać. Na końcu wrzucić żurawinę i białą czekoladę, wymieszać. 
Piec około 20 minut w temperaturze 180ºC, aż będą miały jasnozłoty kolor.

czwartek, 8 września 2011

Gulasz. Paprykarz.

Po bograczu kolejny gulasz był tylko kwestią czasu. Zwłaszcza, że Pan R. miał bardzo dobry pomysł na paprykę. A lato, które się już niebłagalnie kończy jest idealnym czasem, kiedy można się nią opychać, bo jest jej dużo i tanio – niczym jak w reklamie.
Idea była taka: tylko mięso i papryka, ale papryka wrzucana partiami tak, aby część była mniej ugotowana, część więcej, a niektóre nawet lekko jeszcze chrupkie. To był naprawdę pyszny paprykarz.




Gulasz – paprykarz (zmodyfikowałam wcześniej podany przepis R. Makłowicza)

0, 5 kg łopatki wołowej
2 kg papryki (czerwona, zielona, pomarańczowa, biała)
1 świeża ostra papryka pepperoni
puszka całych pomidorów
60 dag ziemniaków
2 cebule
1 ząbek czosnku
1 łyżka słodkiej papryki w proszku , sproszkowana wędzona z Esplette i chili
oliwa
sól, pieprz

Na oliwie zeszkliłam cebulę.
Dodałam zmieloną słodką paprykę, sproszkowane chili i wędzoną z Esplette , zmiażdżony czosnek i dokładnie wymieszałam.
Dodałam mięso pokrojone w kostkę i dusiłam około 2 minut.
Wlałam wodę tak, by mięso dusiło się we własnym sosie, aż było prawie miękkie (zajęło to ok 40 min).
W międzyczasie dorzucałam w różnym czasie 3 partie pokrojonej papryki i pomidory.
Do prawie miękkiego mięsa dodałam ziemniaki, sól i pieprz.
Gdy ziemniaki były już prawie gotowe dorzuciłam ostatnią partię papryki.
Doprawiłam na lekko ostro papryką w proszku.



A co na to Lec?--->”Nigdy nie je się tak gorąco, jak się gotuje – pocieszali jedzeni gotowanych.”


Przyłączam do akcji:

i


czwartek, 1 września 2011

Krótki przegląd koterii górskiej

„Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że wszystko jest w porządku, tylko kot jest gałgan i zeżarł kanarka.”
(Jaroslav Hašek – „Przygody dobrego wojaka Szwejka”)


Byłam i sprawdziłam: koty górsko – stołowe mają się dobrze i niczym jak na Malcie występują gromadnie. Jeden nawet wpakował się nam do pokoju, ale nie zabawił długo, bo nie miałam go czym poczęstować. Jedynie po stronie czeskiej żaden kot nie był łaskaw się objawić. Oto więc kilka futer z bezkrwawych łowów:

1. twarzowy kot z czerwonego szlaku


2. niebiański kot z Dusznik


3. płochliwy (ale nie w dniu wyjazdu) kot z Kudowy


4. podwórkowy kot (również) z Kudowy




A co na to Lec? --->„Słyszałem, że świat jest piękny” – rzekł niewidomy. „Podobno” – odpowiedział widzący.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...